Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nic ważnego. - Tędy - polecił Rickowi Crams, prowadząc go w stronę niewielkiego, białego stolika, przy którym technik obsługiwał znajomą aparaturę. - Zdejmiemy tu wzory funkcji encefalograficznych. W celach identyfikacyjnych. - Wiem - odparł ostro Rick. W dawnych czasach, kiedy sam był zwykłym policjantem, przyprowadził do takiego stołu wielu podejrzanych. Takiego, ale nie tego właśnie, konkretnego stołu. Kiedy zdjęto mu już wzory encefalograficzne, przeprowadzono go do równie znajomego pokoju. Odruchowo zaczął przygotowywać swoje wartościowe przedmioty do złożenia w depozycie. To nie ma sensu, powiedział sobie. Kim są ci ludzie? Jeżeli to miejsce rzeczywiście istnieje, to dlaczego o tym nie wiedział? I dlaczego oni nie wiedzą o nas? Dwie równoległe instytucje policyjne, pomyślał - nasza i ta. Które na dodatek nigdy dotąd się ze sobą nie zetknęły, a przynajmniej on nic o tym nie wiedział. Może jednak były w kontakcie? - pomyślał. Może to nie pierwszy przypadek. Trudno uwierzyć, pomyślał, że coś takiego nie zdarzyłoby się już dawno temu. Jeżeli to rzeczywiście instytucja policyjna, jeżeli naprawdę są tymi, za których się podają. Mężczyzna w cywilnym ubraniu ruszył z miejsca, w którym stał, podszedł do Ricka Deckarda wolnym, miarowym krokiem i przyjrzał mu się ze zdziwieniem. - Co to za jeden? - zapytał posterunkowego Cramsa. - Podejrzany o zabójstwo - odparł Crams. - Mamy ciało - znaleźliśmy je w jego samochodzie, ale on twierdzi, że to android. Sprawdzimy, przesyłając szpik kostny do laboratorium. Podszywał się również pod funkcjonariusza policji, a konkretnie łowcę. Robił to w celu uzyskania dostępu do garderoby kobiety, gdzie zadawał jej dwuznaczne pytania. Miała wątpliwości, czy jest tym, za kogo się podaje i dlatego nas wezwała. - Crams zrobił krok do tyłu i powiedział: - Czy chce pan skończyć przesłuchanie? - Dobrze. - Starszy funkcjonariusz policji, ubrany po cywilnemu, niebieskooki, o wąskim nosie z rozszerzającymi się nozdrzami i mało ekspresyjnych ustach, przyjrzał się Rickowi, a potem wyciągnął rękę i ujął jego walizeczkę. - Co pan tu ma, panie Deckard? - zapytał. - Materiały związane z testem osobowości Voigta-Kampffa - odparł Rick. - Zostałem aresztowany przez posterunkowego Cramsa, w czasie kiedy przeprowadzałem badanie podejrzanej. - Patrzył, jak oficer policji przegląda zawartość walizeczki, starannie badając każdy przedmiot. - Pytania, które zadawałem pannie Luft, należą do standardowego zestawu V-K, opublikowanego w... - Czy zna pan George'a Gleasona i Phila Rescha? - spytał oficer. - Nie - odpowiedział Deckard. Żadne z tych nazwisk nic mu nie mówiło. - Są łowcami z Północnej Kalifornii. Ale pracują w naszej komendzie. Może przebywając tutaj spotka się pan z nimi. Czy jest pan androidem, panie Deckard? Pytam o to, bo kilkakrotnie w przeszłości mieliśmy do czynienia ze zbiegłymi andkami, które udawały ścigających podejrzanego łowców z innych stanów. - Nie jestem androidem - odparł Rick. - Może pan przeprowadzić ze mną test Voigta-Kampffa. Przechodziłem go przedtem i nie mam żadnych zastrzeżeń, żeby poddać się mu znowu. Ale wiem, jaki będzie rezultat. Czy mogę zadzwonić do mojej żony? - Wolno panu wykonać jeden telefon. Woli pan zadzwonić do niej czy do swojego adwokata? - Zadzwonię do żony - stwierdził Rick. - Ona będzie mogła załatwić mi adwokata. Oficer w cywilu podał mu monetę pięćdziesięciocentową i wskazał dłonią. - Tam jest wideofon. - Patrzył, jak Rick idzie przez pokój w stronę aparatu. Potem ponownie zajął się badaniem zawartości walizeczki Ricka. Rick wrzucił monetę i wybrał swój domowy numer. Miał wrażenie, że stoi przez całą wieczność, czekając. Na ekranie pojawiła się twarz. - Halo - zapytała kobieta. To nie była Iran. Nigdy w życiu jej nie widział. Odłożył słuchawkę i wolnym krokiem wrócił do oficera policji. - Nie miał pan szczęścia? - spytał policjant. - No cóż, może pan zadzwonić jeszcze raz, nasze zasady pod tym względem są liberalne