Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - upominała dobrotli- wie Lucylla. - Jak siedzisz i nic nie mówisz, to nawet od biedy wyglądasz na partyjną. A "na progach" każdego urzędu lepiej o jed- no słowo mniej powiedzieć, niż za dużo. Kapujesz? Skinęłam głową. Lucylla z namaszczeniem upinała mi nad kar- kiem włosy, podwiązując czarną aksamitką. Było to moje pożegnalne popołudnie w jej domu. Nocnym osobo- wym pociągiem i trzecią klasą, żeby było taniej, miałam opuścić Wroc- ław na zawsze. Nie znalazłam w nim już pracy ani możliwości rozwinięcia się w Kole Młodych. Od czasu samowolnego wyjazdu do Nieborowa otaczała mnie zmowa milczenia i nieuchwytna, lecz wyczu- walna wrogość. Przestałam wreszcie przychodzić na czwartkowe zebra- nia. W parę tygodni później dowiedziałam się, że krążą o mnie plotki, jakobym w domu, u siebie, pod płaszczykiem towarzyskich spotkań, prowadziła wywrotową robotę i krytykowała ustrój. - Tylko o mnie nie zapomnij w tej Warszawie - dopominała się Lucylla, przeczesując całą fryzurę od nowa, bo coś jej tam nie wychodziło... - A jak ci się znów woda w te głupie uszy naleje, to przyjeżdżaj. Chałupa, jak widzisz, duża i ty się zmieścisz. Wprawdzie te padalce z Urzędu Kwaterunkowego doszlusowali mi rodzinę z pięciorgiem bękartów, ale ją w "trymiga" wykurzę, jak tylko Wła- dek dostanie się do milicji... - odgrażała się rozżalonym głosem, wyszarpując mi grzebieniem włosy. - Jadę do Olsztyna, a w Warszawie posiedzę dwa, trzy dni... - prostowałam już któryś raz, ale Lucylla była tak widocznie zaafero- wana swoimi kłopotami z kwaterunkiem i rodziną hodującą w łazie- nce świniaka, że nic do niej nie docierało. - Gdziekolwiek będę - dodałam po chwili - nigdy ciebie ani o tobie nie zapomnę. Zabrzmiało to jakoś sztucznie. Poczułam skrępowanie i chciałam prędko powiedzieć coś zabawnego, ale wzruszenie ścisnęło za gardło. 87 Przeraziłam się, że zaraz zacznę płakać. Właściwie ta ćwierćinteligen- tka, hochsztaplerka i kurwiszon - była jedynym człowiekiem, który mi przez te wszystkie lata pomagał i był do mnie przywiązany. - I napiszesz do mnie list? Taki, żeby go czytać jak Ewangelię? - dopytywała się niecierpliwie. - A jak będziesz sławna... - Jak będę "u progu sławy"... - wpadłam jej żartobliwie w sło- wa - to wtedy zwrócę ci wszystkie długi i kupię... Wiesz, co ci kupię?! - wykrzyknęłam. - No? - zainteresowała się. - Małpę. - Małpę? - ucieszyła się jak dziecko. - Żywą małpę? - Żywą, i w czerwonym kubraczku, z dzwoneczkami nad ogo- nem! A na szyi będzie obróżka i złoty łańcuszek... - zaczęłam snuć opowieść, bo nagle ujrzałam to stworzenie jak żywe, a sam pomysł wydał się zupełnie prosty do zrealizowania! - Chryste... - jęknęła z przejęciem. - Jak się z taką małpą w kawiarni pokażę, w "Artystycznej" albo w "Monopolu", to dopie- ro będą mnie mężczyźni obskakiwać! Wyobrażasz to sobie?! - Wyobrażam! - roześmiałam się głośno. Zobaczyłam nagle Lucyllę, jak sunie środkiem szafirowego dywa- nu między marmurowymi kolumnami, z rozczochranym łbem i z biustem przywodzącym na myśl melony. A na jej gołym ramieniu siedzi z namarszczonym, ruchliwym pyszczkiem małpka kapucynka i zwinnymi paluszkami iska namiętnie jej rozwichrzone włosy. Za Lucyllą ciągnie orszak wyskakujących z gaci samców; słyszałam nieo- mal jak chlupie im w łysych głowach błotko pożądania. - Ty z tą małpą nie żartujesz? - popatrzyła na mnie z ukosa, podejrzliwie. Widocznie zbił ją z tropu mój śmiech. - Nie żartuję... - Skąd ją weźmiesz? My do Polski Ludowej chyba nie będzie- my takiego towaru nigdy sprowadzać, bo one przecież żyją u kapita- listów? - zaczęła nagle myśleć politycznymi kategoriami, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło. - Jak ja już stanę u progu sławy, to i o małpę wtedy będzie łatwiej. Spokojna głowa! Śmiałam się. Łzy jednak uparcie balansowały na krawędzi powiek i nawet nie bardzo zdawałam sobie sprawę, dlaczego. Może powodem było nie tyle rozstanie z Lucyllą, co świadomość, że znów jakiś rozdział mego życia został zamknięty i to nie najlepszym bilan- 88 sem. Znowu wszystko trzeba zaczynać od punktu zerowego. Tyle że tym razem z mocnym i rozpaczliwym postanowieniem, żeby wreszcie dopłynąć do brzegu. Do jakiegoś brzegu... - A ten czerwony kubraczek będzie z woreczkiem na jajeczka? - zatroszczyła się nagle poważnym głosem. - Na jajeczka? Na jakie znów jajeczka? - nie mogłam się w pierwszej chwili zorientować, o co jej chodzi. - Na małpie jaja! - wrzasnęła zniecierpliwiona moją tępotą. - Przecież to będzie samiec! Ja nie chcę mieć kłopotów z samicą! Zaraz będzie chciała rodzić i puści się z byle kotem! W tej samej prawie chwili odskoczyła od mojej głowy i z grzebie- niem w ręce rzuciła się w stronę drzwi. - Przez twój łeb i głupią małpę bękarty wyżrą wszystkie rodzynki z sernika! Znów zapomniałam kredens na klucz zamknąć! Rozmazywałam palcami płynące po policzku łzy. Wmawiałam w siebie, że to ze śmiechu, bo do prawdziwych naprawdę nie było powodu. Przed trzema miesiącami wysłałam maszynopis do upatrzo- nego przez Bliźnięta wydawnictwa, a przed niespełna tygodniem nadszedł list polecony. Powieść została zakwalifikowana do druku i proszono, abym przyjechała podpisać umowę. Była we mnie radość pomieszana z niedowierzaniem i skruchą. Skruchą dlatego, że dałam wiarę bałamutnym proroctwom, iż w obe- cnym ustroju sprawa talentu jest ostatnią rzeczą, na jaką zwraca się uwagę, i że żadne wydawnictwo mojej powieści nie wydrukuje, a przynajmniej na tym etapie. Chciałam odpokutować za ten brak wiary. Ukarać siebie, a przy- najmniej uczynić coś, co by świadczyło o moim zaangażowaniu, a także zaufaniu do głoszonych haseł, wypowiedzi i oświadczeń ludzi rządzących krajem. Nie byłam może wyrobiona politycznie, żenowa- ło mnie mówienie o tych sprawach, ale bardzo chciałam dorzucić i moją skromną cegiełkę do tego, co pragnęliśmy zbudować. Teraz właśnie nadarzała się okazja - mogłam dokonać wyboru. Bliźniaczki radziły powrót do Warszawy. - Załatwimy ci bezpłatny miesiąc pobytu w Domu Pracy Twór- czej pod Warszawą. Przez ten czas załatwisz sprawy z wydawnict- wem i poszukasz pracy. O to nie będzie trudno - w redakcjach potrzebni są ludzie z dobrym piórem. Przy najbliższej weryfikacji na podstawie złożonego maszynopisu i umowy z wydawnictwem przyj- 89 mą cię do Związku Literatów. Możesz wtedy starać się o przydział mieszkania przez kwaterunek i kilkumiesięczne stypendium na pra- cę twórczą... Propozycja była kusząca