Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– O kilka minut rozmowy – odparła. Popatrzył na zegarek. – Miałem długi dzień – wyznał. – A ja pracuję do późna – oświadczyła. – Moje źródła donoszą, że Everhardt jest naprawdę chory. Że nie ma mowy o jego powrocie. Kraig wzruszył ramionami. – Trudno mi powiedzieć. Nie jestem lekarzem, panno...? – Embry. Proszę mówić mi Karen. Teraz, kiedy przyzwyczaił wzrok do przyćmionego światła, dostrzegł coś niezwykłego w jej rysach. Być może coś europejskiego, choć w jej głosie nie było śladu obcego akcentu. – Jak to się stało, że nie spotkaliśmy się wcześniej? – spytał. – Niedawno przeprowadziłam się z Bostonu – wyjaśniła. – Pracuję na własną rękę. Specjalizuję się w sprawach związanych ze służbą zdrowia. – To miłe – zauważył Kraig. Zapadło milczenie. Reporterka wiedziała, że Kraig nie zamierza dać jej niczego, co mogłaby wykorzystać, ale jak każdy dobry dziennikarz pragnęła nawiązać z nim kontakt. – Słyszałam, że chodzi o coś, co ma związek z podejmowaniem decyzji – powiedziała. – To znaczy? – Coś w tym stylu, że Everhardt rozumie, co się do niego mówi – w każdym razie niektóre rzeczy – ale nie może podejmować decyzji, a tym samym działać. Jest sparaliżowany. Kraig odwrócił się w stronę parkingu. Zobaczył smutną panoramę domów mieszkalnych i jednopiętrowych biurowców, które zasłaniały horyzont. – Bez komentarza – powiedział. – Słyszałam, że Biały Dom jest poważnie zaniepokojony – drążyła dalej. – Bez Everhardta wypadają kiepsko w sondażach. Nie są pewni, czy prezydent da radę odeprzeć atak Colina Gossa. – Nie zajmuję się sondażami – odparł Kraig. Skinęła głową. – Wielu ludzi martwi się o funkcjonowanie administracji. Wyborcy są przerażeni perspektywą kolejnego ataku jądrowego, takiego jak na Crescent Queen. Goss pociąga za sznurki w Kongresie. Jeśli wydarzy się coś, co jeszcze bardziej osłabi pozycję prezydenta, to mogą wezwać go do ustąpienia. Ta historia z Everhardtem nie wzmacnia jego pozycji. Kraig nic nie powiedział. Zdawał sobie sprawę, że Colin Goss wywiera nacisk na sfery rządowe. Szczerze powiedziawszy, uważał, że byłoby lepiej dla kraju, gdyby na łóżku szpitalnym zamiast Everhardta leżał Goss, który stanowił prawdziwe zagrożenie. Pod tym względem Kraig odznaczał się instynktem politycznym. – To nie moja działka – oświadczył. Zapadło na chwilę milczenie. – Słyszałam, że według niektórych lekarzy problemy Everhardta mogą mieć podłoże czynnościowe – zauważyła. – Co pani przez to rozumie? – Mentalne. Emocjonalne. Everhardt żył ostatnio w dużym napięciu. Może nie wytrzymał. Kraig przyglądał się teraz jej twarzy. W oczach kobiety dostrzegł dziwną, niemal zwierzęcą koncentrację. Zastanawiał się przez ułamek sekundy, czy zażyła coś, jakiś narkotyk. Ale zaraz odrzucił tę myśl. Była po prostu reporterką na łowach, gotową pokonać każdą przeszkodę, która stanęłaby między nią a upragnioną historią. Tacy jak ona nie potrzebowali prochów. Praca była dla nich narkotykiem. – Everhardt jest dobrym człowiekiem – powiedziała. – Ale nie nadaje się do tych prezydenckich potyczek. Niech pan sobie przypomni, jak Colin Goss zaszarżował na niego w Washington Today. Może napięcie stało się dla niego za wielkie... Kraig przerwał jej. – Nie mam nic dla pani. – Mówiłam, że nie oczekuję od pana żadnej informacji – zapewniła. – Chcę tylko... Kraig popatrzył na nią z pozbawionym radości uśmiechem. – Czego pani chce, panno Embry? – Proszę mówić mi Karen. Kraig pozostał niewzruszony. – Czego pani chce? – Nie lubię działać na ślepo. Chodzi mi o kontakt, który pomógłby mi utrzymać się na właściwym tropie. Nie mam zamiaru drukować rzeczy, które nie są prawdziwe – wyznała, a po chwili wahania dodała: – Powiedzmy, że potrzebuję przyjaciela. Sama też mogę nim być. Kraig przypatrywał jej się dłuższą chwilę. Twarda reporterka, świadoma każdego podstępu ze strony niechętnej władzy, szukająca sensacyjnego materiału i gotowa dobić targu. Jaką walutą? Coś mu mówiło, żeby jej do końca nie skreślać. – Niech więc pani przestanie wyciągać pochopne wnioski i zacznie szukać lepszych źródeł informacji – poradził. – Po to tu jestem – odrzekła. Wciąż tak przenikliwie spoglądała. – Mam robotę – powiedział Kraig, wyjmując klucze. – Do zobaczenia. Wszedł do środka i zamknął drzwi. Lampa w przedpokoju rzucała przyćmiony blask w głąb pustego mieszkania