Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wierzchołek kapsuły natychmiast odskoczył, odsłaniając ukrytą wewnątrz głowicę pocisku Javelin. Przez chwilę kapsuła kołysała się na wodzie, a jej wierzchołek koziołkował w powietrzu siedem metrów nad powierzchnią. Po siedmiu milisekundach pocisk wyprysnął z kapsuły, ciągnąc za sobą smugę rozpalonych do białości gazów spalinowych, które zatopiły kapsułę, a pocisk wyrzuciły w kierunku pokrytego chmurami nieba. Słabe promienie księżyca połyskiwały na jego pokrytej czarną farbą powierzchni. W kilka sekund później na powierzchni wody pojawiła się druga kapsuła, a jej pokrywa odskoczyła koziołkując w powietrzu i zapowiadając start drugiego pocisku. W kilka milisekund później, pocisk wyłonił się z rykiem z kapsuły i pomknął ku niebu. Płomienie z jego dysz oświetlały koniec nabrzeża dla tankowców i wody basenu portowego pomiędzy nabrzeżami. Drugi pocisk pomknął ku niebu, jak gdyby ścigał pierwszy. Płomienie buchające z dysz były oślepiająco jasne, a ryk silników ogłuszający. Na wysokości tysiąca dwustu metrów wyłączył się silnik rakietowy pierwszego pocisku. Pocisk jednak wznosił się dalej rozpędem. Na wysokości tysiąca trzystu metrów nastąpiło odpalenie ośmiu uchwytów łączących pocisk z silnikiem rakietowym na paliwo stałe. Na pułapie tysiąca pięciuset metrów pocisk przestał się wznosić i przez chwilę leciał poziomo, dopóki głowica nie przeważyła. Wtedy rozpoczął nurkowanie. Otworzyły się skrzydła sterujące i dysza wlotowa powietrza. Ster obrócił się, kierując pocisk ku północy i kończąc jego lot nurkowy. W chwilę później drugi pocisk również odrzucił silnik rakietowy, osiągnął maksymalny punkt wznoszenia, i zaczął opadać, skręcając na południe. Gdy oba pociski przyspieszały nurkując, rozpoczęły pracę ich silniki odrzutowe nadając im prędkość nieco poniżej bariery dźwięku. Pozwalało to uniknąć uderzenia dźwiękowego, które zdradziłoby ich obecność. Pierwszy pocisk wyszedł z lotu nurkowego na wysokości dwunastu metrów, lecąc wciąż na północ w głąb lądu i przelatując nad nędznymi chatami wioski Dagu. Drugi pocisk także wyrównał i oddalił się na południe, lecąc wzdłuż brzegu zatoki. Odpalenie obu pocisków było jak strzał przez ramię. Odległość pomiędzy „Seawolfem”, a celem była zbyt mała. Pociski nie mogły odbyć swojego normalnego cyklu wzbijania się, uruchamiania silników odrzutowych, wyrównywania lotu i nakierowania się na cel na przestrzeni zaledwie dwustu metrów. Minimalna odległość od celu wynosiła zazwyczaj cztery tysiące metrów. Pociski musiały zatem być zaprogramowane tak, żeby docierały do celu, lecąc najpierw w przeciwnym kierunku, a kiedy już osiągnęły stabilny lot na małej wysokości, zawracały. Pierwszy pocisk leciał na północ przez około milę, a następnie wykonał zwrot o 180°, walcząc z przeciążeniem równym 3 g. Kiedy wszedł na kurs południowy zawracając ku portowi, uruchomił radary. Sylwetka nadbudówek docelowego okrętu nawodnego była zakodowana w jego pamięci. Znowu przeleciał nad wioską Dagu z prędkością 900 kilometrów na godzinę, poszukując celu zacumowanego przy nabrzeżu ALW. Podczas, gdy pierwszy pocisk zbliżał się od północy, drugi również wykonał zwrot o 180° wybierając kurs północny, znowu przemykając nad wybrzeżem zatoki. Teraz już oba pociski leciały prosto w kierunku portu, jeden z północy, drugi z południa. Ich radarowe systemy poszukiwania były włączone, a głowice bojowe uzbrajały się. Bojownik Sai wyszedł z włazu i wyciągnął się na wypukłym pokładzie „Tampy”. Dokuczał mu głód. Przywódca Tien Tse-Min był jak opętany, pomyślał. Nie ustawał, dopóki nie wycisnął z przesłuchiwanych ostatniego strzępka informacji i oświadczenia. Sai wstał, wsadził swoje wielkie łapy do kieszeni i ruszył wolno w kierunku kładki prowadzącej na pokład niszczyciela „Kunming” zacumowanego pomiędzy amerykańskim okrętem podwodnym, a nabrzeżem. Jak tylko strażnicy na nabrzeżu będą gotowi, a silniki autobusów uruchomione, zacznie wyprowadzać jeńców. Czekała ich całonocna podróż do obozu w Szenjang. Sai nie wiedział, jak długo będą tam przetrzymywani, ale jeżeli jechali do Szenjang, to pewnie pozostaną tam na zawsze. Kogo to zresztą obchodziło? To wszystko było jedynie miłą przerwą w wojnie przeciwko Białym. Jak tylko jeńcy zostaną odesłani, wróci z Tienem do Pekinu i tam dołączy do sił broniących stolicy przed oczekiwaną ofensywą. Na myśl o zabijaniu żołnierzy tajwańskich i miejscowych zdrajców poczuł się o wiele lepiej. Nagle dobiegł do niego odgłos gwałtownej eksplozji. Padł płasko na kładkę zaskoczony tym, że huk nie ustał, lecz trwał, rozdzierając uszy. Dochodził z kierunku nabrzeża dla tankowców. Przez chwilę Sai myślał, że nastąpił wybuch na tankowcu. Hałas cichł powoli