Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Bo co tak naprawd wiedziaB o ludziach, których zostawiB jej do obrony? O tak, Burdett zapewniaB, |e chtnie przeniesie swoj lojalno[ na Hugha, ale czy mówiB szczerze? Przez caBe lata byl czBowiekiem Pembridge'a - czy to si zmieniBo? Sir Philipa te| nie znaB zbyt dobrze. Rycerz byB czBowiekiem skrytym, niechtnie dopuszczajcym kogokolwiek do konfidencji i chocia| Hugh uwa|aB go za odpowiedzialnego, nie byB pewny, czy jest on odpowiedzialny w dostatecznym stopniu, by mo|na byBo powierzy mu Edlyn. WBa[nie dlatego, powiedziaB do siebie, zostawiB w zamku sir Lyndona. Gdyby tylko mógB mie pewno[, |e sir Lyndon pozbdzie si zgorzknienia i wypeBni zBo|on niegdy[ obietnic. Propozycja, |e pozostanie na tyBach jako zastpca komendanta zamku, stanowiBa jedynie pocztek. Lecz teraz, w przeddzieD bitwy, Hugh u[wiadomi! sobie nagle, |e je[li sir Lyndon planowaB jaki[ podstp, to on sam umie[ciB go w najlepszej do tego pozycji. 324 Te obawy i niepokoje tylko wzmocniBy jego determinacj. Musi pokona rebeliantów. Po drugiej stronie wzgórza widziaB stojce rzdem, barwne namioty wroga. Rce [wierzbiBy go, by uj miecz. Przed ka|dym namiotem widniaBa flaga z godBem wBa[ciciela, wyszytym jaskrawym jedwabiem. Lwy, gryfy i orBy wznosiBy dumnie gBowy, lecz tylko jedna flaga przycignBa uwag Hugha. JeleD na czarno-czerwonym polu [wiadczyB o tym, |e Maxwellowie te| gotowali si do bitwy. - Milordzie - powiedziaB Dewey, stajc u jego boku. - Sir Herbert chciaBby wiedzie, gdzie rozlokowa Buczników. - Ju| mu mówiBem - odparB Hugh, nie odrywajc wzroku od namiotów. - Wiem, milordzie, ale sir Herbert wydaje si zdenerwowany. Hugh westchnB, odwróciB si i ruszyB ku namiotowi sir Herberta. Chocia| sir Herbert byB sprawnym rycerzem i wiernym poddanym ksicia, czsto nadmiernie denerwowaB si przed bitw. Hugh wiedziaB, |e opBaca si go uspokoi. ZrobiB to i wróciB na swoje stanowisko na wzgórzu. SBoDce zd|yBo schowa si za horyzontem i nie widziaB ju| namiotów wroga, jedynie blask rozpalonych w obozowisku de Montforta ognisk. Ognisk byBo wiele i wielu skupiBo si wokóB nich rycerzy. Zwycistwo nie przyjdzie Batwo, mimo to nie mógB doczeka si bitwy. Co do jednego Edlyn miaBa racj. LubiB walczy. Który m|czyzna by nie lubiB? Zapach rumaka [ciskanego kolanami, widok nacierajcego rycerza, brzk zbroi dookoBa... wszystko to sprawiaBo, |e krew zaczynaBa |ywiej kr|y. Kobieta nie mo|e tego zrozumie. A jednak czBowiek inteligentny powinien zrobi wszystko, aby zapewni sobie zwycistwo, nawet je[li metoda oka|e si bezkrwawa. PowróciB spojrzeniem ku miejscu, gdzie, jak wiedziaB, czekali Maxwellowie. - Milordzie, mam tu grup piechurów, którzy nigdy dotd nie brali udziaBu w walce i teraz s niemal chorzy ze strachu. GBos Whartona dobiegaB z ciemnej pustki tu| przy jego boku. - Czy mógBby[ przyj[ i postraszy ich tym, co grozi im za dezercj, nim si ulotni? - Ju| id - odparB Hugh. Wieczór przed bitw zawsze wygldaB tak samo