Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Ich danke dir, Uschi, bis morgen. Nie okazując zdziwienia ani rozczarowania, dziewczyna dwoma ruchami zgarnęła swój warsztat pracy i dygnąwszy pospieszyła do drzwi. Bodendieke odczekał, aż opadnie pancerna płyta drzwi i zaświeci się uruchomiona z pulpitu blokada. Dopiero wtedy wrócił do dialogu z kompem. Wystukał dwie cyfry, dwie litery i jeszcze jedną cyfrę - ciąg, który miał uruchomić najtajniejszy z przekazów. W” systemie wykryto dwukrotny ąuesting dotyczący oznaczonego obiektu. ?? Inicjator: Komenda Wojewódzka Policji Wrocław, chorąży Mirosława Gross. Sekretariat Sekcji Taktycznej, oznaczony obiekt: Mark Bazareuitch (Marek Bazarewicz) poszukiwany przy pierwszym auestingu za wykroczenia drogowe. Powtórny q.: bez oznaczania powodu, domyślny kontynuacja ql. rzeczywisty wykaz wykroczeń obiektu t/n? - Nein! - warknął na głos i nagle, rozzłoszczony okazaną słabością, zerwał się i trzepnął z całej siły pulpitem o podłogę. Przypominająca penis jamnika antenka wzięła na siebie pierwszy impet uderzenia, cichutko stuknęła o podłogę. Mężczyzna w ostatniej chwili powstrzymał się, żeby nie kopnąć nieszczęsnego urządzenia. Przemierzył cały pokój i zawrócił gwałtownie. - Scheisse! Podszedł do pulpitu, przewrócił go stopą, wdusił kilka razy klawisz „Esc”, a potem „*”. Widząc, że na ekranie pojawiło się menu, podniósł klawiaturę i usiadł w fotelu. Przez kilka minut w milczeniu przygryzał dolną wargę i postukiwał kciukiem w obudowę. W końcu wystukał na pozór bezsensowny numer, który centrala powinna natychmiast odrzucić, ale nie odrzuciła. Sięgnął do monitora, wyjął tkwiącą w bocznym gnieździe słuchawkę. Kiedy usłyszał w głośniczku ciągły delikatny trel, powiedział: - Herr Prasident, unsere Aktien sind leider gefallen. Odczekał kilkanaście sekund i słysząc zmieniające się tło dźwiękowe, zapytał: - Wollen Sie meine Tdtigkeit akzeptieren? W słuchawce rozległ się dwukrotny gong. Bodendieke odruchowo lekko skinął głową. - Ich verstehe. Odłożył słuchawkę na miejsce. Wiedział, że nie usłyszy ani jednego słowa, ani jednej sylaby. Człowiek, którego nazwał prezesem, nie mógł sobie pozwolić na zdemaskowanie czy nawet cień podejrzenia o udział w tej sprawie. Werner Bodendieke wiedział również, dzięki umówionemu wcześniej prostemu systemowi sygnałów, że ma wolną rękę i że pan prezes akceptuje wszystkie jego poczynania. Rozsiadł się wygodnie i zaczął delikatnie masować prawą skroń. Wbrew rozsądkowi, już toczącemu walkę z histerią, przemknęło mu przez myśl, że wytworzony gdzieś w cyfrowych trzewiach komputera gong tym razem zabrzmiał jednak odrobinę rozpaczliwie. Jak dzwonek alarmowy. Albo wezwanie pomocy. - Naprawdę nie lubisz śniadań w łóżku? - Naprawdę. Kiedy paliłem trzy paczki papierosów dziennie, po przebudzeniu musiałem od razu umyć zęby. - Szkoda, bo nie mam ochoty wstawać z łóżka. W ogóle. - No to nie wstawajmy - zaproponował. Krystyna objęła Michała lewą ręką i wtuliła twarz w jego szyję. Leżeli nieruchomo przez trzy długie minuty. - Jednak nie - zdecydowała. - Całe to kochanie straciłoby na uroku. A tak jest na co czekać do wieczora. Michał wyciągnął szyję i przyjrzał się jej zezem. - Nie wiedziałem, że jesteś taka - powiedział. - Jaka? - No, taka! Roześmiała się cichutko, prawie bezgłośnie. - Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Powoli przeniosła ręce za głowę, przeciągnęła się, wyprężyła całe ciało. Michał patrzył na nią z przyjemnością. - No, dosyć tego - rzuciła energicznie i zanim zdążył ją objąć, wyskoczyła z łóżka. - Grzanki, sok ananasowy, kawa, jajko na miękko. Do roboty! Ruszyła do drzwi, zgarniając po drodze jedwabny peniuar. Michał został sam w ciepłej pościeli, pachnącej snem i miłością. Leżał z rękami pod głową i przypominał sobie, co mu się śniło tej nocy. Najpierw, pamiętał to dobrze, przyśnił mu się Puchalec. Odmieniony, ufny i łagodny. Dał się potarmosić za futro na karku; Michał zastosował tę pieszczotę, bo uważał, że takiego kocura nie wolno głaskać jak byle persa. We śnie kocisko ułożyło się na grzbiecie i zadarło wszystkie cztery łapy. Wtedy w zagłębieniach pach Michał zobaczył czarne podskakujące kropki. Wyłapywał pchły walcząc z mdłościami, aż się obudził. Wstrząsnął się na to wspomnienie i wyskoczył z łóżka. W łazience pod strugami wody zdecydował, że nie opowie tego snu Krystynie. Wytarł się i przemknął nago do sypialni, gdzie ubrał się i sprawdził w potężnym tremo swój wygląd, szczególnie dużo uwagi poświęcając okolicom brzucha. - Mniej jeść! - zalecił sobie i pomaszerował do kuchni. Popijali aromatyczną kawę, gdy odezwał się telefon. Poderwali się jednocześnie i tak samo jednocześnie opadli na krzesła. - Trzy puknięcia - przypomniała Krystyna i uniosła filiżankę do ust. Michał podszedł do telefonu i odczekał, aż sekretarka przestanie odmierzać cyfrowo wygenerowany tekst. Pomachał palcami w powietrzu niczym wirtuoz zabierający się do szczególnie trudnego pasażu. Telefon pisnął i odezwał się Andrzej: - Halinko, jesteś tam? Krystyna coś mruknęła. Michał podniósł słuchawkę i paznokciem stuknął trzy razy w osłonę membrany. - Wszystko w znakomitym porządku! - powiedział wyraźnie Andrzej. - Mam wszystkie składniki, zaraz przyjadę i zrobimy sobie placki z sosem grzybowym. Czekaj. Michał odłożył słuchawkę. Krystyna wzięła swoją filiżankę i przeszła do salonu. Usiadła na kanapie, podciągnęła nogi, oparła brodę na kolanach