Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

W pobliżu wąskiej szyi łączącej ten < pel z resztą lądu wzniesiono mały blokhauz, poświęcając wiel wysiłku jego obronności. Kloce były odporne na kule, ociosan i~1- "u" nie pozostawić żadnych słabyc' strzelnice, drzwi małe i masj a dach, jak i reszta budynku, składał się z ciosanych belek obitych porządnie korą, ażeby nie dopuścić deszczu do wnętrza. Dolną izbę przeznaczono jak zwykle na zapasy i żywność, które istotnie tam złożono, pierwsze piętro — na pomieszczenia mieszkalne, a zarazem i miejsce obronne, na niskim zaś poddaszu, podzielonym na parę izdebek, mogły się zmieścić posłania dla kilkunastu ludzi. Wszystkie te urządzenia, choć niezwykle proste i niekosztowne, wystarczały jednakże, aby uchronić żołnierzy od skutków zaskoczenia. Ponieważ przeznaczeniem budowli była jedynie obrona, postarano się więc umieścić blokhauz dostatecznie blisko wyrwy w skale wapiennej, tworzącej podłoże wyspy, aby móc spuszczać wiadro prosto do wody i zaopatrywać się w ów podstawowy napój na wypadek oblężenia. Ażeby to ułatwić, jednocześnie zaś mieć pod ostrzałem dół budynku, zbudowano jego wyższe kondygnacje w ten sposób, że były nadwieszone o kilka stóp poza przyziemie, jak to zwykle bywa w blokhauzach; otwory wycięte w balach, a mające pełnić rolę strzelnic, zatykano klocami z drewna. Z jednej kondygnacji na drugą przechodziło się po drabinie. Jednakże główną wojskową zaletę wyspy stanowiło samo jej położenie. Znajdowała się wpośród dwudziestu innych, niełatwo więc było ją odszukać, a statki przepływające nawet zupełnie blisko mogły ją wziąć za fragment sąsiedniej. Po przybyciu „Chwistu" zapanowało ogromne podniecenie. Załoga przebywająca na wyspie nie zdziałała dotąd nic godnego wzmianki, a znużona swym odosobnieniem, pałała ochotą powrotu do Oswego. Zaledwie sierżant i oficer, którego ten miał zmienić, uporali się z drobnymi ceremoniami towarzyszącymi przekazywaniu dowództwa, a już poprzednik Dunhama wraz ze wszystkimi swoimi ludźmi pośpieszył na pokład „Chwistu". Gasparowi, który byłby chętnie spędził dzień na wyspie, nakazano niezwłocznie ruszać z powrotem, gdyż wiatr obiecywał szybką przeprawę rzeką oraz jeziorem. Jednakże przed rozstaniem porucznik Muir, Cap i sierżant przeprowadzili poufną rozmowę ze zluzowanym oficerem i zapoznali go z podejrzeniami, które ciążyły na młodym marynarzu. Obiecawszy, że zachowa należytą czujność, oficer wsiadł na statek i w niecałe trzy godziny od chwili przybycia kuter znów ruszył w drogę. Mabel objęła w posiadanie jedną z chat i z kobiecą pomysło- 196 197 wością i zręcznością poczyniła wszelkie gospodarskie zabiegi, na jakie pozwalały okoliczności, w celu zapewnienia wygody nie tylko sobie, ale i ojcu. Ażeby zaoszczędzić roboty, w jednej z chat urządzono wspólną jadalnię, gdzie dowódcy mieli przyjmować posiłki, których przygotowanie zlecono żonie żołnierza. Mabel wyszła obejrzeć wyspę i ruszyła przed siebie ścieżką, która wiodła przez śliczną polankę, aż do jedynego cypla nie porosłego gęstwiną. Dziewczyna zadumała się nad swoją nową sytuacją, oddając się uczuciu miłego i głębokiego podniecenia, którym przejmowało ją wspomnienie niedawnych przeżyć oraz myśl o tym wszystkim, co przyszłość osłaniała jeszcze tajemnicą. — Pięknie wyglądasz w tym otoczeniu, panno Mabel — o-zwał się głos Davy'ego Muira, który nagle stanął przy niej — i nie wiem doprawdy, czy z obojga nie ty jesteś piękniejsza. — Nie powiem, mości Muir, że komplementy są mi niemiłe, bo może nie dałbyś temu wiary — odparła dowcipnie Mabel. — Natomiast wyznam, iż gdybyś pan zechciał pomówić ze mną na inny temat, uważałabym, że masz mnie za dość rozumną, by pojąć twoje słowa. — Ba, piękna Mabel, umysł twój jest polerowany niczym lufa żołnierskiego muszkietu, a konwersacja aż nadto subtelna i mądra dla biedaka, który od czterech lat tkwi tutaj na granicy. Ale jak widzę, że żałujesz, moja panno, iż swoją piękną stopką dotknęłaś znowu ziemi. — Nie inaczej myślałam dwie godziny temu, ale „Chwist" wygląda tak pięknie żeglując wśród tych szpalerów drzew, iż prawie żałuję, że nie jestem już na pokładzie. Tu Mabel przerwała i pomachała chusteczką w odpowiedzi na pozdrowienie Gaspara, który nie odrywał oczu od jej postaci, dopóki białe żagle kutra nie wyminęły cypla i nie zniknęły za zieloną kotarą listowia. — Tak. Odpływają, a ja nie powiem: „niech szczęście im towarzyszy"; mimo to życzę im, by powrócili cało, gdyż bez nich może nam grozić spędzenie zimy na tej wyspie, o ile nie trafimy do lochów zamku w Quebec. Ów Gaspar Eau-douce to kawał wa-gabundy, a w garnizonie otrzymali już o nim pewne wiadomości, których aż przykro słuchać. Twój zacny rodzic i nie mniej zacny wujaszek nie najlepsze mają o nim mniemanie. 198 — Przykro mi to słyszeć, mości Muir, i nie wątpię, że czas rozproszy ich nieufność. — Gdyby mógł rozproszyć i moją, nadobna Mabel — odparł kwatermistrz przymilnym tonem — nie pozazdrościłbym nawet głównodowodzącemu. Sądzę, że gdybym miał się wycofać, miejsce moje zająłby sierżant