Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dzisiaj się realizują, co przeważnie znaczy, że zmieniają sypialnie. Pani Liebeslustig będzie się teraz realizować z panem magistrem Ochsenbergiem, który opuścił z kolei żonę, dając jej możność zrealizowania się z kimkolwiek. Jest tak wspaniałym partnerem, że pozwala jej samej zadecydować, z kim zechce się zrealizować. Jego wspaniałomyślność idzie tak daleko, że z pełnym zaufaniem pozostawia czwórkę dzieci pod jej opieką i czułym okiem jej przyszłego partnera, dzięki czemu dzieci też będą miały możność realizowania się. On tymczasem zamieszka z panią Liebeslustig u swej starej matki, gdzie oboje będą się realizować i korzystać z jej wysokiej emerytury. Ojciec pana magistra Ochsenberga był wysokim oficerem i współwłaścicielem potężnego tartaku. Matce trzeba pomagać. Pani Monika miała dar improwizowania monologów i często robiła z niego użytek. Ksiądz Bochenek smucił się z powodu tych wszystkich, co się realizowali. Niektórzy po raz czwarty. Jedna kelnerka zrealizowała się po raz szósty, nie licząc drobniejszych realizacji. Ma dopiero trzydzieści lat. Twierdzi, że trzeba zawsze pójść za głosem serca. Ksiądz Adam powiedział zasmucony: - żeby przynajmniej nie gadali o sercu! Po chwili milczenia w tonacji b-moll, poprosił ksiądz Adam o przekazanie mu dobrej wiadomości. Pani Monika zrobiła dłuższą pauzę psychologiczną, po czym oznajmiła z nutą tryumfu, że kuria diecezjalna przyznała parafii dotację na budowę sali parafialnej. Milczenie przeszło w tonację a-dur. Oblicze proboszcza straciło w jednym momencie kolor szpitalny, nabrało rumieńców. Zionął niecierpliwością i chęcią budowania, choć z drugiej strony niejakie obawy tłamsił. Budowa dużego obiektu przynosi z sobą zawsze perturbacje i problemy. Skądinąd mobilizuje, cieszy i jednoczy ludzi. Z Bożą pomocą - powiedział proboszcz - zdołamy resztki opozycji wyciszyć i niebawem przystąpić do budowy. Na przejściu dla pieszych, obok billi, ktoś rozbił kilka butelek z wodą mineralną. Pani Monika przyhamowała i objechała szkło, żeby ocalić opony. Rowerzysta przystanął i przeklinał ruski porządek. Ekspedientka ze sklepu mięsnego wycierała ręce do białego fartucha i nasłoneczniała blade oblicze. Spragniona była wiosny i świętego spokoju. Starsza pani holowała pieska na lince i przemawiała doń tonem wychowawczyni przedszkola. Na przejeździe kolejowym sterczał młodzieniec w kolejowej czapce i obserwował błękit nieba nad łańcuchem wzgórz, pokrytych jeszcze płatami śniegu. Potem stacja benzynowa, hala sportowa i kręty wjazd do Klein Nieselregendorfu, gdzie na przystanku autobusowym dyżurowali pijaczkowie. Jeden z nich oglądał gazetę, wyciągniętą z kosza na śmieci, drugi sprawdzał rytmicznym ruchem ilość zawartości piwa w puszce, po czym przytknął ją do ust i siorpał do ostatniej kropli. Ksiądz Bochenek witał znane kąty błogim uśmiechem, wchłaniał ich zapachy i koloryt, przegonił kota sąsiada, który podczas nieobecności gospodarza próbował zaanektować podwórze farskie, z lubością słuchał kłótni wróbli, rozrabiających w rozedrganych tujach. Wszędzie dobrze, w domu najlepiej - powiedział ksiądz Bochenek, choć tak naprawdę nigdy domu nie miał. Pan Jezus powiedział kiedyś, że lisy mają nory a ptaki gniazda, On natomiast nie ma gdzie głowy skłonić. Ostrzegał w ten sposób chętnych naśladowców przed ciągłą prowizorką. Dla apostoła domem jest droga i każde miejsce pod słońcem, gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w imię Pańskie. Każda Mżawka Mała czy Klein Nieselregendorf mogą być przystankiem w drodze do nieba. Energiczny, nie znoszący sprzeciwu głos zacnej Moniki, wyrwał księdza Adama z refleksyjnej zadumy. Pani Monika zarządziła, że zgodnie z zaleceniem doktora Rubaschka, rekonwalescent powinien przez następne dwa dni pozostać w łóżku, unikać przeciągów, wypijać co najmniej trzy litry ziołowej herbaty i łykać przepisane pigułki w przepisanym czasie. Ksiądz Adam podniósł brwi i zwarł usta. Był to jedyny znak protestu, symboliczny, bezskuteczny, więc daremny. Czuł się zresztą osłabiony, niepewny na nogach i w gruncie rzeczy chętnie godził się na dalszy wypoczynek, tym bardziej, że poniedziałek był jego wolnym dniem. Miał więc przed sobą spokojną, luksusową dobę, którą mógł wykorzystać na dowolną lekturę lub kontakt z telewizją, choć telewizja go raczej nie pociągała. Była tendencyjna, banalna, manipulowana i manipulująca, płytka i często prostacka. Nawet dzienniki telewizyjne i historyczne reportaże skażone były wymienionymi cechami. Jedynie Universum i programy z życia zwierząt można było bez zgagi oglądać. Posiedział ksiądz Adam na fotelu, kontemplował swoją prowizorkę, rzędy książek, które mu wiernie towarzyszyły, biurko - zawsze inne i zawsze takie same, komputer, który dopiero od dwóch lat sterczał obok biurka i magazynował kazania, refleksje, recenzje, wypisy z książek, osobiste notatki i materiały dotyczące przede wszystkich świętych Pańskich. Święci Pańscy fascynowali księdza Adama od lat seminaryjnych. Byli i są znakiem obecności tajemniczego Boga w świecie. Sami stanowią niewyczerpaną tajemnicę i jedynie czyste źródło, z którego można czerpać, nie obawiając się zatrucia. W seminarium przechodził dziennie kilka razy obok figury świętego Jana Vianney.a