Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Isuas leży na ziemi; trzyma się za żebra i płacze. - - Może czas na małą przerwę? - proponuję. - Chcesz wypalić thazisl - - Nie mam na to czasu - mówi Makri. - Muszę nauczyć tę idiotkę walczyć. Do widzenia. Co powiedziawszy, odwraca się do swojej uczennicy i wrzeszczy, aby się podniosła. Isuas, całkowicie załamana, zalewa się łzami. Kładę dłoń na ramieniu Makri. - Nie sądzisz, że jesteś trochę... Makri obraca się do mnie z dzikim wyrazem twarzy. - Wynoś się stąd, Thraxasie! - krzyczy. - Idź prowadzić dochodzenie. I więcej mi nie przeszkadzaj. Jestem zdumiony. Już kilka razy widywałem Makri w kiepskim nastroju, ale nie spodziewałem się, że turniej młodzieży może wzbudzić w niej takie emocje. Postanawiam się wycofać. W końcu to jej sprawa, nie moja. Mam tylko nadzieję, że pani Yestar nie zabroni mi wchodzić do pałacu, kiedy dowie się o barbarzyńskim zachowaniu Makri. Wracam na ścieżkę, odwracając jeszcze głowę, aby spojrzeć na nie po raz ostatni. Makri poderwała Isuas na nogi i zmusiła ją do ponownego ataku. Na moich oczach Makri uderza swoim mieczem po palcach dziewczynki, która wrzeszczy z bólu i znów upuszcza broń. - Nie upuszczaj miecza, ty żałosna cusux! - wrzeszczy Makri, podkreślając każde słowo uderzeniem. Przebiega mnie dreszcz. Jadąc z powrotem ścieżką, próbuję sobie przypomnieć, jak wyglądała moja nauka walki. Pewnie nie było lekko, ale nie da się tego porównać z lekcjami, jakie zafundowała Isuas ta wariatka Makri. Modlę się, aby dziewczynka przetrwała ten dzień w jednym kawałku. Jeśli przeżyje, jestem pewien, że nie wróci po dokładkę. Okrążając wyspę, docieram do jednej ze ścieżek prowadzących do centrum Avuli. Biegnie ona wzdłuż brzegu rzeki mającej swoje źródło wśród wzgórz w środku wyspy. Stąd mogę dojechać niemal do samego pałacu, chociaż ostatni odcinek będę musiał przejść pieszo, bo wprowadzanie koni na centralną polanę jest zabronione. Przedtem nie widziałem tej części wyspy. Jest mniej zalesiona; tu i ówdzie dostrzegani łąki i pola uprawne. Chociaż większość domów, które mijam, znajduje się wysoko na drzewach, na ziemi również widzę kilka budynków. Ich konstrukcja, choć prosta, zdradza jednak kunszt budowniczych. Tak jak wszystko na Avuli. Oni tutaj niczego nie budują byle jak. - Elfy Ossuni podchodzą do każdej pracy z sercem i dokładnością - mówił mi Vas- ar- Methet bardzo dawno temu. Zastanawiam się nad związkami jego córki z Gulasem-ar-Thetosem. Jeśli rzeczywiście z nim romansowała, czyjej atak na Drzewo Hesuni staje się przez to bardziej prawdopodobny? Zemsta na kochanku polegająca na zniszczeniu jego cennego Drzewa? Być może. Poznałem w życiu dziwniejsze pomysły na zemstę. Ale dlaczego później go zabiła? Jak na Elith ten postępek wydaje się zbyt ekstremalny. Chociaż z niechęcią to przyznaję, nie mogę zamykać oczu na fakt, że rozmawiałem ze świadkiem, który rzeczywiście widział morderstwo. Wprawdzie tkaczka Caripatha zachowywała się dziwnie, nie wydała mi się jednak osobą, która kłamie albo nie jest pewna tego, co widziała. Sytuacja Elith przedstawia się coraz gorzej. Być może będę zmuszony po prostu poszukać okoliczności łagodzących, aby ją uratować przed egzekucją. Jadę dalej, przeklinając wszystkich świadków, którzy utrudniają życie moim klientom. Dlaczego tak wiele Elfów zachowuje się dziwnie? Nie tylko Elith. Gorith-ar-Del, na przykład. Rozumiem, że mnie nie lubi, ale dlaczego nagle przestał pracować jako wytwórca łuków? Elfy tak się nie zachowują. Myślę o żeglarzu, który spadł z olinowania. Bardzo dziwne. Podobnie jak zachowanie Caripathy. Nie utkała niczego od miesiąca, a nagle decyduje, że musi się znaleźć gdzie indziej, i wybiega bez słowa wyjaśnienia. Co się z nimi wszystkimi dzieje? Zbliża się Elf na koniu. Zamiast przejechać obok, zatrzymuje konia przede mną i przypatruje mi się z uwagą. To stary Elf, najstarszy, jakiego widziałem na wyspie. W siodle trzyma się prosto, ale włosy ma białe, a jego czoło całe pokryte jest drobnymi zmarszczkami. - - Jestem Visan, kronikarz - przedstawia się. - Dowiedziałem się, że chciałeś ze mną rozmawiać. - - Owszem. - - Mów zatem. - - Chcę usłyszeć coś o spoize dotyczącym dziedziczenia stanowiska Kapłana Drzewa. - - Rozmawianie o tym z obcymi jest calanith. Poza tym to bardzo stara i mało znana historia dotycząca mniej ważnych gałęzi spowinowaconego rodu, której byś nie zrozumiał i na pewno by ci się nie spodobała. - - Niewiele rzeczy mi się podoba od czasu, jak tu przybyłem. Nie muszę znać całej historii, jedynie to, co się dzieje teraz. Na przykład, czy ktoś miał pretensje do Gulasa? - - Tak - odpowiada Visan z bezpośredniością, która mnie zaskakuje. - Hith-ar- Key, który twierdzi, że to on powinien być kapłanem. Zgłasza niekończące się skargi do Rady Starszych. - - Czy jego skargi mają mocne podstawy? - - To calanith. Visan odmawia odpowiedzi na kilka następnych pytań z tego samego powodu. Widzę, że żadnych sekretów tu nie poznam. - A czy Hith byłby w stanie zniszczyć Drzewo Hesuni, aby zdyskredytować Gulasa? Stateczny starzec siedzi przez jakiś czas w milczeniu, zastanawiając się nad moim pytaniem. - Tak - odpowiada wreszcie