Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W kaplicy kapłani bez ustanku zanosili modły, przypisując uzdrowienie Emuina cudownej łasce bogów, jednakże starzec nazywał teraz siebie potępionym i powiedział, że sam sobie jest winien, bo nierozważnie wrócił w pobliże Tristena. To bolało, lecz młodzieniec z dystansem podchodził do tej wypowiedzi, uważając, że kiedy czarodziej wróci do zdrowia, co się przecież stanie, powróci mu pogodniejszy nastrój. Tymczasem Emuin zwierzył mu się, iż pracuje nad swoim uzdrowieniem, aczkolwiek proces ten trwa powoli, gdyż mnóstwo sił, jakimi dysponował, przekazał królowi. Cefwyn chodził już o własnych siłach. Wypytywał się, według relacji Annasa, o stan kuchni, o poparzonych chłopców i o to, co się dzieje z Orien Aswydd; Idrys wyłuszczył mu tę drażliwą kwestię i wyjaśnił powody, dla których nie chciała się goić rana na nodze. Potem król złożył wizytę mistrzowi Emuinowi, podpierając się znienawidzoną laską, przy czym Emuin gniewnie zaznaczył, uniósłszy jedną z sinych powiek, że Jego Królewska Mość powinien był uczynić tak wcześniej, a nie przewracać się na schodach jak cholerny głupiec. Wnet na dół zeszła Ninevrise, mniej swarliwie nastawiona, by zaparzyć Cefwynowi herbatę i roztoczyć nad nim swą opiekę, podobnie jak Idrys i Annas - no i Tristen, gdy reszta wyszłajuż z komnaty. Dostarczył Cefwynowi, podobnie jak zeszłego dnia, raporty z pastwisk fci zbrojowni. Tristen zamyślał nawet, podczas zbierania radosnych wieści dla króla, czyby nie donieść mu również o zamieniających się w parę oddechach i coraz zimniejszym powietrzu, ale w końcu doszedł do wniosku, że tak pospolite cuda prawdopodobnie nie rozweselą Cefwyna. Rozporządzenia wydawali teraz Annas i Idrys, pilnując ładu całym gospodarstwie. Czeladź dźwigała wodę po schodach, by wymyć wszystko, co zabrudził dym, przy czym wyszło na jaw, że pokrył on warstwą brudu nawet z pozoru czyste ściany. Kuchmistrzyni poustawiała na dziedzińcu balie i rozpaliła ogniska, podczas gdy słudzy wynosili do wyszorowania okopcone gary i stoły. Mistrz budowniczy obejrzał wnikliwie belki i cegły w kuchni, po czym wydał robotnikom szereg rozkazów. Stos osmalonego drewna z kuchni służył do podtrzymania ognia na dziedzińcu, a zapachy gotowanych potraw walczyły z ciągle obecnym swądem dymu. Tej nocy wicher smagał twierdzę - hałaśliwy, zimny wicher, zmuszający do zapalenia wszystkich ogni; chociaż grzechotał drzwiami i oknami, wydawał się niezłośliwy. Cefwyn, wraz z innymi, zaprosił do siebie Tristena. Siedział przy kominku w wygodnym krześle, z nogą na podnóżku, owinięty kołdrą, z kielichem wina w ręku i w otoczeniu, jak powiedział, przyjaciół: Ninevrise z Mar-golis zeszły na dół, gdy Tristen, Idrys i Annas już tam byli. Efanor, cichszy niż kiedykolwiek dotychczas, nadszedł, gdy Ninevrise czytała na głos poezję, usiadł i słuchał, by po chwili podejść i położyć dłoń na ramieniu Cefwyna, pytając go cichym głosem o samopoczucie oraz życząc zarówno jemu, jak i jego damie wszystkiego najlepszego. Harfiarz przygrywał, nikt się nie kłócił, nikt nie wspominał Orien Aswydd. Przez cały wieczór Efanor czuł się niezręcznie, lecz nie odchodził, odnosząc się z szacunkiem do lady, która, kiedy się dość wcześnie żegnał, ujęła jego dłonie, popatrzyła nań uważnie i powiedziała z powagą, tak by wszyscy słyszeli: - Dziękuję. Efanor chyba nie wiedział, jak ma zareagować. Zarumienił się mocno i wpił wzrok w ziemię, jakby usiłował cokolwiek powiedzieć, lecz nic nie przychodziło mu do głowy. Ostatecznie rzekł: - Pani. - Po czym wyszedł. Idrys patrzył z ukosa na Cefwyna. Cefwyn patrzył w stronę drzwi - albo na patrzącą na drzwi Ninevrise. Tristen zastanawiał się, co też Efanor zamierzał powiedzieć, zdając sobie nagle sprawę, że wstrzymuje oddech. Następnego dnia liście grubą warstwą pokryły ziemię. Tristen wyprowadził Dysa i ruszył na łąki, mijając po drodze sad z drzewami o nagich gałęziach, zaścielony stosami liści, które wyfruwały spod olbrzymich kopyt wierzchowca. On na Dysie, a Uwen na Cassie ścigali zająca po łące. W końcu szarak ukrył się w chaszczach, a oni wrócili na koniach buchających parą w mroźnym, popołudniowym powietrzu. Ku swemu zaskoczeniu i rozpaczy gwardzistów Cefwyn odwiedził stajnie przy pastwiskach. Dosiadał Danvy’ego, pilnowany przez konną eskortę. Mróz szczypał go w bladą twarz, lecz król miał czerwone policzki i doskonały humor. — A, tutaj jesteś! - zawołał, nieznacznie pocierając nogę. - Danvy stąpa całkiem równo i spokojnie, a i mi idzie o wiele, wiele łatwiej niż tydzień temu. Obudziłem się dziś, nie czując prawie bólu. Co prawda, dam sobie na razie spokój z Kanwym, ale rad bym przejechać się z tobą tam i z powrotem. — Będzie mi miło - odrzekł Tristen, po czym on, Cefwyn, Uwen oraz konni gwardziści przejechali spory kawałek pastwiska dla owiec. — Jak ci się podoba ten młokos? - zapytał Cefwyn