Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Co się dzieje, do cholery?! — wrzasnął Arnold, wybałuszając oczy na monitory. — O co chodzi? — zaniepokoił się Muldoon. — Brak energii? ^- Tak, ale tylko w terenie. Tutaj jest w porządku, natomiast w Parku wszystko przestało działać. Światła, kamery, czujniki... Po prostu wszystko. — A land cruisery? — Zatrzymały się gdzieś w pobliżu wybiegu tyranozaura. 195 — Cóż, połącz się z dyżurnym technikiem i każ mu uruchomić zasilanie awaryjne — powiedział Muldoon. Arnold podniósł słuchawkę jednego z aparatów, ale ponownie usłyszał jedynie komputerowy szum. — Nie mam jak, telefony nie działają. Ten przeklęty Nedry! Gdzie on się podziewa, do diabła? Dennis Nedry pchnął drzwi opatrzone tabliczką z napisem: ZAPŁADNIANIE. Z powodu braku energii wszystkie zamki na karty magnetyczne przestały działać i wystarczyło lekkie dotknięcie ręką, aby wejść do dowolnego pomieszczenia w budynku. Kłopoty z systemem bezpieczeństwa zajmowały jedną z czołowych pozycji na liście wykrytych błędów w oprogramowaniu Parku. Nedry często zastanawiał się, czy komuś przyszło do głowy, że to akurat wcale nie był błąd, tylko klasyczne ukryte wejście, pozostawione przez programistę. Tylko niewielu ludzi tworzących oprogramowanie dla wielkich systemów komputerowych miało dość silnej woli. aby oprzeć się pokusie pozostawienia sobie możliwości dyskretnych „odwiedzin" w systemie. Za tym, aby jednak jej ulec, przemawiał częściowo zdrowy rozsądek: jeśli niesprawny użytkownik doprowadził do zablokowania systemu, zawsze pozostawała furtka, przez którą można było wślizgnąć się do środka i naprawić szkody. Najczęściej jednak chodziło o pozostawienie czegoś w rodzaju podpisu: BYŁEM TUTAJ. Czasem natomiast stanowiło to zabezpieczenie na przyszłość. Nedry miał serdecznie dość całej tej hecy; już pod koniec prac nad programem InGen zaczęła się nagle domagać daleko idących zmian, nie miała natomiast zamiaru płacić za dodatkową robotę, argumentując, że są to tylko drobne korekty, a te, w myśl kontraktu, zleceniobiorca zobowiązał się wykonać w ramach ustalonej zapłaty. Zagrożono mu procesem, a jego klienci zaczęli otrzymywać listy, w których kwestionowano fachowość Nedry'ego. Był to jawny szantaż, na tyle skuteczny, że w końcu Nedry musiał położyć uszy po sobie i wprowadzić wszystkie zmiany, jakich żądał Hammond. Jednak później tym chętniej nadstawił ucha, kiedy skontaktował się z nim Lewis Dodgson z Biosyn. Zgodnie z prawdą stwierdził, że owszem, może ominąć wszystkie systemy zabezpieczeń i dostać się do dowolnego pomieszczenia na terenie Parku, ponieważ pozostawił w programie lekko uchyloną furtkę. Tak na wszelki wypadek. Teraz wszedł do pokoju, na którego drzwiach wisiała tabliczka z napisem: ZAPŁADNIANIE. Zgodnie z jego przypuszczeniami był 196 pusty; wszyscy laboranci poszli na kolację. Nedry rozpiął turystyczną torbę, wyjął z niej pojemnik z pianką do golenia, odkręcił spód, a po wyjęciu go przekonał się, że wnętrze metalowego cylindra jest podzielone na kilka części. Następnie założył grube ochronne rękawice i otworzył wielką lodówkę. Na drzwiach nalepiono kartkę z napisem: MATERIAŁ BIOLOGICZNY, UTRZYMYWAĆ W TEMPERATURZE MINIMUM — 10° C. Lodówka dorównywała rozmiarami ściennej szafie, w jej wnętrzu zaś znajdowało się mnóstwo półek. Leżały na nich przezroczyste woreczki z jakimiś płynami, natomiast w prawej górnej części umieszczono mały, chłodzony ciekłym azotem zamrażalnik o ciężkich ceramicznych drzwiczkach. Nedry otworzył je i wyjął ze środka spowity gęstym oparem stojak z kilkoma rzędami probówek. Embriony posegregowano według gatunków: Stegosaurus, Apato-saurus, Hadrosaurus, Tyrannosaurus... Każdy embrion znajdował się w małym plastikowym woreczku, który włożono do probówki, zatkanej następnie korkiem z polietylenu. Nedry błyskawicznie wyjął po dwa embriony każdego gatunku i wsunął je do przegródek w pojemniku, po czym przykręcił z powrotem dno i wykonał jeden pełny obrót górną częścią cylindra. Rozległ się donośny syk uwalnianego gazu, pojemnik zaś błyskawicznie pokrył się szronem. Dodgson zapewniał, że chłodziwa wystarczy na trzydzieści sześć godzin; więcej niż trzeba, żeby dostarczyć towar do San Jose