Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Deklasacja i sterylizacja byłyby zaś z góry przesadzone, gdyby w grę wchodziła matematyka i poezja! Ojciec wiedział! Wszystkie dawne urazy do ojca stanęły Haldanowi przed oczami, ale ostrożność kazała mu panować nad sobą. — To dość ścisła odpowiedź, jak na hipotetyczne pytanie — powiedział, siląc się na obojętność. — Nie wykręcaj się sianem. Twoja matka uważała mnie za upartego osła, ale przynajmniej zawsze byłem szczery. I radzę ci, usłuchaj mojej szczerej rady: zapomnij o Helisie! — Co ona ma z tym wspólnego? — Nie udawaj niewiniątka! Czy naprawdę myślałeś, że nie zdziwi mnie twoje nagłe zainteresowanie poezją i okazywane mi względy, i to akurat wtedy, gdy ta Safona z liczydłem pod pachą niemal siłą wtargnęła do mojego domu? Poemat epicki o Fairweatherze — sama przebiegłość! Sarkazm w głosie ojca ustąpił miejsca trosce o syna. — Posłuchaj, Haldanie. Prawa genetyczne chronią nas wszystkich. Gdyby nie one, kochliwe nastolatki zdobyte czułymi słówkami przygodnych nosicieli spermy bezustannie rodziłyby ułomne potomstwo! Nie opędzilibyśmy się od bękartów. Prawa genetyczne chronią ciebie. Żaden amator nie ma warunków, żeby wyprodukować towar wysokiej jakości po równie niskiej cenie, jak wykwalifikowany rzemieślnik, a kto po wełnę idzie do owczarni, płaci podwójnie za najgorszy gatunek. Prawa chronią i mnie. Nie chcę, żeby czerwony iks zakończył dynastię Haldanów tylko dlatego, że mój syn jest kiepskim kupcem na targu z podlotkami. Haldan poczuł się dotknięty, że człowiek, który nie potrafi odróżnić brylantu od szkiełka, szydzi z jego zdolności kupieckich. — Bardziej ci zależy na dynastii niż na mnie! — Oczywiście, że tak! Ty i ja jesteśmy tylko ułamkami w kontinuum, ale nasze imię coś znaczy. — A może ja wcale nie chcę być liczbą w ciągu? Może chcę być ich sumą? — Boże, co za pyszałkowatość! Gdybyś był dzieckiem, bawiłaby mnie twoja paplanina. Jeżeli nie masz szacunku dla swojej dynastii, pomyśl chociaż o swoim umyśle! Byłaby to zbrodnia przeciwko ludzkości, gdybyś z własnej winy pozbawił społeczeństwo jego usług! — Mam poważne zastrzeżenia co do tego społeczeństwa, więc wszelki wkład z mojej strony byłby sprzeczny z moim sumieniem! — „Poważne zastrzeżenia”! Kim ty jesteś, żeby sądzić społeczeństwo? Masz dopiero dwadzieścia lat. Czy to ten podlotek wbił ci do głowy podobne brednie? Haldan zbladł i wstał ledwo panując nad sobą. — Nie nazywaj jej podlotkiem! — Powiedzieć ci, jakie słowo pasuje do niej najbardziej? Haldan cofnął się cicho od stołu. Ostrożnie wsunął na miejsce krzesło. Niemal bezgłośnie wszedł do biblioteki, zebrał swoje książki i ułożył je równo jedna na drugiej. Następnie związał ciasno pasem i zrobił u góry pętlę, żeby wygodniej było nieść pakunek. Wyjął z szafy płaszcz, wziął książki i przeszedł przez salon kierując się w stronę drzwi. Ojciec wstał i ruszył za nim na korytarz. — Dokąd idziesz? — zapytał. — Wynoszę się stąd, zanim skręcę ci kark. Haldan III niespodziewanie złagodniał. — Posłuchaj, synu. Wybacz mi mój gniew. Nie mam nic przeciwko tej dziewczynie poza tym, że wywiera na ciebie wpływ. Mnie też było przyjemnie, kiedy koncentrowała na mnie swoją dziwną moc, ale ona jest inna niż my. Wiem, że nie jest stara, lecz ona nigdy nie była młoda. W swojej naiwności pozwoliłeś, żeby zawładnęła tobą niczym Dalila Samsonem. Nie o nią mi chodzi, a o ciebie. Jesteś moim jedynym synem, jedynym następcą. — Ojcze, nigdy się nie dogadamy. Tak, jestem twoim następcą. Po mnie przyjdzie następny Haldan, z kolejnym numerem fabrycznym. Jesteśmy składowymi komputera! Humanizm Fairweathera objawił się w ironii, że przemienił Boga w stałostanowy komputer! Jaki mamy cel? Dokąd zmierzamy? Żyjemy podobno w najlepszym ustroju i na najlepszej planecie! — Nie wierzysz w to? — Przestałem wierzyć. Haldan III usiadł na kanapie. Na jego twarzy malowało się oszołomienie. — To ona cię odmieniła. — Nic podobnego. Zadawała pytania, ale odpowiedzi znalazłem sam. Społeczeństwo, ta licząca maszyna, odczłowieczyło wszystko — nawet stosunki między tobą i mną. Ale ja, tato, pokonam maszynę. Fairweather dał radę, więc dam radę i ja! — Siadaj! Chcę ci coś powiedzieć. Z matowego głosu ojca przebijała siła nakazująca bezwzględne posłuszeństwo. Haldan usiadł. — Myślisz, że ostatnim prawym człowiekiem był Fairweather. Ostatnim prawym człowiekiem był papież Leon XXXV. Ojciec przerwał na chwilę, jakby chciał zebrać myśli. Utkwił wzrok w jakimś odległym punkcie. Oddychał ciężko. — Zdradzę ci tajemnicę państwową