Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

W końcu wyrzucił z siebie: - Stary, kurwa! Popierdoliło ci się coś w tej zasranej mózgownicy?! Co ci odjebało? Adrian nie wiedział, co ma odpowiedzieć, jak wytłumaczyć mu swoje zachowanie. Przecież nie powie kumplowi, że zamierzał się utopić z powodu głupiego świstka papieru, wyrzuconego wczoraj na plażę i niezbyt przyjemnego odjazdu po amfie. Musiał mu swoje zachowanie wytłumaczyć inaczej, racjonalnie. Było to trudne, zwłaszcza, że sam nie umiał sobie tego wytłumaczyć. - Przepraszam cię, Greg. To już się więcej nie powtórzy. – powiedział sam nie wiedząc, dlaczego. Nagle jednak przełamał się i zaczął mówić. – Słuchaj, pamiętasz tę stronę z gazety? - Mhm. – potwierdził Greg nie rozumiejąc związku między gazetą a dziwnym zachowaniem przyjaciela. - Kim był ten człowiek... na zdjęciu? – wyraźnie mówienie sprawiało mu trudność. Nie wiadomo dlaczego, ale podświadomość podpowiadała mu, że Greg będzie znał odpowiedź. Gdy Greg usłyszał pytanie Adriana, jego twarz zmieniła się z zatroskanej na śmiertelnie przerażoną. Przerażoną tym, że Adrian chce wiedzieć coś, o czym wiedzieć nie powinien. Uważnie popatrzył na Adriana i (przynajmniej Adrianowi tak się wydawało) na krótką chwilę wstrzymał oddech. Wszystko trwało oczywiście mniej niż pół sekundy, po czym gęba Grega przyjęła znów tak dobrze znany Adrianowi głupawy wyraz. Może mu się to wszystko tylko przywidziało. - To pewnie misjonarz Religii Oficjalnej po zdobyciu jakiegoś miasta. – odparł Greg takim tonem, jakby to był znany wszystkim fakt, a Adrian wykazał się całkowitą ignorancją pytając go o to. - Misjonarz... Religii Oficjalnej... – powoli, słowo za słowem powtórzył Adrian. Wydawało mu się, że kiedyś słyszał te słowa, tylko nie mógł powiązać ich brzmienia z jakimkolwiek znanym znaczeniem. – Co to znaczy? – zapytał się w końcu. - Znaczy to tylko tyle, że następne miasto musiało poddać się Religii. – stwierdził po prostu Greg. – Zostanie tam założony lokalny Kościół i mieszkańcy będą musieli się mu podporządkować. Wydawało się dziwne Adrianowi, że nigdy przedtem nie słyszał o Religii Oficjalnej. Z notatki w gazecie oraz z tego, co mówił Greg wynikało, że jest to organizacja o zasięgu ogólnoświatowym. Jednak chwilę później dotarło do umysłu Adriana, że nie mógł wiedzieć o Religii, skoro nie czyta gazet i nie ogląda telewizji (zresztą jedyny jego telewizor był od zawsze popsuty). - Greg, słuchaj. – spytał się niepewnie. – Czy to znaczy, że tutaj, na wyspie też mamy lokalny Kościół? - Oczywiście. – z rozbrajającą szczerością odpowiedział Greg, chociaż Adrian nigdy o żadnym Kościele nie słyszał. - Gdzie to jest? - W centrum wyspy, zaraz obok osiedla, taki mały domek. Pamiętasz, przechodziliśmy tam kiedyś. - Tak, pamiętam. – teraz sobie przypomniał. – Dlaczego nigdy wcześniej mi o tym nie mówiłeś? - Bo nigdy nie pytałeś. – Greg wyraźnie się zdenerwował. – Całymi dniami wylegujemy się na plaży, pakujemy, zarywamy dupy i ani razu nie wspomniałeś słowem o Religii. Nagle wyskakujesz goły z domu i próbujesz się topić; a gdy tylko ja lecę jak głupi do szpitala i chcę ci jakoś pomóc, ty wyjeżdżasz mi tutaj z pierdoloną polityką. Pojebało cię? Ogarnęło go wstyd. Dopiero teraz zauważył, że dotychczas zupełnie nie interesował się światem. Całymi dniami leżał na słońcu, pływał, ćwiczył na siłowni, chodził do klubów i uwodził kobiety nie zdając sobie sprawy z tego, że gdzieś tam poza wyspą istnieje inny świat. Świat, który może nie jest tak piękny i spokojny, ale o którym trzeba coś wiedzieć, a o którym Adrian nie wiedział nic. Nigdy nawet nie opuszczał wyspy. - Greg? - Tak, stary? – kumpel już się trochę uspokoił. - Wyjedziemy gdzieś stąd na kilka dni? - Że jak? – Greg najwyraźniej się zdziwił. - Wiesz, na wycieczkę. – ciągnął dalej myśląc, jak przekonać przyjaciela do wyprawy. – Tylko kilkudniową. Polecimy na kontynent, pozwiedzamy trochę... - Po chuja wyjeżdżać, skoro i tak u nas jest najlepiej? Wszyscy do nas przyjeżdżają, gdy chcą się zabawić. Po co stąd jechać? - Nie sądzisz, że moglibyśmy trochę zobaczyć świata? Polecielibyśmy na kontynent, przenocowali w jakimś hotelu, rozerwali trochę