Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zakochani pożegnali się niechętnie i Robinton skierował swojego biegusa na północno- wschodni szlak, w górę rzeki Piro, która oddzielała Tillek od Warowni Wysokich Rubieży. Stamtąd ruszył przez płaskowyż w góry i z biegiem rzeki Greeney do morza, na wąskim pasku, gdzie ziemie Tilleku graniczyły z Fortem. Wzdłuż Greeney błyskawicznie wyrastały gospodarstwa, niektóre tak nowe, że zaprawa na domach dopiero wysychała - przynajmniej tak mówili z przekąsem dawniejsi mieszkańcy tych ziem. Podróż ta zajęła mu prawie całe lato. Nadeszły chłodniejsze noce i krótsze jesienne dni. Wytrzymywał samotność tylko dzięki listom od Kasi, które dostawał od czasu do czasu pocztą sztafetową. Co wieczór wiernie spisywał to, co mu się przydarzyło i wysyłał wiadomości odwrotną pocztą, często oddając je temu samemu biegaczowi. Był wielce wdzięczny losowi, gdy dotarł do najwyżej położonego punktu podróży, górskiego gospodarstwa przy samej granicy z Wysokimi Rubieżami. Został tam cztery dni, nauczając dzieci. Z początku bardzo nieśmiałe, potem oswoiły się z nim, gdy nauczył je Ballad i zaśpiewał kilka zabawnych Pieśni, które pomogły mu odprężyć niejednego nerwowego ucznia. Ostatniej nocy gospodarz, Chochol, zabrał go - i bukłak z ostrym winem z Tilleku - na wzgórza, by oglądać wschód obu księżyców, a właściwie po to, by zwierzyć się harfiarzowi. - Jakby to było raz czy dwa razy, Harfiarzu - powiedział zachrypniętym głosem, tak cicho, że nawet pasące się nieopodal bydło nie usłyszałoby jego słów - ja bym się nie martwił. Nie każdy musi się zgadzać z Władcą Warowni. Ale przyszło tu już osiem grup, i wszyscy tacy przerażeni, że własnego cienia się bali. Poranieni byli, a co ładniejsze dziewuchy ktoś wykorzystał - przerwał, gestem pokazując to, czego nie chciał powiedzieć o ich stanie. - Brutalnie wykorzystał - podkreślił powtórzenie kolejnym energicznym gestem. Potem wskazał na zbocze porośnięte trawą, na której leżało kilka drzewnych pni. - Dwa razy - podniósł dwa grube palce, pokryte odciskami od ciężkiej pracy - te kobiety mówiły, że Lord Faroguy na pewno nie żyje, bo inaczej takie rzeczy nie zdarzałyby się w Wysokich Rubieżach. Moja żona zaczęła się bać. Ale od nas widać wszystko na zboczu i w dolinie. Tłumaczę jej, że jesteśmy w Tilleku, u Lorda Melongela, który jest najuczciwszy z uczciwych, a jeszcze nie przyszły takie czasy, żeby jeden Lord odbierał drugiemu to, co do tamtego należy od czasów, kiedy jego ród objął Warownię. Zwrot "odbierał drugiemu to, co do niego należy" sprawił, że po plecach Robintona przebiegł dreszcz. - Więc żeby żonę uspokoić, zbudowałem drugą chatę - machnął ręką gospodarz, wskazując miejsce gdzieś z tyłu - gdzie możemy się przenieść, jak zobaczymy, że zbliża się tu ktoś, kto nie powinien. Nie podoba mi się to, Harfiarzu, ani trochę mi się nie podoba. - Mnie też nie, Chochole. Możesz być pewien, że powiem Lordowi Melongelowi o twoich niepokojach. Tej nocy Robinton nie komponował, bo muzyka umknęła mu z myśli. Spytał Chochola, czy kobiety wymieniały jakieś nazwiska i u kogo schroniły się w Tilleku, ale gospodarz odpowiedział, że nie wie, bo o nic ich nie pytał. Bezpiecznie doprowadził je nadrzecznym traktem do morza i dał tyle jedzenia na drogę, ile mógł. Jednak każdej innej nocy Robinton do ostatniego błysku żarów pisał swoją Sonatę. Komponował też inne utwory dla Kasi, układając pieśni miłosne podczas drugich przejazdów między gospodarstwami, choć czasem nuty nagryzmolone na skórze trzeba było poprawiać, bo na trudnych szlakach nie dało się wyraźnie pisać. Te pieśni były tylko dla Kasi, żeby mogła je grać na swojej harfie. Skończył Sonatę przed powrotem do Warowni Tillek i jesiennym Zgromadzeniem - kiedy to miał się odbyć ich ślub. Serdeczne powitanie, jakie zgotowała mu Kasia, potrwało całą noc, co zachwyciło znużonego podróżą i stęsknionego aż do bólu. Rozmawiali i kochali się, na jedno i drugie poświęcając niemal tyle samo czasu. Dużo mówili o przyszłości. Od czasu do czasu Rob opowiadał jej o różnych zabawnych wydarzeniach, których nie opisał w listach - bo jego listy były "głęboko rozkochane", jak to określiła Kasia. Powiedziała też, że zachowa je na zawsze. Naturalnie Kłótnia o Mur stała się tematem kurierów pocztowych w całym Tilleku. - Pewnie będzie mnie to prześladować do końca życia - powiedział, gładząc gęste włosy Kasi i nawijając loki na palce. - A dlaczego nie, Rob? - zachichotała