Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Może przełożył gdzieś torbę z opaskami i nie chciał, żeby Linda się dowiedziała. Mogłaby wpaść we wściekłość. Ale nie, Derek potrafił sobie radzić z tego typu problemami. Pomyślałam, że najprawdopodobniej jednak martwi się o to, że jego pani odkryje z kim spędził poprzednią noc. * * * Cock and Pheasant to mały trendy pub w alejce odchodzącej od Camden High Street. Wszystkie ściany są miętowozielone, okna złocone, a wypolerowane posadzki podchodzą aż pod barek z winem, co osobiście uważam za dość niebezpieczny pomysł. Mówiono mi, że do Pheasant chodzą wszyscy dekoratorzy wnętrz w północnym Londynie. A poza tym jak można się oprzeć pubowi, gdzie serwuje się tak wspaniały wybór ciemnych piw i wszędzie rozkładają firmowe zapałki, które tylko czekają, żeby je zwinąć. Kocham takie drobiazgi - dzięki nim czuję się wyrafinowana. Rachel oczywiście jeszcze się nie zjawiła. Przebiłam się przez tłum ludzi odzianych w skórzane kurtki i czarne, plastikowe plecaki i dotarłam do kominka, gdzie znalazłam dwa wolne miejsca tuż obok kanapy. Przez chwilę walczyłam, żeby mój dżin z tonikiem przetrwał nieco dłużej niż kilka sekund. Moja towarzyszka zjawiła się pięć minut później. Wyglądała rewelacyjnie z włosami upiętymi w wysoki kok na czubku głowy i w krótkim, czarnym prochowcu ciasno zawiązanym w wąskiej talii. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni śledzili każdy jej ruch. Rachel podeszła do baru, żeby zamówić sobie drinka, a ja zauważyłam z goryczą, że nie musiała czekać, aż zostanie obsłużona. Wmówiłam sobie, że to kwestia wzrostu. Tak, tak, śnij dalej, marzycielko... - Hej - powiedziała, przysiadając na stołku obok. - Jak to dobrze wreszcie usiąść - dodała z westchnieniem. - Ee - zaczęłam nerwowo. - Mam złe nowiny. Możliwe, że Jeff do nas dołączy. - Cholera, Sam! Jak mogłaś mu powiedzieć? - Wymsknęło mi się. Sorry. Chcesz iść gdzieś indziej? - Nie. - Rachel wzruszyła ramionami. - Lubię ten pub. A poza tym gdzie znalazłybyśmy miejsca o tej porze? Po prostu będziemy musiały ględzić o damskiej higienie dopóki nie załapie o co chodzi i nie zniknie. - Jeff uważa się za feministę - powiedziałam. - Z przyjemnością wyjawi nam, co sądzi na temat nowych reklam papieru toaletowego i jak bardzo poniżają one kobiety. To jego sposób na zagajenie rozmowy. - Ale z niego biedny dupek. - Rachel wypiła duży łyk drinka. - Jak ci się podobały zajęcia? - spytała po chwili poważniejszym tonem. - Były świetne - odparłam szczerze. - Doskonale się bawiliśmy. Tylko nie powinny figurować w spisie jako poziom pierwszy łamany na drugie Linda urządzi ci piekło, jeśli kiedyś wpadnie i zobaczy co robimy. To zdecydowanie jest drugi łamany na trzeci. - Zwykle daję coś łatwiejszego - przyznała Rachel, sącząc drinka. - Dzisiaj byłam trochę nakręcona. - Zauważyłam. Chcesz o tym pogadać? - Och, do cholery. Mam kłopot z facetem, jak zwykle. Powiedział, że wpadnie do mnie i nie wpadł, nic nowego. Już od dłuższego czasu - dłuższego nawet niż nasza znajomość - Rachel pozostawała w związku z żonatym mężczyzną. W takiej sytuacji niewiele można powiedzieć i rzeczywiście nie zdobyłam się na żaden komentarz, kiedy mnie o tym poinformowała. Romans przebiegał zgodnie z klasycznym schematem: on bezustannie składał jej obietnice, po czym je łamał, ona gryzła palce ze zdenerwowania, kiedy po raz kolejny nie przyjeżdżał na umówione spotkanie. - Powinnaś częściej chodzić na randki - zauważyłam, starając się powstrzymać zarówno od wyrażania krytyki, jak i litości. Uznałam, że żadne z tych dwóch nie pasuje do sytuacji. - Przecież chodzę. Ale nikt, kogo spotykam, nie może mu dorównać. Boże, co za koszmar. - Rachel wzruszyła ramionami. - Dzisiaj nawet zadzwonił. Musiał spędzić wieczór z żoną. Widocznie wpadła w depresję - dodała głosem wypranym z emocji. - Założę się, że ta informacja od razu ci poprawiła humor. Chcesz jeszcze jednego drinka? - Dzięki, ja pójdę - powiedziała i machnęła ręką, jakby odganiała od siebie nieprzyjemny temat. - Co pijemy? - Dla mnie dżin z tonikiem, proszę. - Oho, jakie to burżujskie. Po chwili Rachel wróciła z napojami. Jeff ciągle jeszcze się nie zjawił, więc zaczęłam mieć nadzieję, że jesteśmy bezpieczne. - Po twoim wyjściu Helga wywiesiła plakat - powiedziałam, bo przypomniałam sobie o tym, kiedy Rachel kupowała drinki. - Coś na temat spotkania w sprawie restrukturyzacji systemu członkostwa, czy jakoś tak. Wsiadła na mnie, że nie powinnam nawet go czytać, bo nie mam etatu w firmie. Wyobrażasz sobie? - Nie zwracaj na nią uwagi - odparła Rachel pogardliwym tonem