Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wszystkie doniesienia prawdziwe. Są tu Yabu, Naga, Omi i barbarzyńca”. - Jeżeli pozwolisz, to wyjadę jutro, panie, po „ataku”. Dasz mi świeże konie? Nie mogę dopuścić, żeby pan Toranaga długo na mnie czekał. Zobaczę go z wielką ochotą. Podobnie jak mój pan. W Osace. Liczę, że będziesz mu towarzyszył, panie Naga - powiedział Jozen. - Jeżeli dostanę rozkaz, to się tam stawię. Naga miał spuszczony wzrok, ale w środku gotowała się w nim tłumiona wściekłość. Jozen wyszedł i wraz ze strażnikami wspiął się na wzgórze do swojego obozu. Zmienił straże, polecił swoim samurajom iść spać, a potem wszedł do małego szałasu z gałęzi, zbudowanego na wypadek deszczu. Pod moskitierą przy świecy przepisał poprzednio wysłaną wiadomość na cienkim papierze ryżowym i dopisał: „Pięćset muszkietów to śmiertelna groźba. Planowany zmasowany atak bronią palną z zaskoczenia, pełny raport wiezie już Masumoto”. Postawił datę i zgasił świecę. W ciemnościach wyślizgnął się spod moskitiery, wyjął z klatki gołębia i umieścił wiadomość w kapsułce na jego łapie. A potem chyłkiem przedostał się do jednego ze” swoich ludzi i wręczył mu ptaka. - Zanieś go w krzaki - szepnął. - Ukryj go w jakimś miejscu, gdzie przesiedzi bezpiecznie do świtu. Jak najdalej stąd. Ale zachowaj ostrożność, bo tu wszędzie są oczy. Jeżeli cię odkryją, to powiedz, że cię wysłałem na patrol. Najpierw jednak ukryj gołębia. Samuraj wymknął się z obozu cicho jak karaluch. Zadowolony z siebie Jozen spojrzał w dół na wioskę. W warowni i na przeciwległym stoku, w domu, który, jak „wiedział, należał do Omiego, paliły się światła. Poniżej niego, w domu barbarzyńcy, również kilka. Ten szczeniak Naga ma rację, pomyślał Jozen, odganiając komara. Ten barbarzyńca to straszna zaraza. * - Dobranoc, Fujiko-san. - Dobranoc, Anjin-san. Shoji zamknęło się za nią. Blackthorne zdjął kimono, opaskę na biodra, wdział lżejsze kimono nocne, wszedł pod moskitierę i położył się. Zdmuchnął świecę. Otoczyły go głębokie ciemności. W domu panowała cisza. Małe okiennice były zamknięte, słyszał morskie fale. Chmury przesłoniły księżyc. Od śmiechu i wina było mu wesoło i kręciło mu się w głowie. Sennie słuchał fal, mając wrażenie, że unosi się na nich. Czasem w wiosce na dole zaszczekał pies. Powinienem, wziąć sobie jakiegoś, pomyślał, bo przypomniał sobie swojego bulteriera. Ciekawe czy jeszcze żyje? Wabił się Grog, ale mój syn Tudor nazywał go zawsze „Og-og”. Ach, Tudorku. Tyle czasu. Tak chciałbym zobaczyć was wszystkich, a przynajmniej napisać list i wysłać do kraju. Pomyślmy. Od czego by tu zacząć? Kochani moi. To mój pierwszy list, który mogłem wysiać do kraju od wylądowania w Japonii. U mnie wszystko dobrze, odkąd nauczyłem się żyć podług tutejszych zwyczajów. Niedługo odzyskam statek. Od czego zacząć opowieść? W tej chwili żyję w tym dziwnym kraju niczym feudalny pan. Mam dom, konia, ośmioro służby, gospodynię, osobistego fryzjera i własnego tłumacza. Chodzę gładko ogolony, a golą mnie codziennie - tutejsze stalowe brzytwy są z pewnością najlepsze na świecie. Zarabiam bardzo dużo - tyle, ile trzeba na wyżywienie przez rok dwustu pięćdziesięciu japońskich rodzin. W Anglii oznaczałoby to blisko tysiąc złotych gwinei! Dziesięć razy więcej niż moje zarobki w spółce holenderskiej... Ktoś zaczął odsuwać shoji. Blackthorne wymacał pod futonem pistolet i przygotował się, odsuwając w tył-. I wówczas usłyszał prawie nieuchwytny szelest jedwabiu i poczuł woń perfum. - Anjin-san? - dobiegł go cichutki, wiele obiecujący szept. - Hai? - odparł cicho, świdrując oczami ciemności i niewiele widząc. Kroki przybliżyły się. Usłyszał, jak jego gość klęka, odsuwa siatkę przeciw moskitom, wchodzi pod nią i zakrywa ją z powrotem. Japonka wzięła jego rękę i podniosła do swojej piersi, a potem do ust. - Mariko-san? W ciemnościach natychmiast dotknęła palcami jego ust nakazując, by milczał. Skinął głową, rozumiejąc straszliwe ryzyko, na jakie się narażają. Ujął przegub jej drobnej ręki i musnął go wargami. W atramentowych ciemnościach odszukał dłonią jej twarz i zaczął ją gładzić. Ucałowała jego palce jeden po drugim. Jej rozpuszczone włosy sięgały do pasa. Wędrował rękami po jej ciele. Czuł rozkoszny dotyk jedwabiu, a pod nim tylko skórę. - Była przemiła. Językiem dotknął jej zębów, powiódł nim po brzegach jej uszu, zapoznając się z nią. Rozwiązała mu nocne kimono i z omdlewającym westchnieniem pozbyła się swojego. Przysunęła się bliżej, wtuliła w niego i nasunęła im na głowy przykrycie. A potem, nie żałując warg i rąk, zaczęła się z nim kochać. Z czułością, pomysłowością i wprawą, o jakich dotąd nie miał pojęcia. 33. Blackthorne obudził się o świcie. Był sam