Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Kobieta prowadziła między regałami pełnymi papieru i sprzętu biurowe- go; po chwili znaleźli się na zapleczu sklepu. - Tutaj pracował Herbie. Stone rozejrzał się po pokoju. Stało tam biurko, krzesło oraz niewielka skórzana leżanka. - Czy wie pani, czym Herbie się tu zajmował? - Wiem, że handlował akcjami – odparła ekspedientka. – Nie wiem, co robił poza tym. Stone popatrzył na nią uważnie. - Chce pani powiedzieć, że obracał akcjami na giełdzie? - Tak, i to z wielkim rozmachem. Spędzał każde popołudnie przy kom- puterze i telefonie, rozmawiając ze swoim maklerem. Dał panu Wilhelmowi i mnie kilka niesłychanie cennych wskazówek; sporo dzięki nim zarobiliśmy. Bardzo żałuję, że Herbie od nas odszedł. - Dziękuję– powiedział Stone. - Proszę nas jeszcze odwiedzić. Czy mam poinformować pana Wilhel- ma o pańskiej wizycie? - Nie, to nie będzie konieczne. A propos, czy Herbie zostawił swój nowy adres? - Przykro mi, ale nie podał go ani mnie, ani panu Wilhelmowi. Powie- dział tylko, że jedzie na zachód. - Jak daleko na zachód? - Tego nie wiem. Zapewnił nas, że da znać, jak tylko gdzieś zamieszka. - Rozumiem. Proszę mi jeszcze powiedzieć, w jaki sposób Herbie za- brał komputer i resztę sprzętu? 82 - Przyjechał po niego jakiś mężczyzna samochodem typu van. Pewnie Herbie wynajął transport. - Czy na samochodzie zauważyła pani nazwę firmy? - Nie. To był czarny van, bez żadnych napisów. - Może pani opisać wygląd kierowcy? - Niestety, nie zwróciłam uwagi. Musiałam zająć się obsługą klientów. - Bardzo dziękuję za pomoc – powiedział Stone. Wracając do wozu, Stone zachodził w głowę, dlaczego zarząd więzienia Sing Sing pozwalał pensjonariuszowi spędzać popołudnia w Ossining, gdzie ten swobodnie obracał akcjami na giełdzie. - Czy teraz już wszystko załatwione? – spytała Sara, kiedy usiadł za kie- rownicą. - Całkowicie – odrzekł Stone. Nie miał zielonego pojęcia, co dalej robić. 21 Wjechali do stanu Connecticut trasą I-84; Stone zjechał z autostrady mię- dzystanowej w Southbury i skierował się na północ. Wóz zachowywał się niczym żywa istota: jak przyklejony trzymał się nawierzchni na zakrętach i przyspieszał na prostych. - Kiedy się dowiem, jaki jest cel naszej podróży? – spytała Sara. - Dopiero, gdy dotrzemy na miejsce – odparł Stone. – Tymczasem po- dziwiaj krajobraz. To przecież dobrze działa na twoją ulotną duchową istotę. - Oczywiście. Nawet w tej chwili czuję, jak się wzmacnia. W Woodbury Stone skręcił na trasę 47 i niebawem wjechali do dystryktu stołecznego Waszyngton. - O, Waszyngton! – ucieszyła się Sara. – Spędziłam tu weekend kilka lat temu. Cudowne miejsce! - Cieszę się, że tak uważasz – oznajmił Stone, skręcając w prawo przed tablicą z napisem MAYFLOWER INN. Okrążył staw i stromo biegnącą szo- są wjechał na wzgórze; tam zatrzymał się przed efektownym budynkiem kry- tym gontem. - Tu jest ślicznie – powiedziała Sara. – Jak znalazłeś taki uroczy zajazd? - To nie było trudne – odparł Stone. – W zeszłym roku w konkursie ja- kiegoś czasopisma ten lokal został uznany za najlepszą gospodę w kraju. Wyciąłem artykuł. - Spryciarz z ciebie. 83 Ktoś z obsługi zabrał bagaże na górę i wprowadził gości do ładnie ume- blowanego apartamentu z widokiem na ogród. - Czy zarezerwował pan stolik? – spytał młody chłopak z obsługi. - Nie. Mógłby pan to zrobić? Chcielibyśmy zjeść kolację o ósmej. - Oczywiście. Będzie panu potrzebna marynarka, ale krawat nie. - Dziękuję – powiedział Stone, wręczając mu suty napiwek. Chłopak ukłonił się i wyszedł z pokoju. - Mamy dwie godziny do kolacji – oznajmił Stone. – W jaki sposób możemy najprzyjemniej spędzić ten czas? Sara podeszła i przytuliła się. - Potrzebuję godziny żeby się wykąpać i przebrać. Pozostanie godzina wolnego czasu... i nikt nie będzie nas obserwował. Stone pocałował ją w usta. - Naprawdę? - No, może niezupełnie – dodała, obejmując go w pasie. – Ja będę ob- serwować ciebie. O dziewiętnastej trzydzieści wykąpani, przebrani i całkowicie zrelakso- wani zeszli do baru i zajęli miejsce przy oknie. - Mogłabym tu mieszkać – stwierdziła Sara. – Wystarczyłby mi ten sto- lik i łóżko na górze. - Niezły pomysł – zgodził się Stone. Do stolika podeszła się młoda kelnerka. - Życzy pan sobie drinka, panie Barrington? Stone skinął głową na Sarę. - Wódka z sokiem z zielonej cytryny, zimna, lekko słodzona. - Dwa razy– dodał Stone. Po chwili sączyli zielonkawy napój