Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Verhor siostrzeniec zmarłego Merfisa i nowy graf Mennondu, pochylił się nad stołem. — Jest jedna droga — odparł. — Idąc nią wyciągniemy Gordor z otchłani. Alfeez uniósł dzban chcąc nalać sobie wina, ale naczynie było już puste. Gardzek zauważył to 1 klasnął w dłonie. Do komnaty weszli słudzy. — Przynieście wina — rozkazał. Gdy wynosili puste dzbany i ustawiali na stole pełne, do środka wpełznął smok i ułożył się w ciemnym miejscu pod ścianą. Zwinął się w kłąb, opierając łeb na ogonie, i przymknął oczy. — Jaka to droga? — spytał Gardzek gdy słudzy wyszli. — Potrzeba nam silnego króla — rzekł Mardhiw–Ardh. — My, grafowie, wiemy dobrze, że Gordor upada. Skierowaliśmy swój wzrok na Kagard i Bellen–deir, a tymczasem na północy wyrosła nowa potęga Pesterhard. Jego władca to mądry polityk i dyplomata. Kiedyś same siły grafów Ohgadenu i Deonshee wystarczyły aby walczyć z Pesterhardem, teraz potęga całego Gordoru nie wystarczy. — To nieprawda — przerwał mu ostro Gardzek. Pesterhard ma dość kłopotów na swoich północnych i wschodnich granicach aby nie wplątywać się w wojnę z nami. — Na razie — rzekł Mardhiw–Ardh. Kto uzbraja i wspomaga chłopskie bunty w Gordorze? Pesterhaid. Kto stara się zjednać sobie grafów z Ohgadenu i Deonshee? Pesterhard. Te dwie marchie są na razie wierne Vallisowi ale tylko dlatego, że odpowiada im jego polityka. Kto próbuje skłócić ze sobą pozostałych grafów? Persterhard. Potrzeba nam króla na miarę Kashoogi Wielkiego, króla który znów scaliłby Gordor. Wiemy, że potęga grafów jest zgubna gdy stają przeciwko sobie. Modliliśmy się o władcę wojownika, a jednocześnie przebiegłego i mądrego polityka człowieka prawego i uczciwego, który zyskałby poparcie większości marchii i starych rodów. Gdy będzie panował taki król, Gordor znów stanie się potężny. — Lecz teraz rządzi Vallis — przerwał mu Gardzek — i jest prawowitym władcą. — Śmierć Vallisowi! — ryknął powstając i wzbijając ostrze sztyletu w stół Verhor. — Śmierć Vallisowi! Gardzek patrzył na stojących nad nim grafów trzymających dłonie na rękojeściach wbitych w stół sztyletów. Wstał. — Wola grafów jest wolą Gordoru — rzekł poważnie — i chętnie krzyknąłbym wraz z wami: „Śmierć Vallisowi”, ale gdzie szukać następcy tronu? Łatwo podeptać święte prawa ale co potem? — Mamy nowego króla Gordoru — powiedział Alfeez. — Kto nim jest? — Ty. Gardzek pobladł i zacisnął dłonie na krawędziach stołu. Spojrzał z pytaniem w oczach w stronę Mardhiw–Ardha. — Tak, grafie — rzekł stary władca. — Jesteś potomkiem Merfisa, założycielem dynastii i wnukiem Heggena, króla Gordoru. Gdy Vallis umrze, ty będziesz prawowitym następcą tronu. Omelorczyk opuścił głowę, a grafowie stali nad nim, czekając, co powie. — Nie — Gardzek uniósł się z krzesła — nie zgodzę się na to. Jak myślicie, dlaczego walczyłem z Hejjeną po stronie Permuza? Czy Permuz był lepszym rycerzem, lepszym władcą? Nie1 Stokroć gorszym od Hejjeny, ale skazałem się na wieloletnią tułaczkę, gdyż święte są dla mnie prawa krwi Permuz był prawowitym władcą i powinien panować, a nie jego młodszy brat Teraz tron Vallisa jest święty, Vallis jest królem i będę bronił jego praw tak, jak broniłem praw Permuza. — Zdrajco! — Verhor wyrwał swój sztylet ze stołu. — Stój! — powstrzymał go Mardhiw–Ardh. — Wypiłeś za dużo wina. Jak śmiesz obrażać naszego gospodarza i przyszłego króla? Milcz i siadaj. Verhor posłusznie opadł na krzesło. — Wybacz — powiedział w stronę Gardzeka — te słowa nigdy nie powinny paść z moich ust. Mardhiw–Ardh zastanawiał się chwilę, gładząc rękojeść sztyletu. Nagle podszedł do grafa Omeloru i oparł dłoń na jego ramieniu. — Masz przed sobą dwie drogi, mój przyjacielu — rzekł. — Możesz wziąć na swe barki ciężar tak wielki, wiedząc, że tylko ty jeden w Gordorze jesteś zdolny mu sprostać, możesz też plunąć na szczęście królestwa i dalej pozostawać sławnym i bogatym grafem Omeloru. Ale tylko grafem. Twa marchia jest potężna. Inne mogą upaść, zawalić się, a Omelor będzie trwał. Czy jednak znajdziesz dość siły, aby patrzeć, jak umiera Gordor? Czy będziesz miał spokojny sen, wiedząc, że reszta kraju ginie rozdarta wojną, buntami, nędzą? Tak, Gardzeku — Mardhiw–Ardh mocniej ścisnął go za ramię — lepiej byłoby, abyś umarł, jeżeli zrezygnujesz z korony, gdyż inaczej zabije cię zgryzota i wyrzuty sumienia. Milczeli długą chwilę. — Czy pamiętasz — odezwał się znów graf Barren — co powiedziałem ci w Nimelgen? Że kiedyś ty będziesz bardziej potrzebny grafowi Barren niż on tobie? — Tak — odparł cicho Omelorczyk. — Teraz nadeszła ta chwila. Ale nie tylko mnie jesteś potrzebny