Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Mam wrażenie, że doleciało mnie już parę po- dmuchów. Nie bardzo mi odpowiada'ją. Ale pani Luce twierdzi, ze czlowiek musi to pokochać, że kiedy siedząc w swoim do- mu w Pasadena przypomni sobie nagle Wschód, wtedy szyb- ko angażuye kogoś do pilnowania mieszkania, a sama kupuje bilet. - Możliwe. Będę mogla powiedzieć Panu więcej na ten temat w moim następnym liście. Przed chwilą podeszła do mnie Sadze Minchin, pytając, czy w Adenie sq duże sklepy jubilerskie. Maksy będzie chyba musial zamówić pancerne auto do portu w San Francisco. Podobno ma limuzynę 2 szy- bami odpornymi na kule. Przykro mi, że okazalam -tak malo zadatków na detektywa. Może w- przyszłości się poprawię; w czasie podróży przez Ocean Indyjski będę miala masę czasu. Szczerze oddana Powiela Potter Tego samego wieczoru Duff pokazał list Hayleyowi, siedząc u niego w biurze przy Vine Street. Hayley również był zda- nia, że list nie zawiera nic sensacyjnego. Duff bliski był no- wego napadu melancholii. - Pierwszy raz w życiu - mruknął - zawierzyłem dziew- czynie. I mam nadzieję, że po raz ostatni. - Dziewczyna wydaje się czarująca - zauważył Hayley. - Co z tego? Nie na tyle czarująca, żeby morderca po- czuł wyrzuty sumienia i zwrócił się do niej ze słowami: "To ja zamordowałem pani dziadka". Przecież tylko o to mi idzie. Nie poluję na jej wdzięki, tylko na Jima Everharda. - Kiedy Welby do nich dołączy? - zapytał Hayley, - Nieprędko - westchnął Duff. - Tymczasem morderca wygrzewa się na słońcu i nikt go nie pilnuje z wyjątkiem jed- nej dziewczyny, która w dodatku nie wie, kogo ma pilnować. 138 - Wszystko skończy się dobrze - pocieszał go Hayley. - Żebym miał zawsze polegać na twojej intuicji, już bym -od lat nie pracował w Yardzie - burknął Duff. Melancholia ogarnęła Duffa jak fale mgły. Z niecierpliwo- ścią czekał na następny list, a list nie nadchodził. Inspektor co wieczór studiował marszrutę, którą dał mu Lofton. W my- ślach towarzyszył wycieczce przez Ocean Indyjski do Bom- baju, następnie przez Delhi do Agry, Lucknow, Benares i Kal- kuty. Właśnie z Kalkuty otrzymał tajemniczą depeszę od Pameli Potter: Jeśli któryś z waszych ludzi jest w pobliżu, niech się na- tychmiast ze mną skontaktuje. Hotel Great Eastern w Kal- kucie, następnie statek Malaya płynący do Rangunu, Penangu i Singapuru. - Duffa przeniknął dreszcz podniecenia. Natychmiast zatele- grafował do stałego agenta w Kalkucie, przesyłając dyspozy- cje dla Welby'ego. Potem nastąpiło wielodniowe milczenie. Mijały ponuro godziny bez najmniejszej wiadomości. Prze- klęta dziewczyna! Czyżby nie rozumiała, że wszyscy tu są głęboko zainteresowani sprawą i chcą wiedzieć, co się dzieje? Wreszcie nadeszła wiadomość: list wysłany z Rangunu. In- spektor ze zniecierpliwieniem rozerwał kopertę. Drogi Inspektorze. Zły ze mnie korespondent, wiem o tym. Niewątpliwie moja depesza przyprawiła Pana o atak serca, a brak wyjaśnień o wysoką gorączkę. To już wina odległości i poczty. Całego listu nie mogłam przetelegrafować. Szpiedzy kryją się wszę- dzie! Pan wie, tajemniczy Wschód i tak dalej! Na czym to stanęłam w poprzednim liście? Aha. właśnie przybijaliśmy do portu w •Adenie. Humory mieliśmy tro- szeczkę zwarzone. Pan wie, jak to bywa. Wycieczka wyrusza jako jedna szczęśliwa rodzina, a potem przychodzą komplika- cje. Może nie od razu. Najpierw pełna ekstazy, wzajemna mi- łość. Ten etap przeżyliśmy we Włoszech i w Egipcie. Wszy- scy byli strasznie^mili, strasznie serdeczni. Potem stopniowo, w miarę jak robilo się coraz goręcej, wzajemne stosunki po- 139 częly się psuć. Doszio do tego, ze nikt nie wchodzi do pokoju, nim nie wsunie głowy, żeby sprawdzić, czy nie siedzi tam jaki antagonista. No tak, więc przepłynęliśmy Ocean Indyjski. Po przyjeź- dzie do Bombaju pożegnaliśmy się ze starą, milą krypą i chwiejnym krokiem doszliśmy do hotelu "Taj Mahal". l ko- go spotkaliśmy w hallu? Niech Pan zgadnie! Pana Fenwicka i jego milczącą siostrę. Podobno porzuciwszy nas w Nicei, po- wiedzieli sobie, ze skoro wyruszyli na wycieczkę dookoła świata, trzeba ją odbyć choćby samemu. W Neapolu wyku- pili karty na statek wycieczkowy, taki statek-c'udo, który plywa dookola świata, nie zmuszając ludzi do przesiadek. Tak się w każdym razie pochwalił pan Fenwick. Widzieliśmy ten statek w porcie, istotnie cacko! Mily pan Fenwick spytał od razu, czy mieliśmy po drodze dużo morderstw, potem wy- glosil długą mowę na temat wyższości icłi metody podróżo- wania nad naszą. Byliśmy tacy szczęśliwi, rozmawiając z kimś w pewnym sensie nowym, że potulnie wysłuchaliśmy wszyst- kiego. Po kilkudniowym pobycie w Bombaju wyruszyliśmy przez wielki indyjski kontynent do Kalkuty. Po drodze mia- łam okazję zerknąć na Taj Mahal. Brr, zimno się robi na sam widok. Dotarliśmy wreszcie do miejsca przeznaczenia trochę przygnębieni Indiami, zmartwieni właściwie, że takie miejsce •w ogóle istnieje