Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Pomiędzy tymi obiektami istnieją naturalne łiaisons („To już chyba ja Polakiem nie byłbym, gdybym Syna przeciw Ojcu buntował" — TA, s- 61). „Pokochać" w tej rzeczywistości oznacza: „wejść w rolę", przyjąć gotową, idealną Formę, nad czystością której czuwają Starzy. przeciw takiej wizji wygłasza swoje filipiki Gonzalo,, który zdaje się być w pewnym momencie eksponentem stanowiska autora. Tak on „kusi" Witolda: „Nie obrzydłaż tobie polskość twoja? Nie dość tobie Męki? Nie dość odwiecznego Umęczenia, Udręczenia? A toż dzisiaj znowuż wam skórę łoją! Tak to przy skórze swojej się upierasz? Nie chcesz czym Innym, czym Nowym stać się? Chceszże, aby wszyscy Chłopcy wasi tyłka za Ojcami wszystko w kółko powtarzali? Oj, wypuścić Chłopaków z ojcowskiej klatki, a niech i po bezdrożach polatają, niechże i do Nieznanego zajrzą! Owóż to Ojciec stary dotąd na źrebaku swoim oklep jechał, a nim powodował wedle myśli swojej... a niechże teraz źrebak na kieł weźmie, niech Ojca swego poniesie, gdzie oczy po-niesą! I już Ojcu mało oko nie zbieleje, bo go Syn własny ponosi, ponosi!" (TA, s. 61—62). Dystans do Formy — pozornie to właśnie zachwala Gonzalo. Jego świat przelewa się od form najróżniejszych, degradujących się wzajem. Sam Gonzalo w końcu nie wie, kim jest: milionerem czy własnym lokajem, panem czy sługą, kobietą czy mężczyzną, gościnnym gospodarzem czy skrytobójcą etc. Jego erotyzm tedy jest wszechobejmujący; kosmos cały staje się dlań spektaklem pornograficznym, w którym własna jego osoba, przekształcona odpowiednio, zawsze może brać udział. Prototypu takiej postawy szukać by można u wstydliwego Zantmana, ale Gonzalo cały wstyd zostawił już za sobą. Cóż zyskał w zamian? Niewiele — bo swoboda erotycznej wyobraźni doprowadziła go do samozatraty, a co więcej — lubego lgnąca także zmieniła w marionetkę, posłuszną mechanizmowi zaprojektowanemu, by drażnił w Reżyserze jego „ośrodek rozkoszy". Nie jest więc prawdą, że Syn u Gonzala zyskuje swobodę; funkcjonujący Obrzęd ł zbrodnia 432 433 Rozdział VII w tym świecie erotyzm także jest „starczy" — tyle że na inną modłę. W ostatecznym rachunku lgnąc okazuje się „posłuszny Witoldowi" — na kilka sposobów zresztą: spełnia podświadome marzenie Witolda-bohatera, który Syna pragnął wyzwolić z władzy Ojca i Gonzala zarówno, odrzuca powagę Formy i nihilizm Mechanizmu, aby wybrać Śmiech i tym samym afirmować gawędowy dystans do wydarzeń; na koniec czyn jego interpretować możemy jako symboliczną likwidację pewnych dychotomii, które właściwe były dla pisarskiego warsztatu Gombrowicza (łatwo u niego odnaleźć, na poziomie zarówno stylistyki, jak kompozycji, dualizm Formy-stylizacji i Mechanizmu — powtórzeń, analogii itd.). Gombrowicz, okazuje się, nie dąży wcale do zniszczenia rodziny-ojczyzny. Jak przerażający byłby świat, w którym taka anihilacja tradycyjnych form doszłaby do skutku, pokazuje akt III Operetki.5' W finale Trans-Atlantyku, kiedy już mordercze plany rozsypują się w oczyszczającym śmiechu, następuje re-interpretacja Formy: kulig, który miał być podszytym horrorem „kulikiem Polaka", przekształca się w eksplozję radosnej zabawy; Gonzalowy świat mechanicznej „równowagi przeciwieństw" także ulega destrukcji, ugodzony przez „skos psychiczny", który posłuszeństwo Reżyserowi zmienia w wolność prawdziwą. Trzeba podkreślić, że — paradoksalnie — Śmiech ów zabija również śmieszność — Tomasza, Kawalerów Ostrogi, Poselskiego orszaku. Jest szyderstwem, ale zarazem karnawałową restytucją Formy — dlatego Gombrowiczewskie: „Śmiejmy się!", zastąpić może romantyczne: „Kochajmy się!", którego apologetyczna wobec rodzinnc-patriotycznego rytuału funkcja miała być podobna. Tyle, że tamten okrzyk wzywał do podtrzymania w nieskończoność odwiecznych instytucji — rodziny, narodu — ten zaś zarówno wyszy- ** Śpiący nago lgnąc może być zresztą uważany za prototyp Albertynki, która w pierwszych scenach dramatu była wiecznie senna, w finale natomiast pojawia się naga i triumfująca. dzając, afirmuje istnienie Formy (bo z czegoś się śmiejemy), jak sławi radosną witalność, która jest od niej pierwotniejsza i pozwala ocalić suwerenną pasję ży-^a — wbrew wszelkim klęskom." ,Karnawalizacja", która w innych utworach Gombrowicza jawi się obarczona licznymi zastrzeżeniami (wyjaśniałem to w rozdziale poświęconym Ferdydurke), w Trans-Atlantyku władna jest ocalać cierpiące jednostki i społeczeństwo. Powieść ta kształtowała się niejako wbrew narodowej tragedii, nie była — jak mniemali owocześni Zoile — „cynicznym bluźnierstwem", lecz głosem otuchy i pocieszenia. Wyjaśnia się równocześnie, dlaczego w poszukiwaniu środków dla „odnowienia wartości" musiał się Gombrowicz uciec aż do Paska: w nowożytnej epoce rytuał karnawałowy utracił już swą moc uzdrawiającą. Poziom gry: Opis działań: Wynik gry: bohater — bohater Adwersarze Witol- Planowane mor- (Witold) (Rach- da organizują mor- derstwa nie do- mistrz, dercze rytuały, chodzą do skutku. Poseł, a on sprzymierza Tomasz, się z nimi i zdra- Gonzalo) dza ich po kolei. narrator — adresat Witold wiedzie dy- Porządek dyskur- narracji skurs „gawędowy", su — nieświado- który nie asymi- mie dla Witolda — luje zbrodni — krzyżuje się z po- jako zbyt drastycz- rządkiem zdarzeń nej