Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wiesz, Nowy Jork albo Los Angeles. Chcę mieć restaurację w najlepszym punkcie i chcę, żeby ludzie oglądali się za mną na ulicy, tak jak za Verge, Ducas-sem czy Puckiem. — Chcesz być gwiazdą. — Nie ukrywam tego—przyznała. — I chcę robić pieniądze. Przede wszystkim po to, żebym nigdy więcej nie musiała się o nie martwić i żebym mogła utrzymywać Miss Lottie w stylu, do którego przywykła. -1 co jeszcze zrobisz z taką kasą? - Nie mógł uwierzyć, że pieniądze są głównym motorem jej działania. — Jeśli zarobię naprawdę dużo, o to ci chodzi? To proste. Otworzę kuchnie dla ubogich, jak w latach trzydziestych. Lecz my będziemy wydawać nie tylko zupę. Będziemy mieli proste, ale smaczne i pożywne posiłki. Dla dzieci, które co rano idą do szkół o pustym żołądku. Dla dzieciaków, które udają, że zapomniały drugiego śniadania, bo wstydzą się przyznać, że go nie mają. Dla dzieciaków, które po szkole wracajądo pustego mieszkania, bez kolacji na stole, albo do domu z naćpanymi rodzicami. Nigdy nie zaznałam głodu. Może dlatego mam przeczucie, że powinnam spłacić dług, choć częściowo podzielić się z innymi dobrem, które mnie spotkało. — Ostatnie słowa zbyła wzruszeniem ramion. — Nie miałam zamiaru prawić kazań. Młodziutki kelner przyniósł tiramisu i dwa widelce. — Nie prawisz. — Dan spojrzał jej w oczy. — Chyba cię lubię, Ellie Parrish. Mimo że nie odpowiedziałaś na pytanie. Zakochałaś się? Po uszy? Stłumiła westchnienie. Zajęła się smakowitym, puszyście leciutkim deserem. — Nie dajesz za wygraną, co? — Nie wtedy, gdy temat mnie zainteresował. 107 Skrzywiła się na myśl o Steviem Cohenie, o tym, jak była młoda, jaka naiwna. —Naprawdę zakochana byłam tylko raz — zaczęła opowiadanie o długich spódnicach, warkoczu, martensach i Steve'a nagłej metamorfozie z intelektualisty w młodego biznesmena w garniturze od Hugo Bossa. — Rzucił mnie i złamał serce — dodała po chwili ze śmiechem. — Ale wiesz, to zabawne, serca mają to do siebie, że prędzej czy później wracają do dawnej formy. Ku własnemu zaskoczeniu, ziewnęła głośno. — To od nadmiaru świeżego powietrza—tłumaczyła się. — Jestem dziewczyną z miasta. — Zawsze możesz u mnie przenocować. — Dan miał optymizm we krwi. — Dzięki, przyjacielu — uścisnęła jego dłoń — ale tym razem muszę wracać. Dzięki za wycieczkę, była wspaniała. Błękitne oczy spojrzeniem odnalazły opałowe. — Przyjedź znowu, kiedy dom będzie gotowy. Zostaniesz na kolacji. Może w przyszłym tygodniu? Skinęła głową. — W poniedziałek nie dam rady, ale co powiesz na środę? Specjalnie z tej okazji wezmę wolny wieczór. — Świetnie. Powoli wchodzi ci to w krew. Ellie była tego samego zdania, ale nie miała nic przeciwko temu. Lubiła przebywać w jego towarzystwie. — No to do zobaczenia w środę! — Pomachała mu wsiadając do starego wran-glera. Stał tuż przy samochodzie, zaglądał przez okno. Nadal pachniał świeżym powietrzem. Pod wpływem impulsu przyciągnęła jego twarz do siebie i pocałowała w usta. To tylko lekki, nic nie znaczący przyjacielski pocałunek, wmawiała sobie. — Dobranoc, Wesoły Danny — mruknęła, zbyt energicznie wyjeżdżając dżi-pem. Samochód z głuchym łoskotem uderzył w jego explorera. Dan uderzył się w czoło. — Boże drogi, Ellie! Znowu! — Przepraszam. — Pobieżnie obejrzała szkody. — No cóż, wiesz, jak się nazywam, i wiesz, gdzie jestem ubezpieczona. Zresztą co takie małe wgniecenie znaczy dla prawdziwych przyjaciół? Odjechała ze śmiechem. Rozdział27 B uck udał się na rekonesans na terytorium wroga. Najpierw, za dnia, jeździł po Hot Springs Road, aż znał na pamięć każdy zakręt, każdy wybój, dom, znak drogowy. Obserwował, w jakich godzinach wychodząi wracają sąsiedzi, samochody dostawcze, wiedział, o której matki prowadzą dzieci do szkoły i kiedy z niej wracają. Orientował się w częstotliwości przejazdów patroli policyjnych i prywatnych ochroniarzy. Wiedział, że w Journey 's End nie ma strażników. I że wiele pobliskich domów należy do ludzi z Los Angeles, którzy spędzają tu tylko weekendy. W soboty okolica ożywała: organizowano przyjęcia, kolacje, koktajle. Poprzednio działał impulsywnie, niczego nie przemyślał, nie miał żadnej koncepcji. Teraz akcja będzie dopięta na ostatni guzik. Po tygodniu był przygotowany, przede wszystkim zaś wiedział, że w ciągu tygodnia nocami okolica pustoszeje