Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Przez trzy miesiące. - Czy zaczynasz już w tym dostrzegać jakąś logiczną całość? zapytała Paula. - Nadal jestem ciemny jak tabaka w rogu - przyznał Tweed. - Mam w ręku wiele elementów układanki, ale wydają się nie pasować do siebie. Potrzebuję jeszcze więcej elementów, żeby zbudować obraz. A teraz - podniósł spakowaną walizkę - muszę już jechać do Londynu. Bądźcie ostrożni. - Zobaczymy się w Londynie - zapewniła go Paula. Tweed obrócił się raptownie. - Zapomniałem wam jeszcze wymienić fakty numer pięć i sześć. Opracowanie, które otrzymałem od Andovera, i list od Gastona Delvaux, belgijskiego geniusza od spraw rozbrojenia i członka tego zespołu supermózgów, MKPS. Możliwe, że w ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin będę musiał polecieć do Belgii... "Kwietniowa Chatka", dom pani Goshawk, był małym wiktoriańskim budyneczkiem usytuowanym na przedmieściach Brockernhurst. Newman i Paula ustalili, że będzie lepiej, jeśli Paula pójdzie tam sama. Newman minął dom i zaparkował Mercedesa na trawie, na poboczu drogi. Nie lekceważąc prośby Tweeda, żeby opiekował się Paulą, podążył za nią polną dróżką i zatrzymał się przy kępie jodeł. Kiedy Paula zniknęła mu z oczu, wyjął swojego Smith and Wessona i sprawdził, czy jest nabity. Paula szła prostą dróżką podjazdową. Po jej obydwu stronach rozciągały się rozległe, ładnie przystrzyżone trawniki, pokryte warstwą szronu, która skrzyła się w słońcu. Dom wyglądał dokładnie tak samo, jak tamten na fotografii, którą widziała w biurze Bartona. Weszła na ganek i nacisnęła wypolerowany, mosiężny przycisk dzwonka. - Czy pani Goshawk? - zapytała. Drzwi, ozdobione w górnej części witrażem, otworzyła elegancko ubrana kobieta w wieku około pięćdziesięciu kilku lat. Patrząc na jej świeżo ułożone włosy, Paula odgadła, że dopiero co wróciła od fryzjera. - Tak - odparła z uśmiechem pani Goshawk. - Mam nadzieję, że nie sprzedaje pani niczego. - Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję kupić ten dom. - Ale on nie jest na sprzedaż. Skąd wpadła pani na ten pomysł? - Fotografia tego domu znajduje się w gablocie u Bartona, pośrednika handlu nieruchomościami w Moors Landing. - To zupełnie idiotyczne. - Pani Goshawk zaczerwieniła się. - Przepraszam, to nie zabrzmiało zbyt uprzejmie. Chciałam powiedzieć, że to idiotyczne ze strony tego gburowatego typa, Bartona. Postanowiłam, że się nie przenoszę. Już ponad rok temu poinformowałam go o tym i powiedział, że natychmiast wycofa tę ofertę... - Myślę, że powinniśmy jeszcze raz pojechać do Moors Landing - zadecydował Newman, usłyszawszy opowiadanie Pauli. - Cały czas coś mi się w tym Bartonie nie podobało. - A mnie się cały czas nie podobało tamto miejsce. Sama nie wiem, co w nim jest takiego. Może to rzeczywiście niezły pomysł, żeby jeszcze raz porozmawiać z panią Garnett. - W takim razie jedźmy tam, zobaczymy, czy coś się zmieniło. Już po chwili jechali drogą do Beaulieu. Był piękny słoneczny poranek z bezchmurnym niebieskim niebem, lecz chłód był przenikliwy. Newman ostro jechał pustą krętą drogą. Gruba warstwa szronu pokrywała drzewa wokół "Prewencji woech domów. yyy Paula studiowała mapę. Żeby dotrzeć do Moors Landing, musieli przejechać przez Beaulieu, dostać się na drugą stronę rzeki, a potem skręcić na południe, w wiejską dróżkę prowadzącą do Exbury. Zjazd do Moors Landing znajdował się kilka kilometrów przed tą miejscowością. Jadąc zgodnie ze wskazówkami Pauli, dotarli po czterdziestu pięciu minutach na miejsce. Newman minął dróżkę prowadzącą na molo i zaparkował przy pierwszym z domków. - Dziwne - powiedziała Paula, wysiadając z samochodu. - Co jest dziwne? - spytał Newman. - Nie ma tablicy pośrednictwa handlu nieruchomościami. - Rzeczywiście. Może zabrali ją do odnowienia. Zauważyłem poprzednio, że solidnie już poobłaziła z farby. -Ja też zwróciłam na to uwagę. Wydało mi się to wtedy dosyć zastanawiające, bo zupełnie nie pasowało do obrazu modelowej wioski. Paula podeszła do czwartego domu po prawej stronie. Otworzyła bramkę. Newman szedł zaraz za nią, obserwując uliczkę. Teraz również sprawiała wrażenie, jakby osada była nie zamieszkana. Paula szarpnęła go za rękaw