Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Musieli zostawić jakieś odciski palców, a to oznacza, 50 że Kate miała czas, aby spróbować zatrzeć wszelkie ślady nielegalnej działalności. - Czy dajesz mi do zrozumienia, że nic nie znajdziesz? - zapytał Ferguson. Blizny na twarzy Ropera ułożyły się w coś na kształt uśmiechu. - Powiedziałem, że mogła spróbować. Nie mówiłem, że jej się udało. Apartament Ropera przy Regency Square mieścił się na parterze i miał osobne wejście oraz specjalny podjazd dla wózka. Całe mieszkanie, w tym kuchnia i łazienka z uchwytami przy prysznicu i toalecie, zaprojektowane było specjalnie dla osoby niepełnosprawnej, której - tak jak w tym przypadku - zależało na jak największej samodzielności. W pokoju, który w normalnym mieszkaniu mógł pełnić rolę salonu, mieściła się pracownia komputerowa: roboczy stół oraz najnowocześniejszy sprzęt, w dużej części nieosiągalny na rynku. Roper miał do niego dostęp, ponieważ był majorem rezerwy. Poza tym, kiedy było to konieczne, Ferguson nie wahał się użyć swoich wpływów. Trzy dni po spotkaniu Quinna z prezydentem, o dziesiątej rano zabrzmiał dzwonek u drzwi. Roper wcisnął odpowiedni guzik pilota i chwilę później w pracowni pojawili się Ferguson, Dillon oraz Hannah Bernstein. - Co masz? - zapytał Ferguson. - Tak jak powiedziałeś - odparł Roper - Fundacja Edu kacyjna Rashidów przeznacza pieniądze na bardzo różne cele. Lista jest długa i na ogół wydaje się czysta, lecz kilka punktów budzi podejrzenia. Na przykład ta bejrucka Fundacja na rzecz 55 Dzieci to z całą pewnością przykry wka Hezbollahu. Rashidowie założyli również inne fundacje - w Syrii, Iraku, Kuwejcie i Omanie. Wciąż je rozpracowuję, ale założę się o grube miliony, że niektóre z nich również opłacają terrorystów. - Co ona, do licha, knuje? - mruknął Ferguson. - Konsoliduje swoją władzę - odparł Dillon. - Nawią zuje kontakty ze wszystkimi głównymi arabskimi przywódcami. Zdobywa wpływy środkami pokojowymi albo przemocą, w za leżności od tego, czego konkretnie potrzebuje. Roper pokiwał głową. - Nie zapominajcie też o skali jej naftowych interesów na Bliskim Wschodzie. Rashid Investments kontroluje jedną trzecią tamtejszej produkcji. Gdyby chciała, mogłaby łatwo zburzyć cały ten domek z kart. - Chryste - jęknął Ferguson. - Jedna trzecia całej pro dukcji Bliskiego Wschodu! - A u nas w kraju? - zapytał Dillon. - Nie przekazała przypadkiem jakichś dotacji na rzecz IRA, Bojowników o Wol ność Ulsteru czy innych podobnych grup? - Nie, ale na liście mamy dużo skrajnych organizacji w rodzaju Armii Ludowej, Socjalistycznej Ligi Marksistow skiej, Nacjonalistycznej Grupy Wyzwoleńczej czy Zjednoczo nych Anarchistów. Wszystkie dotacje przeznaczone są na cele edukacyjne. - Ilu członków tych grupek zjawi się tutaj, kiedy dojdzie do następnych zamieszek w Londynie? - zapytała Hannah. Roper wzruszył ramionami. - Kate jest bardzo sprytna. Wszystko jest załatwiane jaw nie, przy podniesionej kurtynie. Wiele osób pochwala jej działalność. - Z pozoru tak to wygląda - powiedział Ferguson. - Zgoda, jest bardzo sprytna. A co masz na temat Aktu Walki Klasowej? - Mimo swojej nazwy, wydaje się dość nieszkodliwy. Organizuje przede wszystkim zajęcia na świeżym powietrzu 56 dla dzieci od dwunastego do osiemnastego roku życia. Szkolne pikniki, spływy kajakowe, piesze wędrówki, wspinaczki po górach. - Ciekawe, czym się zajmują starsi uczniowie? - wtrącił Dillon. - Kwatera główna mieści się w zachodniej Szkocji, w zam ku Loch Dhu nieopodal miasteczka o nazwie Moidart. I ow szem, zamek należy do księżniczki. Ferguson zrobił zdziwioną minę. - Ależ ja znam to miejsce. Wszyscy je znamy. - Co przez to rozumiesz? - zapytał zaskoczony Roper. Odpowiedzi udzielił mu Dillon. - Przed kilku laty musieliśmy się tam zająć bardzo pas kudnym typem o nazwisku Carl Morgan. Facet wynajął zamek na parę tygodni. Generał, Hannah i ja założyliśmy bazę w domku myśliwskim Ardmurchan po drugiej stronie jeziora. - Lecz właścicielką zamku była wówczas hrabina Kat- herine - powiedziała Hannah do Fergusona. - Właściwie sprawa jest trochę bardziej skomplikowana - rzekł Roper. - Zamek był dość stary, już kiedy sir Paul Dauncey otrzymał od króla Jakuba Pierwszego tytuł hrabiego Loch Dhu. W połowie dziewiętnastego wieku został przebudo wany w stylu wiktoriańskim przez jednego z późniejszych hrabiów, ale rodzina prawie z niego nie korzystała. Wolała Dauncey Place. Później zamek został wydzierżawiony na pięć dziesiąt lat rodzinie Campbellów. Przed pięciu laty, po śmierci hrabiny Katherine, powrócił do Daunceyów. - Dokładnie rzecz biorąc, stało się to po ślubie matki Kate z Rashidem - wtrącił Dillon. - Carl Jung stwierdził niegdyś, że istnieje coś takiego jak synchroniczność - skomentowała Hannah. - Niektóre zda rzenia wykraczają poza zwykły zbieg okoliczności i podejrze wamy, że jest w tym ukryty jakiś głębszy sens. - Niesamowite, prawda? - potwierdził Dillon. - I pomyś- 57 leć, że Kate Rashid przez cały czas czeka, żebyśmy się tam pojawili. - Przestań pleść trzy po trzy - żachnął się Ferguson. - Tak czy inaczej uważam, że nadeszła pora, żebyśmy przestali się pieścić. - Co pan przez to rozumie, generale? - zapytała Hannah. Ferguson spojrzał na Dillona. - Uważam, Sean, że czas zagrać w otwarte karty. My wiemy, że oni wiedzą, a oni wiedzą, że my wiemy. - I co nam to da? - zaciekawił się Dillon. - No dobrze