Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– Rozumiesz, Pandemia jest bardzo wielka – Thinal westchnął. – Świt nie wszędzie przychodzi jednocześnie. Na pewno do Zarku dociera znacznie wcześniej niż do Kraju Baśni. Coraz gorzej! A więc problem nie polegał tylko na tym, jak odnaleźć Inos i pomóc jej, lecz również jak dotrzeć do Zarku, a potem odnaleźć Inos i przyjść królowej z pomocą. Nie było już powodu do wielkiego pośpiechu. Rap z wściekłością zauważył, że dowiedziawszy się o tym, stał się nagle znacznie bardziej senny. Fale wpadały na lśniący piasek i zanikały z cichutkim szumem. Po jednej nadchodziła druga... Działało to hipnotycznie, usypiająco. – Ale dlaczego Jasna Woda sprowadziła mnie akurat tutaj? – zapytał. Goblinia czarownica uratowała jednak Małego Kurczaka. Thinal i Rap po prostu zabrali się razem z nim. – Skąd mam to wiedzieć? – Thinal pociągnął nosem. – Jestem głupi, Rap. Po prostu tępy rzezimieszek. Miejski cwaniak. Złodziejaszek z zaułków... na pustkowiu nie przydam się do niczego. Jeśli masz ochotę na inteligentne gadki, przywołam Sagorna. – Nie, nie rób tego! Nie ufam mu. Nawet magiczny wzrok mógł dostrzec zaskoczenie, które pojawiło się teraz na twarzy Thinala – nie rzucającym się w oczy impijskim obliczu, młodym i usianym nieprzyjemnym trądzikiem. Była to wynędzniała, zatroskana gęba. Thinal był chudy jak fretka, co jednak mógł zawodowy złodziej wiedzieć o uczciwej, fizycznej pracy? Wydawał się przy Rapie tak drobny, jak ten przy krzepkim goblinie. – Jemu można zaufać! Król zapewniał o tym Inos. Andor to krętacz, a Darad rozerwałby cię na strzępy, ale Sagom ma humor. – Nie! – krzyknął Rap. Brak snu uczynił go nerwowym. Gdy zdał sobie nagle z tego sprawę, rozgniewał się jeszcze bardziej. Ściszył głos. – Być może król mógł mu ufać. Byli starymi przyjaciółmi. Może Sagorn nie oszukałby Inos ze względu na jej ojca, ale w stosunku do mnie nie miał skrupułów. Thinal zastanowił się chwilę. – Nie, nie miał. Przepraszam cię, Rap. Nie pomyślałem o tym. Jestem głupi. Gdy Sagorn przebywał w Krasnegarze, opiekując się chorym królem, zjawiał się tam również Andor, na przemian z nim. Zaskarbiał sobie przyjaźń Rapa w nadziei, że wydobędzie z niego słowo mocy. Sagorn musiał wiedzieć, co robił jego zmiennik, gdy był obecny, lecz mimo to przywoływał go raz za razem. – Poza tym – ciągnął Rap. – Masz wszystkie wspomnienia Sagorna, prawda? A więc wiesz tyle samo, co on. – To nie jest tak – odparł Thinal ponuro. – On jest inteligentniejszy ode mnie. Znacznie inteligentniejszy. – Nie rozumiem dlaczego. Thinal wzruszył kościstymi ramionami. – No więc, pamiętam te wszystkie lata, które spędził w bibliotekach, ale samych książek nie potrafię sobie przypomnieć tak dobrze jak on. Nie pojmuję ich treści. Weź, na przykład, Jalona. Kiedy usłyszę zagwizdaną czy zaśpiewaną melodię, nie zapamiętam jej zbyt dobrze. Nie lepiej od ciebie. Jalon jednak rozpoznałby ją i potrafiłby zaśpiewać, a także zagrać w różnych tonacjach. Każdy z nas ma własne sztuczki. Jak powiedziała ta dżinnija, jesteśmy dobranym zestawem artysta, uczony, kochanek i wojownik. Jestem tylko zwykłym złodziejaszkiem, a tutaj raczej nie ma czego kraść. – Sagorn mówił, że byłeś ich przywódcą. Thinal wydął wargi. Przybrał minę winowajcy. – To było dawno! Chciał przez to powiedzieć, że to ja wpakowałem nas wszystkich w kłopoty. Włamanie do domu Orariusagu to mój pomysł. Zresztą to zdarzyło się wiele lat temu. Byliśmy wtedy chłopcami. Ja nadal nim pozostałem. Odwrócił twarz. – Dlaczego? – zapytał po chwili Rap. – Wiem, że nie istniejesz równie często czy długo jak oni, więc się nie starzejesz. Ale dlaczego tak jest? Czy cię nie przywołują? Thinal wytarł sobie nos grzbietem dłoni. – Czasami. Kiedyś któryś z nich jest głodny albo potrzebuje czegoś, co można ukraść, pomagam mu. – Ale nie zostajesz na dłużej. Wzywasz go natychmiast z powrotem. Dlaczego? Zapadła długa cisza. Thinal gapił się na morze, wsparłszy chudą brodę na długich i cienkich ramionach