Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jednak uwagę chłopca przykuwała przede wszystkim osoba samego burmistrza, Amalfi pogrążony był właśnie w rozmowie z Fradem, w związku z czym Chris miał okazję przyjrzeć mu się spokojnie. Mityczny Amalfi zaskoczył go swym wyglądem. Chris nie umiałby dokładnie powiedzieć, jak go sobie wyobrażał, z pewnością jednak myślał o szczupłym, barczystym mężczyźnie o heroicznych rysach, tymczasem zastał niskiego, pękatego jegomościa z byczym karkiem, wielką łysiną i dłońmi ogromnymi jak bochny. Najdziwniej w tym wszystkim wyglądało cygaro, delikatnie, po kobiecemu trzymane w grubych paluchach. Burmistrz raz po raz zaciągał się z błogim wyrazem twarzy. W mieście nikt poza nim nie miał prawa palić; nie wystarczało miejsca na uprawę tytoniu. W tej sytuacji cygaro było czymś więcej niż tylko oznaką piastowanej godności; jak śnieg sprowadzany z gór przez rzymskich cesarzy było symbolem zamożności miasta i Amalfi trzymał je w palcach z pietyzmem, bez cienia pazerności. Miał dziwny zwyczaj. Kiedy się nad czymś zastanawiał, podnosił cygaro do oczu i studiował z taką miną, jakby rozżarzony koniuszek wyświetlał wszystkie jego myśli. – Jest problem z komputerami, ale to się da załatwić – zwrócił się do Frada. – Możemy wam pożyczyć nasz komputer-matkę na czas potrzebny mu do wykonania własnej repliki. Kiedy będzie gotowa, włożycie odpowiedni program, nafaszerujecie danymi i będziecie produkować sobie kolejnych Ojców Miasta. Tylu, ilu będzie wam trzeba... Myślę, że z jedna trzecia tego, co my mamy, wam wystarczy... Potrwa to z dziesięć lat. Ten czas możecie wykorzystać wprowadzając dane, ponieważ na początku będziecie mieli do czynienia z idiotą zdolnym jedynie do operacji logicznych. Na razie badania dotyczące waszych robót będziemy prowadzić na naszych komputerach. Ufamy ich werdyktom, a Chris twierdzi, że jest pan człowiekiem słownym, więc podżyrujemy wasz kontrakt z Argusem. – Bardzo dziękujemy – oświadczył Frad. – Nie ma za co – zagrzmiał Amalfi. – Cała przyjemność po naszej stronie. Prawdę mówiąc, dostajemy więcej niż dajemy, bo dzięki wam nauczyliśmy się czegoś nowego. Tym samym wracamy do sprawy młodego awanturnika, pana deForda. – Odwrócił się gwałtownie w stronę Chrisa, któremu serce uciekło w pięty. – Chyba zdajesz sobie sprawę, Chris, że wybiła dla ciebie godzina zero? Kończysz osiemnaście lat. – Tak, proszę pana, zdaję sobie sprawę. – Otóż mam dla ciebie stanowisko, które chyba będzie ci odpowiadać. Od kiedy wspomniano mi o takiej możliwości, cały czas o tym myślę i mam wrażenie, że to byłoby coś dla ciebie. Chrisowi serce podskoczyło go gardła. Burmistrz obejrzał z uwagą własne cygaro. – Praca wymaga niecodziennej kombinacji wiedzy z przedsiębiorczością, wyobraźnią, odwagą, zdolnością do improwizacji i szybkich rozwiązań oraz umiejętnością błyskawicznej oceny sytuacji. Z drugiej strony jednak potrzebny jest instynkt samozachowawczy, dzięki któremu najśmielsze nawet przedsięwzięcia będą prowadzone w sposób gospodarujący oszczędnie ludźmi, materiałami, pieniędzmi, czasem. Jaki zawód przychodzi ci na myśl? – GENERAŁ – odparli niezwłocznie Ojcowie Miasta. – Nic do was mówię – ofuknął ich Amalfi. Był niewątpliwie rozdrażniony, ale Chris odniósł wrażenie, że jest to raczej poza. – Chris? – No cóż, proszę pana, Ojcowie mają rację. Trudno mi przysiąc, ale pewnie sam bym doszedł do podobnych wniosków. W każdym razie wszyscy wielcy generałowie odpowiadają tej charakterystyce. – W porządku. Idźmy dalej. Chociaż wymagane są liczne uzdolnienia, jedno z nich wybija się na plan pierwszy; człowiek na tym stanowisku musi być pierwszorzędnym kulturoznawcą. Chris poznał ten termin, kiedy przymusowo faszerowano go Spenglerem. Kulturoznawcą był naukowcem zdolnym ocenić etap rozwoju danej kultury, porównać z podobnymi stadiami w innych, a następnie nakreślić prognozy dotyczące reakcji przedstawicieli badanej społeczności na planowaną zmianę czy konkretne wydarzenie. Mało który generał miałby okazję zrobić użytek z takich umiejętności, o ile w ogóle znalazłby czas, żeby je rozwinąć. – To, że posiadasz wymagane cechy charakteru z kulturoznawczymi predyspozycjami włącznie, widać gołym okiem. Nie są to cechy obce naturze wędrowca – u ciebie jednak występują w stopniu ponadprzeciętnym. Naturalnie rozwinięcie uzdolnień będzie wymagało czasu i praktyki... ale czasu nie powinno ci zabraknąć. Ojcowie Miasta orzekli pięcioletni okres próbny. W służbach miejskich nie było dotąd takiej funkcji, jednak bliższe spojrzenie na Scranton i parę miast, którym się lepiej powiodło, przekonuje nas, że jest to funkcja pożyteczna. Czy przyjmujesz stanowisko? Chris poczuł szum w uszach. W głowie zakręciło mu się z dumy i oszołomienia. – Pan wybaczy... O jaką funkcję chodzi? – Funkcję menażera miasta