Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ojciec i pan Weed ustawili na dziedziDcu walec z dBug korb. Lina, która nawijaBa si na walec, przechodziBa przez pier[cieD pod pras i byBa zwizana z drug lin, która BczyBa kóBka i koniec dzwigni. Kiedy wszystko byBo gotowe, Almanzo zaprzgB Bess do korby przy walcu. Ojciec narzuciB siana do skrzyni, a pan Weed udeptywaB je dotd, a| si wicej w skrzyni nie mie[ciBo. Potem przymocowali pokryw i ojciec zawoBaB: - W porzdku, Almanzo! Almanzo klasnB lejcami i krzyknB: - Wio, Bess! Bess zaczBa kr|y dookoBa walca i lina zaczBa si nawija. CignBa koDce dzwigni w kierunku prasy, a wewntrzne koDce dzwigni pchaBy luzne koDce skrzyni do góry. Lina skrzypiaBa, skrzynia stkaBa, a| w koDcu siano zostaBo do cna sprasowane. Wtedy ojciec krzyknB  Prr!" i Almanzo powtórzyB za nim  Prr, Bess!" Ojciec wszedB na pras i przez wskie wycicie w skrzyni przesunB jesionowe paski. OwinB nimi mocno bel siana, zacignB i zwizaB z caBej siBy koDce. Pan Weed zdjB pokryw i wybrzuszona midzy [cb skajcymi j paskami bela siana wysunBa si ze skrzyni. 19\ Wa|yBa dwie[cie pidziesit funtów, ale ojciec podniósB j bez wysiBku. Nastpnie prasa zostaBa na nowo przygotowana, Al-manzo rozwinB lin i zaczto szykowa now bel. PracowaB tak caBy dzieD i wieczorem ojciec o[wiadczyB, |e robota skoDczona - przygotowali do[ bel. Almanzo siedziaB przy kolacji i marzyB o tym, |eby nie i[ nazajutrz do szkoBy. Potem zaczB my[le o rachunkach i tak si zapomniaB, |e sBowa same, bez jego wiedzy, wymknBy mu si z ust. - Aadunek trzydziestu beli, po dwa dolary za sztuk, to bdzie sze[dziesit dolarów za... UmilkB przestraszony. WiedziaB dobrze, |e nie wolno mu si odzywa przy stole bez pozwolenia. - Na Boga, posBuchajcie, co ten chBopak mówi! -powiedziaBa matka. - Bardzo dobrze, synu! Widz, |e uczyBe[ si majc jaki[ cel przed sob - stwierdziB ojciec. WypiB herbat ze spodka, odstawiB go i spojrzaB znów na chBopca. -Nauk najlepiej zastosowa w praktyce. Co by[ powiedziaB na to, |eby[ jutro ze mn pojechaB do miasta i sprzedaB ten Badunek siana? - O, tak! Prosz, tatusiu! - prawie krzyknB Almanzo. Nastpnego dnia znów nie poszedB do szkoBy. WdrapaB si wysoko na sam wierzch Badunku siana, poBo|yB si na brzuchu i le|aB tam, machajc nogami. WidziaB z góry kapelusz ojca i pot|ne koDskie grzbiety. CzuB si tak, jakby siedziaB na czubku drzewa. Bele siana koBysaBy si nieznacznie, wóz skrzypiaB, sBycha byBo gBuche uderzenia koDskich kopyt o twardy [nieg. Powietrze byBo przejrzyste i zimne, niebo bardzo niebieskie, a za[nie|one pola skrzyBy si w sBoDcu. Tu| za mostem na Rzece Pstrgów Almanzo zauwa|yB na poboczu drogi maBy czarny przedmiot. Kiedy mijali to miejsce, przechyliB si przez skraj beli i zobaczyB, |e na [niegu le|y portfel. 192 ZawoBaB gBo[no, ojciec zatrzymaB konie, on za[ zlazB z wozu i podniósB z ziemi grubo wypchany czarny portfel