Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Żywo, chłopcy! — zawołał. — Nie bójcie się zamoczyć. Widziałem u tego brzegu niejednego zacnego kamrata w o wiele gorszą pogodę. Teraz dziób patrzy na pełne morze, więc żwawo! Marynarze poderwali wiosła i wspólnym wysiłkiem opanowali łódź, która uczyniwszy parę skoków i tyleż razy zapadłszy między wały, wydostała się na spokojniejsze wody i zaczęła płynąć tam, gdzie miała oczekiwać ją „Alacrity". ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY Jedyny jego grzech — że w wielkim gniewie Podniósł swój mściwy miecz przeciw ojczyźnie. Thomson Alicja Dunscombe pozostała na piaskach nadbrzeżnych, obserwując czarną plamkę, która wkrótce znikła wśród fal w nocnej pomroce, i łowiąc uchem chrobot wioseł długo jeszcze po rozpłynięciu się zarysów łodzi na posępnym wschodnim horyzoncie. Wkrótce pozostał w jej sercu jedyny ślad po przyjaciołach — skarb wspomnień. Wówczas odwróciła z żalem oczy od morza i szybko minęła grupę marynarzy zajętych przygotowaniami do odjazdu. Pospieszyła ścieżką na szczyt skał, po których tak często błądziła, spoglądając na bezkres wód z uczuciem dziwnym w jej sytuacji. Żołnierze Borroughcliffe'a rozstąpili się przed nią z szacunkiem, tak samo jak amerykańska piechota morska, i dopiero zbliżywszy się do ostatnich posterunków, którymi dowodził czujny kapitan Manual, została zatrzymana. — Kto idzie? — krzyknął Manual występując z grupy ciemnych postaci. — Nikt, kto by mógł lub chciał uczynić wam co złego — odpowiedziała samotna niewiasta. — To Alicja Dunscombe powraca za zezwoleniem waszego dowódcy do miejsca, swego urodzenia. — Ach — mruknął Manual — znów jedna z przeciwnych wojskowej dyscyplinie uprzejmości Griffitha! Czy ten człowiek łudzi się, że była kiedy niewiasta umiejąca trzymać język za zębami. Czy ma pani przepustkę? — Za przepustkę powinien mi wystarczyć wzgląd na moją słabość i płeć, jeśli nie to, że odchodzę z wiedzą pana Griffitha. — Te oba względy są zupełnie wystarczające — rozległ się głos osoby, która przez nikogo dotychczas nie zauważona stała w cieniu bezlistnej korony wiekowego dębu, pod którym rozlokował się posterunek. — Kto tu jest? — krzyknął znów Manual. — Zbliżcie się i złóżcie broń, bo każę strzelać. — Cóż to, odważny kapitan Manual będzie strzelał do swego obrońcy? — rzekł pilot zimno, wychodząc spod dębu. — Le- . piej zachowałby kule dla nieprzyjaciół miast trwonić je przeciw przyjaciołom. — Zuchwały to czyn, sir, zbliżać się po kryjomu do pikiet piechoty morskiej! Dziwne, że człowiek, który przejawił dzisiejszej nocy taką znajomość taktyki, kiedy chodziło o zaskoczenie wroga, zdradza taką ignorancję przy zbliżaniu się do pikiety. — Mniejsza z tym — odparł pilot — moja znajomość czy nieznajomość taktyki nie gra obecnie roli, gdyż dowództwo oddałem w inne, może właściwsze ręce. Ale muszę pomówić z tą damą; sir. Znam ją z czasów mej młodości i chciałbym odprowadzić ją kawałek drogi ku Opactwu. — To byłoby niezgodne z zasadami wojskowymi i wybaczy mi pan, że nie pozwolę mu wyjść poza linię straży. Jeśli zgodzi się pan pozostać tutaj i porozmawiać na miejscu, usunę żołnierzy, żeby nie mogli was słyszeć, choć nie widzę nigdzie w okolicy lepszego punktu obserwacyjnego. Mam wąwóz w tyle, którym mogę cofać się w razie ataku, linię muru z lewego flanku, a z prawego ten dąb. Można by nieźle się tu trzymać, gdyż nawet stara gwardia walczy najlepiej, kiedy ma osłonięte flanki i możliwość odwrotu. — To mi wystarczy, sir. Nie chciałbym psuć panu pozycji — odparł pilot. — Panna Dunscombe zgodzi się na pewno cofnąć kawałek drogi. Alicja poszła za nim. Zatrzymali się opodal drzewa obalonego przez ostatni sztorm. Dama siadła na pniu i zdawała się czekać na wyjaśnienia. Pilot parę minut przechadzał się tam i z powrotem, jakby rozmawiał sam z sobą, po czym, ocknąwszy się z zadumy, rzekł: — Zbliża się, Alicjo, godzina naszego rozstania. Od ciebie zależy, czy to rozstanie na zawsze. — Niechaj będzie na zawsze, John — odparła z lekkim drżeniem w głosie. — To słowo byłoby mniej groźne, gdybyśmy się przypadkiem nie spotkali. A może ostrożność dyktuje twój wybór. Bo cóż w mym losie mogłoby pociągnąć niewiastą? — Jeśli chcesz przez to powiedzieć, że jesteś człowiekiem, który nie znajduje nikogo, kto by dzielił z nim szczęście lub współczuł z nim w godziną klęski, człowiekiem, którego życie jest łańcuchem nieustannych niebezpieczeństw, klęsk, rozczarowań i przeciwności, to zbyt mało znasz serce niewiasty sądząc, że nie miałaby ani siły woli, ani sił fizycznych, by znosić je u boku kochanego mężczyzny. — Ty to mówisz, Alicjo? źle cię więc zrozumiałem, źle tłumaczyłem sobie twoje czyny? Los mój nie jest więc losem człowieka całkowicie opuszczonego, jeśli łaska królów i uśmiechy królowych za coś się liczą! Tak, życie moje nieraz wystawiałem na niebezpieczeństwo, ale nie jest ono wypełnione wyłącznie klęskami, prawda? Na próżno czekał odpowiedzi i za chwilą podjął: — Omyliłem się przywiązując wagę do tego,. co świat powie o mych bitwach i zwycięstwach. Nie jestem, kim być chciałem, Alicjo, nie jestem nawet tym, za kogo się miałem