Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jakże łatwo oddzielić w swych myślach akademickie teorie o wojnie od jej ludzkiej strony, nawet gdy się jest samemu czynnie w nią zaangażowanym. Dla jego ludzi na dole te maleńkie figurki wdrapujące się na zbocze skały nie są istotami ludzkimi cierpiącymi męki upału, pragnienia i zmęczenia; a martwe postacie zaścielające drogę, z rozprutymi wnętrznościami, nie są dla nich trupami czyichś ojców lub kochanków. Mogliby być, jak sądził, równie dobrze ołowianymi żołnierzykami. Nie umiał pojąć, czemu właśnie w tym momencie, wśród upału i huku armat, zaczął myśleć o Lady Barbarze i jej wisiorku z szafirów, i o Marii, która teraz, w zaawansowanej ciąży, musi być okropnie gruba. Otrząsnął się z tych myśli, przeszkodziły mu dostrzec efekt następnej salwy z baterii na drodze. Biły w nią teraz pościgówki dziobowe; ich ogień może załamać ducha ludzi z obsługi armatek polowych. Tymczasem działa burtowe szukały czegoś, co mogłyby wziąć na cel, gdyż włoska dywizja znajdująca się na wprost nich rozproszyła się po całym zboczu wzgórza w grupkach liczących najwyżej sześciu ludzi — niektóre dotarły aż na szczyt grani. Oficerowie będą mieli trudne zadanie z zebraniem ich z powrotem, a kto chciał zdezerterować — „Sprawozdanie z aktualnej sytuacji wojennej na półwyspie” kładło nacisk na tendencję Włochów do dezercji — ma dziś dosyć okazji po temu. Trzask i krzyk na dole oznajmił, że strzały z armatek na drodze spowodowały jedną przynajmniej ofiarę z tych, o których myślał Hornblower, a sądząc z bolesnego pisku, trafionym musiał być któryś z chłopców okrętowych; zacisnął usta oceniając odległość, jaką okręt ma jeszcze przebyć, zanim działa burtowe znajdą się w linii celu. Będzie musiał przyjąć jeszcze dwie salwy nieprzyjacielskie; nie było łatwo czekać bezczynnie na nie. Oto nadchodzi jedna — przeleciała tuż nad głową z dźwiękiem podobnym do tego, jaki wydaje rój pszczół spieszących z jakąś bardzo pilną misją; widocznie kanonierzy nie wzięli dostatecznie pod uwagę gwałtownie zmniejszającej się odległości. Grotbrampadun pękł z trzaskiem, i Bush gestem dłoni posłał grupę ludzi, żeby go znów spletli. By przygotować się do przejścia po nawietrznej cypla i sterczącej przed nim rafy, „Sutherland” będzie musiał odejść trochę dalej na morze. — Panie Gerard! Wykonam zwrot. Proszę być w pogotowiu do oddania strzałów w baterię, gdy działa wejdą w linię celu. — Tak jest, sir. Bush posłał ludzi do brasów. Hooker na dziobie kierował szotami kliwrów. Po przełożeniu steru „Sutherland” pięknie poszedł ostrzej pod wiatr i Hornblower patrzył przez lunetę na armatki polowe, teraz oddalone o mniej niż ćwierć mili. Kanonierzy spostrzegli, że „Sutherland” robi zwrot — widzieli to już przedtem i pojęli, że zaraz nadleci nawałnica pocisków. Hornblower zobaczył, że jeden z nich odbiegł od armatki, inni poszli za nim, wspinając się desperacko po nasypie na zbocze wzgórza. Pozostali padli twarzami ku ziemi — tylko jeden stał obok armat, krzycząc i gestykulując. „Sutherland” przechylił się jeszcze raz od odrzutu swych dział, gryzący dym wzbił się kłębem w górę i bateria znikła z pola widzenia. Nie widać jej było, nawet gdy dym się już przerzedził. Zostały tylko szczątki — strzaskane koła, oś stercząca ku górze, a same armaty leżały zwalone na ziemi. Była to dobrze wycelowana salwa burtowa; oddając ją kanonierzy musieli zachować spokój godny weteranów. Hornblower przeprowadził okręt wokół rafy i skierował go ponownie ku brzegowi. Traktem przechodziły właśnie tyły kolumny piechoty; dywizja czołowa musiała się ponownie uformować, w czasie gdy „Sutherland” zajmował się tą drugą. Teraz maszerowała spiesznie, spowita ciężką chmurą pyłu wiszącą nisko nad drogą. — Panie Bush, musimy spróbować dobrać się do tej kolumny. — Tak jest, sir. Lecz „Sutherland” miał trudności z żeglowaniem na wiatr, a gdy już, już miał prześcignąć tyły kolumny, musiał wykonywać zwrot przez sztag i oddalać się od brzegu, by przejść po nawietrznej wystającego cypla lądu. Chwilami byli tak blisko maszerującej w wielkim pośpiechu piechoty, że patrząc przez lunetę Hornblower widział nad niebieskimi mundurami blade twarze ludzi oglądających się za siebie. A tu i ówdzie mógł dojrzeć tych, co odstali od kolumny — mężczyzn siedzących przy drodze z twarzami ukrytymi w dłoniach, wyczerpanych żołnierzy, opierających się o swe muszkiety i gapiących na mijający ich okręt, albo nieruchome postacie tych, co padli bez tchu, zmożeni zmęczeniem i upałem. Bush wściekał się i zżymał usiłując wydusić z okrętu chociaż odrobinę większą szybkość, zaganiając każdego z załogi, nie zajętego w danym momencie, do noszenia hamaków wyładowanych kulami z zawietrznej na nawietrzną, trymując żagle możliwie najprecyzyjniej i klnąc wściekle, gdy tylko przestrzeń między okrętem a wojskiem wydawała się zwiększać. Lecz Hornblower był całkiem zadowolony. Dywizja piechoty, skutecznie rozbita, a potem zmuszona do ucieczki w panice przez całe mile, gubiąca dziesiątkami tych, co nie mogli nadążyć, i ścigana dalej przez bezlitosnego nieprzyjaciela, musiała otrzymać tak silny cios, jeśli chodzi o wiarę w swoją moc, że przez tygodnie będzie poważnie osłabiona jako siła bojowa