Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Głos się jej załamał; niemal niedosłyszalnie dodała: - Moje niedociągnięcia. - Przecież nie mogę ich ignorować - odparł. - Chciałbym. Myślisz, że chcę żyć z kimś, kto nie jest w stanie niczego skończyć i do niczego dojść? Na przykład... Ach, do diabła z tym. Jaki to ma sens? Emily i tak się nie zmieni; była po prostu zwyczajną nieudacznicą. Jej wizja dobrze spędzonego dnia ograniczała się do dłubania, lepienia i babrania się w tłustych, przypominających ekskrementy farbach lub wkładania rąk po łokcie w bryłę lepkiej szarej gliny. A tymczasem... Czas uciekał. I cały świat, włącznie z pracownikami pana Bulero, a szczególnie z jego konsultantami-prognostykami, coraz bardziej oddalał się od Barneya Mayersona. Nigdy nie zostanę konsultantem na Nowy Jork, mówił sobie. Zawsze będę tkwił tu, w Detroit, gdzie nic, ale to nic nowego nie powstaje. Gdyby udało mu się zdobyć stanowisko prognostyka mody na Nowy Jork... Moje życie miałoby jakiś sens, uświadomił sobie Barney. Byłbym szczęśliwy, ponieważ wykonywałbym pracę, przy której mógłbym w pełni wykorzystać swoje zdolności. Czego, do diabła, jeszcze mógłbym żądać? Niczego; to wszystko, o co proszę. - Wychodzę - powiedział do Emily i odstawił szklankę; podszedł do szafy i zdjął płaszcz z wieszaka. - Wrócisz, zanim pójdę spać? Z żałosną miną odprowadziła go do drzwi mieszkania w bloku 11139584 - licząc od centrum Nowego Jorku - w którym mieszkali już od dwóch lat. - Zobaczymy - powiedział i otworzył drzwi. Na korytarzu ktoś stał; wysoki, szary człowiek o występujących stalowych zębach, nieruchomych oczach bez źrenic i błyszczącej sztucznej ręce wystającej z prawego rękawa marynarki. - Witaj, Mayerson - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się; błysnęły stalowe zęby. - Palmer Eldritch - rzekł Barney. Obrócił się do Emily. -Widziałaś jego zdjęcia w wideogazetach; to ten niemożliwie sławny przemysłowiec. Rzecz jasna od razu poznał Eldritcha. - Chciał mnie pan widzieć? - spytał z wahaniem; to wszystko było jakieś dziwne, jakby już kiedyś się zdarzyło, tylko nieco inaczej. - Chciałbym chwilę porozmawiać z pani mężem - powiedział Eldritch do Emily dziwnie łagodnym głosem; skinął ręką i Barney wyszedł na korytarz. Drzwi zamknęły się za jego plecami. Eldritch miał ponury wyraz twarzy; już się nie uśmiechał, a kiedy przemówił, jego głos nie był już łagodny. - Mayerson, źle wykorzystuje pan swój czas. Nic pan nie robi tylko powtarza przeszłość. Po co więc mam sprzedawać panu Chew-Z? Jest pan zboczony; jeszcze nigdy nie zetknąłem się z takim przypadkiem. Dam panu jeszcze dziesięć minut i zabiorę pana z powrotem do Chicken Pox Prospect, gdzie jest pańskie miejsce. A więc niech pan zdecyduje, czego do cholery pan chce i czy w ogóle coś pan rozumie. - Czym, do diabła - rzekł Barney - jest Chew-Z? Palmer Eldritch podniósł sztuczne ramię i pchnął go z potworną siłą; Barney zaczai się przewracać. - Hej - rzekł słabo, próbując walczyć, opierać się straszliwemu naciskowi. - Co... I nagle leżał jak długi, na plecach. W głowie mu szumiało i dzwoniło; z trudem zdołał otworzyć oczy i zogniskować wzrok na otoczeniu. Budził się; odkrył, że ma na sobie piżamę, ale nie swoją; nigdy takiej nie miał. Czyżby znalazł się w czyimś mieszkadle i miał na sobie cudzą piżamę? Jakiegoś mężczyzny... W panice spojrzał na łóżko. Obok, w pościeli... Obok, okryta aż po nagie, gładkie ramiona, spała nieznajoma dziewczyna. Lekko oddychała przez usta; puch jej włosów był biały jak bawełna. - Spóźnię się - powiedział. Jego głos był ochrypły i zniekształcony, prawie nierozpoznawalny. - Nie, nie - mruknęła dziewczyna nie otwierając oczu. -Rozluźnij się. Dojedziemy stąd do pracy w... - ziewnęła i otworzyła oczy - ...piętnaście minut. Uśmiechnęła się do Barneya; jego zmieszanie rozbawiło ją. - Zawsze to mówisz, każdego ranka. Idź przypilnuj kawy. Muszę się napić kawy. - Pewnie - powiedział i wygramolił się z łóżka. - Króliczku - powiedziała drwiąco dziewczyna. - Jesteś taki wystraszony. Boisz się o mnie, o swoją pracę... i wciąż się spieszysz. - Mój Boże - rzekł. - Zrezygnowałem ze wszystkiego. - Ze wszystkiego? - Z Emily. Popatrzył na dziewczynę, Roni jakąś tam, i jej sypialnię. - A teraz nie mam nic - powiedział. - No, wspaniale - powiedziała Roni z gryzącą ironią. -Może teraz ja ci powiem coś miłego, żebyś i ty dobrze się poczuł. - I zrobiłem to właśnie teraz - rzekł Barney. - Nie przed laty. Na chwilę przed przyjściem Palmera Eldritcha