Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Powinien był dostać Victoria Cross — mówiła z oburzeniem Zuzanna. Nie wiedziała dokładnie, kogo winić za to, więc miała pretensje niemal do wszystkich angielskich generałów. Rilla nie posiadała się z radości. Więc to jej ukochany Walter zdobył się na takie bohaterstwo, Walter, któremu przesłano do Redmond białe piórko w kopercie, Walter, który wybiegł z okopów, aby ratować rannego towarzysza pod gradem kul. Och, widziała teraz dokładnie jego bladą, uduchowioną twarz i płonące spojrzenie, gdy spełniał ten bohaterski czyn! Cóż za rozkosz być siostrą takiego bohatera! A on nawet nie wspomniał o tym. List jego był pełen innych wiadomości, pełen intymnych zwierzeń, które tylko obydwoje znali i które tak kochali za dawnych dni pogody i wesela. Myślałem o narcyzach kwitnących na Złotym Brzegu — pisał. — Na pewno rozkwitły zupełnie i wznoszą swe główki ku błękitnemu niebu. Czy i w tym roku są takie piękne, jak zwykle, Rillo? Zdaje mi się ciągle, że muszą być znaczone krwią, jak maki tutaj. A każde westchnienie wiosny plamić będzie fioletem Dolinę Tęczy. Dzisiaj jest pierwsza kwadra księżyca, jasna, srebrzysta, zawieszona nad polem śmierci. Czy zobaczysz ją także nad polami porośniętymi zbożem? Załączam krótki wiersz, Rillo. Pisałem go pewnego wieczoru w okopach przy świetle wątłego ogarka, właściwie myślałem o nim wówczas i nie wiem nawet, kiedy go przelałem na papier. Dawniej miewałem takie chwile natchnienia, ale nigdy nie było ono tak realne, jak teraz. Dlatego pewno wysłałem mój wiersz do londyńskiego „Spectatora”. Wydrukowali go i przysłali mi dzisiaj egzemplarz. Sądzę, że ci się będzie podobał. Jest to jedyny wiersz, jaki napisałem na froncie. Wiersz był krótki, ale prześliczny. Po miesiącu imię Waltera stało się sławne prawie na całym świecie. Wszystkie pisma przedrukowały jego wiersz, a oddziały Czerwonego Krzyża starały się o to, aby był recytowany na wszystkich propagandowych zebraniach. Matki i siostry płakały czytając go, młodzi chłopcy pod wpływem tej poezji nabierali entuzjazmu i całe niemal społeczeństwo uważało ten krótki wierszyk za symbol bólu i łez, które owładnęły Europą. Kanadyjski chłopak w wojennych okopach napisał piękny utwór o wojnie. „Kobziarz” Waltera Blythe stał się niejako utworem klasycznym od chwili, kiedy został wydrukowany. Rilla przepisała go do swego pamiętnika na samym początku opisanych zdarzeń z ubiegłego tygodnia. Straszny to był tydzień — pisała — i chociaż minął już i wiemy wszyscy, że to była pomyłka, to jednak nie możemy się otrząsnąć z okropnego wrażenia. Jestem pewna, że nigdy nie potrafiłabym się tak zachować, jak panna Oliver. Akuratnie tydzień temu panna Gertruda otrzymała list od matki pana Granta z Charlottetown. Pani Grant donosiła jej, że otrzymała depeszę z wiadomością, iż major Robert Grant zabity został przed kilku dniami. Och, biedna Gertruda! W pierwszej chwili była zdruzgotana. Na drugi dzień jednak odzyskała równowagę i poszła do szkoły. Nie płakała, nie uroniła ani jednej łzy, ale z twarzy jej wiała rozpacz. « „Muszę wrócić do pracy — mówiła. — To jest jedynym moim obowiązkiem teraz!” Ja bym się nigdy na to nie zdobyła. W słowach jej nie przejawiała się gorycz z wyjątkiem tego razu, kiedy Zuzanna wspomniała coś o nadchodzącej wiośnie. Wówczas Gertruda zapytała: „Czy naprawdę tego roku będzie wiosna?” Potem wybuchnęła śmiechem, takim strasznym, smutnym śmiechem, jak ktoś, kto się śmieje spoglądając na śmierć. „Widzicie, jaka jestem samolubna. Dlatego że ja, Gertruda Oliver, utraciłam przyjaciela, to i wiosna nie powinna nadejść w tym roku. Nie dlatego, że tyle ludzi ginie, tylko dlatego, że on jeden został zabity”. „Nie rób sobie wyrzutów, kochanie — pocieszała ją mama łagodnie. — Wszyscy mniej więcej czujemy się tak samo”. A wtedy wtrąciła się do rozmowy ta okropna kuzynka Zofia. Siedziała pochylona nad skarpetką jak wcielenie nieszczęścia, jak zwykle mówił o niej Walter. „Nie trzeba być przesadną, panno Oliver — rzekła — nie możemy się poddawać wszystkiemu. Są takie, które utraciły mężów. To jest dopiero cios. Są również takie, które utraciły synów. Przecież pani ani męża, ani syna nie zabito”. „Nie — odparła Gertruda z jeszcze większą goryczą. — To prawda, że nie straciłam męża, straciłam tylko człowieka, który miał być moim mężem. Nie straciłam syna, lecz synów i córki, które miały mi się urodzić i które teraz na pewno nie urodzą się nigdy”. „Przyzwoita kobieta nie mówi w ten sposób” — oburzyła się kuzynka Zofia, ą Gertruda wybuchnęła takim śmiechem, że kuzynka Zofia przeraziła się po prostu