Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Widać on jest innego zdania. To dlatego tak gorliwie zaprzecza swoim związkom z Klanem. To musi być straszne: nienawidzić samego siebie - dodał w zamyśleniu Jondalar. - Ale tego już nie zmienisz. Wiesz, co jest naprawdę dziwne? Że Echozar też nienawidzi Klanu. Dlaczego obaj nie mogą znieść tego, kim są? - Może dlatego, że ludzie nieraz ich ranili właśnie przez wzgląd na to, kim są. Brukeval i Echozar nie mogą ukryć swego dziedzictwa; po prostu wyglądaj ą inaczej - odrzekła Ayla. - Przerażają mnie te wrogie spojrzenia Brukevala. Zaraz przypomina mi się Attaroa i zaczynam podejrzewać, że i z twoim krewniakiem jest coś nie w porządku. Takjakby był zdeformowany... ale nie na zewnątrz, jak Lanidar, tylko... w środku. - Możliwe, że wstąpił w niego zły duch albo że jego elan jest skrzywiony - przyznał Jondalar. - Sam nie wiem... ale wydaje mi się, że powinnaś na niego uważać. Całkiem możliwe, że będzie jeszcze próbował przysporzyć ci problemów. ROZDZIAŁ 36 Z biegiem lata dni stawały się coraz bardziej upalne. Trawy na okolicznych równinach rosły wciąż wyżej i wyżej, mieniąc się żywym złotem i chyląc z wolna pod ciężarem nasion - obietnic nowego życia. Ciało Ayli również stawało się coraz cięższe, bo i w nim dokonywał się cud nowego życia. Znachorka pracowała właśnie z Jondalarem, oddzielając od łodyg ziarna dzikiego owsa, kiedy poczuła pierwszy ruch w swoim łonie. Zamarła natychmiast i przycisnęła dłoń do wydatnego brzucha. Jondalar zaraz zauważył, że coś się dzieje. - Aylo, co się stało? - spytał, z niepokojem marszcząc brwi. Właśnie poczułam ruch dziecka. Pierwszy raz poczułam, że żyje! - zawołała, promieniejąc z radości. - Tutaj - dodała, wyjmując z jego wielkiej dłoni kamień do rozgniatania ziaren i układając ją na swoim brzuchu. - Może jeszcze się poruszy... Jondalar czekał cierpliwie, ale nic się nie wydarzyło. - Nic nie czuję - powiedział wreszcie. I właśnie wtedy coś drgnęło pod jego palcami, jakby pod skórą jego kobiety przebiegła drobniutka fala. - Teraz! Poczułem dziecko! - krzyknął. - Z czasem ruchy będą coraz wyraźniejsze - zapewniła go Ayla. - Czy to nie cudowne? Kogo wolałbyś widzieć przy swoim ognisku? Dziewczynkę czy chłopca? - Wszystko mi jedno. Chcę tylko, żeby dziecko było zdrowe i żebyś nie miała zbyt ciężkiego porodu. A ty kogo byś wolała? - spytał. - Chyba dziewczynkę, ale jeśli urodzę chłopca, też będę szczęśliwa. Nie to jest najważniejsze. Po prostu chcę mieć dziecko, twoje dziecko. Ono jest także twoje, wiesz? - Hej, wy tam! Piąta Jaskinia na pewno zwycięży, jeżeli dalej będziecie się tak obijać. - Ayla i Jondalar odwrócili się do młodzieńca zmierzającego w ich stronę. Był średniego wzrostu i żylastej budowy. Szedł, podpierając się kulą, a w wolnej ręce dźwigał skórzany pojemnik z wodą. - Chcecie się napić? - zapytał. Witaj, Mataganie. W taki upał nie sposób odmówić - odrzekł Jondalar, chwytając pojemnik. Uniósł go nad głowę i pozwolił, by chłodna struga spłynęła wprost do jego gardła. - Jak tam noga? - zapytał, oddając torbę Ayli. - Coraz lepiej. Pewnie wkrótce będę mógł wyrzucić ten kij - odparł z uśmiechem Matagan. - Miałem nosić wodę jedynie do ludzi z Piątej Jaskini, ale zauważyłem moją ulubioną uzdrowicielkę i postanowiłem trochę nagiąć zasady. Jak się czujesz, Aylo? - Świetnie. Właśnie przed chwilą wyczułam pierwszy ruch dziecka. Rośnie - stwierdziła zwięźle. - Jak sądzisz, kto prowadzi? - Trudno powiedzieć. Czternasta ma już parę koszy, ale Trzecia właśnie ustawiła nowe stanowisko do pracy. - A jak tam Dziewiąta? - zainteresował się Jondalar. - Moim zdaniem macie szansę, ale postawię raczej na Piątą - odrzekł młodzieniec. - Jesteś uprzedzony. Myślisz tylko o nagrodzie - zaśmiał się łupacz krzemieni. - Co włożyła do puli Piąta Jaskinia? - Suszone mięso dwóch żubrów zabitych na pierwszym polowaniu, tuzin oszczepów i wielką drewnianą misę wyrzeźbioną przez naszego najlepszego rzemieślnika. A Dziewiąta? - Spory pojemnik wina Marthony, pięć brzozowych, ozdobnych miotaczy oszczepów i dwa duże kosze uplecione przez Salovę - jeden pełen orzechów laskowych, a drugi jabłek. - Jeśli Piąta wygra, spróbuję powalczyć o wino Marthony. Mam nadzieję, że kości będą dla mnie łaskawe. Kiedy pozbędę się tego badyla - powiedział, unosząc ku górze kulę - wrócę do namiotu mężczyzn. W zasadzie już mógłbym wrócić, z kulą czy bez, ale matka nie chce mnie puścić. Jest cudowna, dba o mnie jak nikt inny, ale zaczynam mieć dość jej troskliwości. Od czasu wypadku traktuje mnie tak, jakbym miał pięć lat - poskarżył się Matagan. - Nie możesz jej winić - wtrąciła Ayla. - I nie winie. Rozumiem ją, ale i tak chcę wracać do mężczyzn. Zaprosiłbym cię nawet na biesiadę, kiedy wygram to wino, ale ty już masz partnerkę, Jondalarze. - Dzięki, ale odmówiłbym tak czy inaczej. Mam dość męskiego towarzystwa. Pewnego dnia, kiedy sam będziesz miał partnerkę, przekonasz się, że nie jest to takie straszne, jak ci się dzisiaj wydaje. - Niestety, zabrałeś mi sprzed nosa kobietę, którą chciałbym mieć - odparł młodzieniec, spoglądając prowokacyjnie na Aylę. - A gdybym ją miał, do głowy by mi nie przyszło, żeby mieszkać w namiocie mężczyzn. Kiedy patrzyłem na Aylę podczas Zaślubin, myślałem sobie, że jest najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu widziałem. Nie wierzyłem własnym oczom