Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

W koBchozie zetknBam si z burz piaskow. Pewnego lipcowego dnia ciemnoszara chmura ukazaBa si na poBudniu, z wskiego pasma wzrastaBa z ogromn szybko[ci i po paru minutach zasBoniBa wier nieba. ZdecydowaBam si wtedy pój[ po wod, |eby zrobi zapas przed burz. PobiegBam z wiadrem na drug stron naszej ulicy do studni i tylko zd|yBam zaczerpn wody w kubeB i przela do wiatra, gdy zrobiBo si zupeBnie ciemno. SBoDce zniknBo i wszystko przybraBo szaro-|óBty odcieD. Piasek jak szpilki zaczB pra|y mnie po twarzy, nogach i rkach. SchowaBam si do chaBupy. Po paru minutach bardzo silnej wichury nastpiBa cisza i spokój. Burza przeszBa, ale po niej wszystko byBo pokryte grub warstw piasku. Piasek dostaB si do wszystkich zakamarków. Mieli[my roboty na par godzin, a nawet kilka tygodni po burzy znajdowali[my piasek w ró|nych zaktkach. 12 sierpnia 1940 Tak dBugo nie pisaBam, ale to przez chorob. ZachorowaBam na ostre zapalenie stawów i dwa tygodnie le|aBam (w szpitalu w SemipaBatyDsku) bez doktora i lekarstw, na podBodze, dopiero pózniej dali Bó|ko. Teraz ju| jest mi lepiej, ale nie mogBam chodzi przeszBo miesic. 20 lipca wyszBam ze szpitala. Ale to wystarczy, wicej ju| bym do sowieckiego szpitala nie poszBa, bo nie do[, |e byBam bez Mamusi, to jeszcze sBowa po rosyjsku nie umiem. A jedzenie te| okropne. Gdy wróciBam, wszyscy si bardzo ucieszyli. Moje imieniny do[ przyjemne jak na niewol. Teraz z koBchozu nic nam nie daj, trzeba samemu sobie kupowa mk. Tylko pracujcy dostaj. Czasami Jadzia idzie kra[ kartofle. Tego roku nieurodzaj  ludzie boj si gBodu. My mamy nadziej w Bogu. ChodziBam kra[ nie tylko kartofle. Zrobili[my raz wypraw w nocy na kawony, których pole le|aBo na zboczu pobliskiego pagórka. Niestety, worek kawonów na nic si nie przydaB, bo byBy niedojrzaBe. ChodziBam te| w step zbiera krowie placki, ale i tu nie miaBam wielkiego powodzenia. SBoDce paliBo wszystko 277 i nawet te kiziaki nie byBy odpowiednie na opaB. ZBudzenie odlegBo[ci na stepie jest zaskakujce. Pewnego razu zdecydowaBam si pój[ na niedalekie wzgórza, |eby zobaczy co jest za nimi. Po godzinie popatrzyBam w kierunku koBchozu  byB on ju| prawie niewidoczny, a  pobliskie" wzgórza wci| jeszcze widniaBy na horyzoncie. Nigdy nie byBo mi dane odkry tajemnic kryjcych si za wzgórzami. Jeden dzieD tylko ja, Hanka i Janka pracowaBy[my w polu. Naszym zadaniem byBo plewienie, ale poniewa| nikt mi nie powiedziaB co mam wyrywa, wyplewiBam na czysto caBe swoje pólko. Po tym wysiBku nie tylko bolaBy mnie plecy, ale dostaBam gorczki i predsiedatiel (przewodniczcy koBchozu) stwierdziB, |e jeste[my za mBode do pracy. Tak skoDczyBa si moja kariera ogrodniczki. 21 sierpnia 1940 Z listów od MiDci dowiedziaBy[my si, |e JuDci te| wywiezli