Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

William Alexander był uznanym autorytetem w kwestii polityki zagranicznej. Gdyby to zależało od Królowej i gdyby członkowie Izby Lordów potrafili patrzeć dalej niż na czubek własnego nosa, zostałby premierem po śmierci Cromarty’ego. Teraz wymownie wzruszył ramionami. – To trudno jednoznacznie ocenić, bo w grę wchodzi niemożliwy do precyzyjnego określenia czynnik – honor w pojęciu mieszkańców, a więc i władz Erewhonu. Allen zawsze zwracał na to uwagę i obchodził się z nimi jak ze śmierdzącym jajkiem. Natomiast High Ridge i jego banda półgłówków, gdyby chcieli celowo ich do nas zrazić, nie mogliby się bardziej postarać. Idealnym wręcz tego przykładem jest oświadczenie hrabiny Fraser. Czy ona do reszty skretyniała?! To może być gwóźdź do trumny w naszych stosunkach! – Ona już od dawna jest kompletną kretynką, Willie – odparła Elżbieta z lodowatym spokojem, pod którym czaiła się furia. – Teraz tylko udowodniła, że jest tchórzem. Tak zresztą jak oni wszyscy. Chodziło jej wyłącznie o zwalenie winy na kogoś innego, i jak to się potocznie określa, zorganizowanie sobie dupochronu. Dla High Ridge’a i reszty jest to coś naturalnego i najważniejszego w każdej sytuacji. Prychnęła pogardliwie, pokazując zęby w grymasie, z którego Ariel mógłby być dumny, i dodała: – Cofam to, co powiedziałam, Michael. I przepraszam ciebie i Judith. Może dziewczyny i są narwane, ale na pewno nie są tchórzami. Powstaje pytanie, czy możemy coś w tej sytuacji przedsięwziąć? Sugerowanie czegokolwiek rządowi to strata czasu, a nie mam na Erewhonie nikogo, z kogo mogłabym zrobić prywatnego wysłannika. Poza naturalnie tymi... średnio ostrożnymi panienkami. William Alexander ponownie odchrząknął. – Za pozwoleniem, ale nie zgodzę się z tym, co powiedziałaś. Nie chodzi mi naturalnie o reakcję rządu, bo będzie to powtórka z Fraser, czyli dupochrony i spychotechnika. W efekcie jeszcze bardziej rozdrażnią władze Erewhonu. Natomiast co do reszty pozwolę sobie mieć inną opinię. Elżbieta uniosła pytająco brew, co było u niej zaproszeniem do dalszego ciągu wypowiedzi. Królowa bowiem, choć słynęła z ataków wściekłości, nigdy nie kierowała się przeciwko komuś, kto miał odmienne od niej zdanie, o ile nie przedstawił go w sposób nieuprzejmy lub pozbawiony szacunku. – Chodzi mi o to, że nie jestem całkiem pewien, czy dziewczęta postąpiły nierozważnie – wyjaśnił William. – Podejrzewam, że wręcz przeciwnie: znajdując się w bardzo złej sytuacji, zachowały się najlepiej, jak mogły. Fakt, nietypowo i nader śmiało, ale nie nierozważnie. Natomiast na pierwszy rzut oka i z bezpiecznej odległości może to wyglądać na brak rozwagi czy przemyślenia. Honor przytaknęła, jako że sama doszła do podobnych wniosków. Elżbieta zauważyła jej gest. – I ty też przeciwko mnie? – spytała z lekką złośliwością. Honor nie odpowiedziała natychmiast. Miała znacznie więcej doświadczenia w ocenie sytuacji czysto militarnej i gdyby chodziło o analizę bitwy, zrobiłaby ją już i była w miarę pewna słuszności swoich wniosków. Z tajnymi operacjami miała jednak znacznie mniej do czynienia, a nigdy z tak poważną i mogącą mieć tak poważne konsekwencje. Natomiast to doświadczenie, które posiadała, jak i instynkt podpowiadały, że William Alexander ma rację. – Myślę, że William się nie myli – powiedziała wolno. – A najważniejsza w tym wszystkim jest rola, jaką obie dziewczyny odegrają w przyszłości. Chodzi mi o strategię związaną z przyszłością Conga. – Jestem skłonny się z tobą zgodzić – wtrącił White Haven – ale jest jeden drobiazg, o którym trzeba pamiętać: wszystko wymyślił i zaproponował oficer wywiadu Republiki Haven. Czy też policji, to w sumie nieważne. Choć księżniczka zrobiła, co mogła, by jego rolę zminimalizować, z obawy, jak sądzę, przed rodzinnymi reperkusjami, z raportu kapitana Oversteegena wynika to jednoznacznie. Honor uśmiechnęła się – też to zauważyła. Gdyby dysponowali tylko wiadomością przesłaną przez Ruth Winton, mogliby się tego nie domyślić, gdyż Victor Cachat był tam wzmiankowany z nazwiska dokładnie jeden raz. I to faktycznie jedynie wzmiankowany. – Dobrze, ale co z tego? – spytała. – W tej kwestii księżniczka Ruth i kapitan Oversteegen są zgodni, a ja przyznaję im rację. Niezależnie od tego, kto to wszystko wymyślił i kto to koordynuje, nie można było się temu sprzeciwić. I nie chodzi mi o moralny aspekt całej sprawy, ale o pragmatyczny. Poza tym to poważny cios dla Manpower, a równocześnie olbrzymia korzyść dla niewolników. Z drugiej, gdyby dziewczęta nie pomogły temu całemu Cachataowi, prawdopodobnie wymyśliłby coś innego, a opinia władz Erewhonu o nas sięgnęłaby dna. – Honor ma rację – przyznał William Alexander. – Spróbować przeszkodzić realizacji tego planu można byłoby tylko, zanimby się ona rozpoczęła. Teraz jest już w toku i jedyne, co nam pozostało, to pomóc. Powstrzymać rozwoju wydarzeń nie można w żaden sposób, a druga sprawa, że nie miałoby to sensu. Nie wspominając o tym, że wątpię, by ktokolwiek z obecnych miał na to ochotę. Manpower nie doznała jeszcze w swoich dziejach takiej porażki, a konsekwencje długo będą odczuwalne na całym rynku związanym z handlem niewolnikami. – Ma świętą rację, a gdyby ten cholerny rząd był cokolwiek wart, wysłałby eskadrę superdreadnoughtów jako wsparcie – warknęła Elżbieta, której głębokie uczucie do niewolnictwa genetycznego w ogóle, a Manpower w szczególności było powszechnie znane