Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dzisiaj na przykład rozpłakała się nad przypalonym ciastem, a potem ze złością wybiegała z kuchni, kiedy Johnny próbował rozweselić ją żartami. Usiadła na kamieniu nad lodowatym strumieniem, oparta głowę na dłoniach i zaczęła się zastanawiać nad swoim zachowaniem. To niedobrze, że próbowała rozładować napięcie wyżywając się na rodzinie. Ani ojciec, ani bra- cia niczym sobie na to nie zasłużyli. Pokrzykiwała na nich, chociaż tak naprawdę była zła na Iana MacGregora. Zirytowana kopnęła grudę zlodowaciałego śniegu. Przez ostatnie dwa dni ten tchórz MacGregor trzymał się od niej z daleka. Pod pozorem pomagania przy gospodarstwie ciągle uciekał do stodoły, niczym przebiegła łasica. Ojciec był mu bardzo wdzięczny, ale Alanna wiedziała, dlaczego tak naprawdę MacGregor spędza całe dnie oporządzając zwierzęta i naprawiając uprząż. Bał się jej. Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem. Bardzo słusznie bał się jej gniewu. Co za mężczyzna całuje kobietę tak, że niemal zwala ją z nóg, a potem grzecznie za to przeprasza, jakby chodziło o nieumyślne potrącenie kogoś w drzwiach? Nie miał prawa jej całować - a tym bardziej nie miał prawa przejść do porządku dziennego nad tym, co się wtedy stało. Przecież ocaliłam mu życie, pomyślała, kiwając z niedowierzaniem głową. Uratowała go. a on odpłaciłjej tym, że rozbudził w niej takie pragnienia, jakich nie powinna mieć żadna cnotliwa kobieta wobec mężczyzny, który nie jest jej mężem. Mimo tej świadomości pragnęła go i to zupełnie inaczej niż kiedyś pragnęła łagodnego, miłego Michaela Rynna. Oczywiście było to czyste szaleń- 52 stwo. MacGregor to buntownik - tacy ludzie tworzą historię, ale ich żony szybko zostają wdowami. Ona tymczasem pragnęła spokojnego życia, gromadki dzieci i domu. Chciała mieć mężczyznę, który przez długie lata codziennie wracałby do niej i spał u jej boku. Mężczyznę, który lubiłby wieczorami siadać przy kominku i rozmawiać z nią o wydarzeniach minionego dnia. MacGregor nie był takim człowiekiem. Dostrzegła w nim ten sam ogień, który widziała w oczach Rory'ego. Niektórzy rodzą się wojownikami i nic ich nie zmieni. Ich losem jest walka i śmierć na polu bitwy. Taki właśnie był Rory. jej najstarszy brat, którego najbardziej kochała. Taki też jest Ian MacGregor, którego znała od kilku zaledwie dni i którego nie wolno jej było pokochać. Siedziała w zamyśleniu, kiedy nagle zobaczyła obok jakiś cień. Zesztywniała odwróciła się i zaraz uśmiechnęła, widząc przed sobą Briana. 53 Brian wiedział. że to tylko żarty. Kiedy gniew Alanny opadł, niełatwo było ją znów rozzłościć. - Miałabyś wyrzuty sumienia, jeśli bym się przeziębił i musiałabyś mnie leczyć. Spójrz, przyniosłem ci prezent. - Wyciągnął przed siebie wieniec spleciony z gałązek ostrokrzewu, który chował za plecami. - Możesz go przybrać wstążkami i zawiesić na drzwiach. Ostrożnie wzięłą od niego wieniec i oejrzała dokładniej. Był spleciony bardzo niezdarnie, przez co stał się dla niej jeszcze bardziej wartościowy. Brian miał sprawniejszy umysł niż ręce. - Bardzo dałam wam się we znaki? - Owszem - mówiąc to przykucnął u jej stóp. - Ale wiem, że humor na pewno ci się poprawi. Przecież niedługo święta. - Masz raję - przyznała, z uśmiechem patrząc na wieniec. - Jak myślisz, czy Ian zostanie z nami na świąteczny obiad? Uśmiech Alanny zmienił się w grymas. - Nie wiem. Zdaje się, że szybko dochodzi do siebie. - Nic ci nie grozi - oznajmiła dostrzegłszy, że brat waha się, czy podejść bliżej. - Tata mówi, że bardzo przydaje się w gospo- - Już mam lepszy nastrój i nie wrzucę cię do strumienia. - Ciasto nie było takie złe, kiedy odkroiłemprzypalone brzegi. darstwie, chociaż nie jest farmerem. - Brian w zamyśleniu zaczął lepić śnieżną kulę. - A poza tym --Spojrzała na niego z, udawanym gniewem. -Chyba jednak wrzucę cię do strumienia. 54 NORAROBERTS MROŹNY GRUDZIEŃ 55 onjest taki mądry. Pomyśl tylko, studiował na Harvardzie i przeczytał tyle książek. - Tak - przytaknęła z lekkim smutkiem. Ani ona, ani Brian nie mieli takich możliwości. - Jeśli przez następne lata będziemy mieli dobre zbiory, ty też pójdziesz na studia. Obiecuję ci. Nic nie odpowiedział. Pragnął tego najbardziej na Świecie, ale już pogodził się z myślą, że nigdy nie będzie studiował. - Przy Ianie też się dużo uczę. On tyle wie. Alana zacisnęła usta. - Tak, jestem pewna, że wie bardzo dużo. - Pożyczył mi książkę, którą miał w torbie przy siodle. To ,,Henryk V" Szekspira. Opowiada o młodym królu i wspaniałych bitwach, które stoczył. Znowu bitwy, pomyślała. Zdaje się, że mężczyźni od dzieciństwa nie myślą o niczym innym. Brian mówił dalej, niezniechęcony jej milczeniem. - A to, co Ian opowiada, jest jeszcze ciekawsze - stwierdził z entuzjazmem. - Opowiedział mi, jak jego rodzina walczyła w Szkocji, Jego ciotka poślubiła Anglika - jakobitę. Razem uciekli do Ameryki, kiedy powstanie upadło. Mają plantację w Wirginii i hodują tytoń. Ma jeszcze jedną ciotkę i wuja. którzy mieszkają w Ameryce, ale jego rodzice zostali w Szkocji, w górach. Tam musi być cudownie. Strome skały i głębokie jeziora. A Ian urodził się w lesie, w tym samym dniu, kiedy jego ojciec bił się z Anglikami pod Culloden. Alanna wyobraziła sobie kobietę zmagającą się z bólem porodu. Doszła do wniosku, że i kobiety, i mężczyźni prowadzą walkę, tylko każde na swój sposób. Kobieta walczy o życie, zaś mężczyzna o śmierć. - Po bitwie - ciągnął Brian - Anglicy zamordowali wszystkich, którzy przeżyli. - Patrzył przed siebie, za oblodzony strumień i nie zauważył, że siostra spojrzała na niego z niepokojem. - Zabili rannych i tych, którzy się poddali, a nawet ludzi pracujących na pobliskich polach. Ścigali buntowników po całym kraju i zabijali ich bez litości. Niektórych zamknęli w stodole i spalili żywcem. - Słodki Jezu. - Nigdy nie zwracała uwagi na opowieści o wojnach, ale tym razem słuchała z uwagą i przerażeniem. - Rodzina Iana schroniła się w jaskini, kiedy Anglicy przeczesywali góry w poszukiwaniu powstańców. Ciotka Iana - ta, która teraz ma plantację - sama zabiła angielskiego żołnierza