Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
I wreszcie znajdowało się tu dziewięć kościołów Jedynej Prawdziwej Międzygwiezdnej Katolickiej Wiary. Kiegdyś było ich dwanaście. Trzy pozostałe zamieniono na przybytki najszybciej rozwijającej się religii Ariona, zakonu Św. Judasza Iskarioty, który prócz tego posiadał tuzin własnych, nowo wybudowanych kościołów. Biskup Ariona, ciemnoskóry mężczyzna o surowym wyglądzie, z krótko przyciętymi czarnymi włosami, bynajmniej nie był uszczęśliwiony moim widokiem.. - Damien Har Veris! - wykrzyknął z pewnym zdumieniem, kiedy zjawiłem się w jego rezydencji. - Oczywiście słyszeliśmy o tobie, ale nigdy nie przypuszczałem, że się spotkamy i że będziesz moim gościem. Jest nas tutaj niewielu... - I coraz mniej - przerwałem. - Jego wielebność arcybiskup Torgathon niepokoi się tą sprawą. Widocznie jednak ty, ekscelencjo, niezbyt się tym przejmujesz, skoro nie uznałeś za stosowne złożyć raportu o działalności tej sekty czcicieli Judasza. Biskup przez chwilę wydawał się urażony tą naganą, ale szybko przełknął gniew. Nawet biskupi mają powody obawiać się inkwizycji. - Martwimy się, oczywiście - odparł. - Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zwalczyć tę herezję. Jeżeli zechcesz służyć nam radą, chętnie cię wysłucham. - Jestem inkwizytorem Zbrojnego Zakonu Rycerzy Jezusa Chrystusa - oświadczyłem bez ogródek. - Ja nie udzielam rad, ekscelencjo. Ja podejmuję działania. W tym celu zostałem wysłany na Ariona i to będę robił. Teraz powiedz mi, co wiesz o tej herezji i o tym Pierwszym Apostole, Lukianie Judassonie. - Oczywiście, ojcze Damienie - zgodził się biskup. Dał znak służącemu, żeby przyniósł nam tacę z winem i serem, po czym zaczął streszczać krótką, choć dramatyczną historię kultu Judasza. Słuchałem, polerując paznokcie o wyłogi mojego karmazynowego kaftana, póki czarny lakier nie zalśnił pełnym blaskiem, przerywając od czasu do czasu pytaniami. Zanim opowieść dobiegła połowy, byłem już zdecydowany złożyć wizytę Lukianowi. To wydawało się najlepszym rozwiązaniem. A poza tym bardzo chciałem go poznać. Zauważyłem, że na Arionie liczył się wygląd, toteż postanowiłem zrobić wrażenie na Lukianie zarówno swoją pozycją, jak i strojem. Nałożyłem najlepsze buty, czarne, lśniące, ręcznej roboty buty z rzymskiej skóry, które nigdy nie oglądały wnętrza sali audiencyjnej Torgathona, oraz czarny, surowy w kroju garnitur z wyłogami koloru ciemnego burgunda i sztywnym kołnierzykiem. Na szyi zawiesiłem wspaniały krucyfiks z czystego złota, do którego pasowała złota spinka w kształcie miecza - symbolu inkwizycji - spinająca kołnierzyk. Brat Denis starannie pomalował mi paznokcie czarnym jak heban lakierem, podczernił mi oczy i przypudrował twarz na biało. Kiedy spojrzałem w lustro, sam się przestraszyłem. Uśmiechnąłem się, ale tylko przelotnie. To psuło cały efekt. Poszedłem do Domu Św. Judasza Iskarioty. Ulice Ammadonu były szerokie, przestronne i złociste, obsadzone szkarłatnymi drzewami, zwanymi wiatroszepty, których długie, opadające gałązki rzeczywiście zdawały się szeptać jakieś sekrety w łagodnych podmuchach bryzy. Towarzyszyła mi siostra Judyta, drobna kobietka, wyglądająca wiotko nawet w kapturze i habicie zakonu Św. Krzysztofa. Siostra Judyta ma miłą, łagodną, dziecinną twarz i duże oczy o niewinnym spojrzeniu. Przekonałem się, że jest bardzo pożyteczna. Już cztery razy zabiła tych, którzy chcieli mnie zamordować. Dom był nowy i okazały, zbudowany bez jednolitego planu. Stał pośród ogrodów, otoczony morzem małych, jaskrawych kwiatków i ławicami złocistej trawy , a wokół biegł wysoki mur. Zewnętrzną stronę muru i ściany budynku pokrywały freski. Rozpoznałem kilka scen z "Drogi krzyża i smoka" i przystanąłem na chwilę, żeby je podziwiać, zanim przekroczyłem główną bramę. Nikt nie próbował nas zatrzymać. Nie było żadnych straży ani nawet odźwiernego. W obrębie murów mężczyźni i kobiety przechadzali się powoli pośród kwiatów lub siedzieli na ławkach pod gałęziami srebmodrzewów i wiatroszeptów. Siostra Judyta i ja zawahaliśmy się, po czym ruszyliśmy prosto do Domu. Zaledwie wstąpiliśmy na schody, kiedy z wnętrza budynku wyłonił się jakiś mężczyzna i stanął w drzwiach oczekując nas. Był tęgi, miał jasne włosy i wielką, kędzierzawą brodę, okalającą usta rozciągnięte w leniwym uśmiechu. Ubrany był w cienką szatę opadającą aż do stóp obutych w sandały, a na szacie namalowane były smoki dźwigające postać człowieka z krzyżem w ręku. Kiedy dotarłem do szczytu schodów, mężczyzna skłonił się przede mną. - Ojcze Damienie Har Veris z zakonu inkwizytorów - powiedział i uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Pozdrawiam cię w imię Jezusa i świętego Judasza. Jestem Lukian. Zanotowałem sobie w pamięci, żeby sprawdzić, kto z otoczenia biskupa dostarczał informacji wyznawcom Judasza, ale na zewnątrz nie zdradziłem się niczym. Już od bardzo dawna pełniłem obowiązki inkwizytora. - Ojcze Lukianie Mo - powiedziałem ujmując jego dłoń. - Chcę ci zadać kilka pytań. - Nie uśmiechnąłem się. Za to on się uśmiechnął. - Spodziewałem się tego .- oznajmił. Gabinet Lukiana był duży, lecz urządzony po spartańsku. Heretycy często posiadają tę prostotę, której zaczyna brakować przedstawicielom prawdziwego Kościoła. Zauważyłem jednakie pewien wyjątek. Na ścianie za biurkiem-konsolą królował obraz, którym już zdążyłem się zachwycić ślepy Judasz płaczący nad swoimi smokami. Lukian usiadł ciężko i gestem wskazał mi drugie krzesło. Siostra Judyta została w poczekalni. Wolę stać, ojcze Lukianie - odparłem wiedząc, że to mi daje przewagę. - Po prostu Lukianie - powiedział. - Albo Luke, jeśli wolisz. Nie używamy tutaj zbyt wielu tytułów. - Ty jesteś ojcem Lukianem Mo, urodzonym na Arionie, kształconym w seminarium na Cathaday, byłym księdzem ,Jedynego Prawdziwego Międzygwiezdnego Katolickiego Kościoła Ziemi i Tysiąca Światów - oświadczyłem. - Zwracam się do ciebie tak, jak tego wymaga twoja pozycja. Spodziewam się od ciebie tego samego