Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - Moja droga L~eo, proszê iœæ na górê spakowaæ baga¿e, a potem przyjdzie pani do nas do jadalni. Guillermina pomo¿e pani. Powiedzia³ to tonem nie znoszšcym sprzeciwu; nale¿a³o ustšpiæ. Jak uprzedziæ Daniela? Podesz³a do Taverniera, wziê³a go pod rêkê i powiedzia³a g³oœniej, ni¿ by³o to niezbêdne: - Proszê sobie nie przeszkadzaæ. Fran~cois mi pomo¿e, opowie mi w tym czasie o Sarze. Byli ju¿ na schodach, nikt nie szed³ za nimi. W pokoju poca³owali siê namiêtnie. - Gdzie Daniel? Zacišgnê³a go do okna. - Widzisz tê alejê, o tam? Le¿y w rowie. Ale jak po niego pójœæ przy tym rzêsistym oœwietleniu? - Trzeba bêdzie odcišæ dop³yw pršdu. Nie zauwa¿y³aœ, gdzie znajdujš siê liczniki? - Nie... Chocia¿... Nie, nie wiem. Przy kredensie, jest taka tablica i pe³no na niej wy³šczników. - Musimy zaryzykowaæ. Chyba nie zamierzasz zabraæ tej walizki?... Nie ma tyle miejsca, weŸ tylko torbê. - Ju¿ jest gotowa. - Mo¿e byæ. Teraz poka¿ mi, gdzie jest kredens. Jeœli zdo³am wygasiæ te przeklête œwiat³a - bez paniki, nie ruszaj siê, bo inaczej zacznš coœ podejrzewaæ - to pod os³onš ciemnoœci przeprowadzê Daniela. Gdy weszli do jadalni wszyscy siedzieli ju¿ przy stole. Pani domu skinê³a na Fran~cois Taverniera, by zajš³ miejsce obok niej. L~ei przypad³o miejsce miêdzy Jaimem i jego ojcem, który po swej prawicy mia³ Victoriê Ocampo. - Och, Fran~cois, czy móg³by pan pójœæ do samolotu i przynieœæ szal? Wybaczy mi pan, drogi przyjacielu - rzek³a zwracajšc siê do Ortiza - jestem nieco zaziêbiona. Tavernier wyszed³, pobieg³ do samolotu, zabra³ szal, wróci³ nadal biegnšc, i skierowa³ siê do miejsca, które opisa³a mu L~ea. Odsunš³ kotarê. Istotnie by³a tam tablica rozdzielcza oœwietlenia domu i ogrodu. Nie ma czasu na zabawê. Wyjš³ z kieszeni zapalniczkê, skropi³ benzynš tablicê i zas³onê, i zapali³. Buchnš³ niebieskawy p³omieñ, tkanina zajê³a siê jak pochodnia, a potem tablica. - Wybuchniesz, u licha, czy nie? Niebiosa musia³y go wys³uchaæ, wzbi³ siê s³up iskier, œwiat³a w ogrodzie, a potem w domu, zgas³y. Fran~cois wypad³ na zewnštrz. W jadalni rozleg³y siê okrzyki: - Znowu awaria! - Dopiero wczoraj... - Proszê siê nie niepokoiæ, moi drodzy, zapalimy lampy... Maria, Jos~e... O, w³aœnie... Tak bardziej romantycznie, prawda? - Czêsto zdarzajš siê tutaj takie awarie? - sypta³a Victoria Ocampo. - Niestety tak, nie jesteœmy równie dobrze wyposa¿eni jak w Buenos Aires albo we Francji, prawda, panno Delmas? Odpowiedzieæ coœ... Mówiæ, ¿eby nie zaczêli czegoœ podejrzewaæ. - Wiecie pañstwo, we Francji, zw³aszcza w okolicach Bordeaux, czêsto siê to zdarza, zw³aszcza podczas burz, które sš tam bardzo gwa³towne. - Nie znam regionu Bordeaux, natomiast tamtejsze wino - wyœmienite. Czy w pani posiad³oœci produkuje siê wino? - Tak, jest dobre, ale nie jest to bardzo znany gatunek. Mam nadziejê, ¿e podczas najbli¿szej podró¿y do Francji zechcš pañstwo wyœwiadczyæ mi ten zaszczyt i odwiedziæ mnie, by skosztowaæ naszego wina. - Dziêkujê, zapamiêtam sobie pani zaproszenie. Jaime, idŸ zobaczyæ, co siê sta³o z panem Tavernier, musia³ zab³šdziæ w ciemnoœciach. M³odzieniec wyszed³, a L~ea zacisnê³a piêœci pod sto³em