Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
180 - Tak mi przykro - oświadczył Tyrer. - Sir William powiada, że ten twój przyjaciel, pan Saito, może iść, ale tylko on. Oczywiście bez broni. Jak rozumiem, jego rodzina to najwięksi budowniczowie okrętów w Shi-monoseki, tak? - Tak, Taira-sama. Rodzina jego ojca. - Ale samurajowie nie mogą zajmować się biznesem. - To prawda, Taira-sama - odpowiedział szybko. Ten gai-jin był zbyt bystrym uczniem. Hiraga starał się nadać kłamstwu pozory prawdopodobieństwa: - Are wiere rodzin samurajskich układa się z richwiarze i budowniczy łodzi, by robiri robotę, nel Ten człowiek z ważna rodzina morska. Tydzień temu opowiedział tę właśnie bajeczkę podczas jednego z nie kończących się spotkań z sir Williamem, na których stał i odpowiadał na pytania, sam dowiadując się w zamian niewiele. - Nazywa się Saito, sir W'ram, rodzina bogata, odwiedza tutaj, chce widzieć statki wierka Marynarka Brytyjska, słuchał wierkie historie o wierka Marynarka Brytyjska. Może wy i on możecie razem robić, możecie wierka fabryka buduje statki. Nie było to całkowite kłamstwo. Przodkowie Akimoto mieszkali od pokoleń w wiosce rybackiej - jedna z trzech tamtejszych rodzin ashigaru - działali jako rodzaj policji w służbie ojca Hiragi, głowy pobliskiej rodziny hirazamu-rajów, też noszącej ten stopień od pokoleń. Sam Akimoto zawsze się interesował morzem i statkami. Ojciec Hiragi załatwił mu naukę w szkole samurajów Chóshu. Rozkazał, by Akimoto dowiedział się jak najwięcej od holenderskiego marynarza, który był tam sensei, gdyż wkrótce daimyo Ogama będzie potrzebował kapitanów statków i dowódców floty. - liii, kuzynie - rzekł Akimoto przedwczoraj - nie mogę uwierzyć, że ich namówiłeś, by pozwolili mi poznać tajemnice wojskowe. Hiraga westchnął. Zauważył wcześniej, że wszystko, co miało coś wspólnego z "interesami", natychmiast zyskiwało uwagę gai-jinów. Poezja - wcale; kaligrafia - ani, ani; kucie mieczy - trochę; polityka - owszem, lecz tylko jeśli miała wpływ na handel. Za to każda okazja, by zrobić coś, co można z zyskiem sprzedać - wszystko jedno co: statek, armatę, filiżankę, nóż czy belę jedwabiu - okazywała się natychmiast dobra. Jeszcze gorsi od bogatych handlarzy! Żywią się pieniędzmi. Ostatniej nocy Akimoto upił się trochę - rzadkie wydarzenie - i zaczął chaotycznie gadać o pieniądzach, o gai-jinach i o kontaktach z nimi. - Masz rację, Hirago, to jedna z ich tajemnic: kult pieniądza. Jak sprytnie z twej strony, żeś to tak szybko wywąchał! Spójrz na tego psa shoyę! Patrz, jak nadstawia uszu, gdy tylko przekazujesz mu to, co Taira lub ten drugi pies gai-jin opowiadali ci wesolutko o swych brudnych metodach robienia interesów i o wszelkich sposobach wyciskania pieniędzy z innych. Nazywają to zyskiem, tak jakby "zysk" był słowem przyzwoitym, a karmią się sobą nawzajem niby wszy. Kiedy mówisz o pieniądzach, ta stara rybia 181 głowa, shoya, wynosi ci przecież swe najlepsze sake, byś mu jeszcze więcej opowiadał. Właśnie tak. Jest dokładnie taki jak oni, czciciel monet, zbiera je od samurajów i każdego roku wpędza nas w głębsze długi, a sam nie tworzy nic, nic! Powinniśmy go zabić i zrobić to, co mówił Ori: spalić to śmierdzące gnojowisko... - Uspokój się! O co ci chodzi? - Nie chcę się uspokoić, chcę działać! Walczyć, atakować! Jestem zmęczony siedzeniem i czekaniem. - Akimoto miał zaczerwienioną twarz i dyszał ciężko, nie tylko z powodu sake. Wielką pięścią walił w tatami. - I jestem zmęczony tym twoim studiowaniem po nocach. Jeśli nie będziesz uważał, zniszczysz sobie oczy, a twoje ramię przestanie się nadawać do miecza. A wtedy będziesz trupem. Atak, właśnie po to tutaj jesteśmy. Chcę sonno-joi teraz, niezwłocznie! - Nie mając wiedzy, nie wykazując cierpliwości... ile razy muszę ci to mówić? Stajesz się jak Ori albo ten dureń Shorin. Po co tak się śpieszyć i wkładać głowę w garrotę wymuszaczy? - Nie jestem... liii, Hirago, proszę cię, wybacz, ale... - Akimoto napił się jeszcze. - Co tak naprawdę cię trapi? - Dostałem wiadomość od ojca. - Akimoto wyraźnie się wahał, lecz wkrótce słowa znów popłynęły strumieniem. - List przekazała mama-san z Kanagawy... We wsi jest głód, w całym okręgu, twoja rodzina też cierpi, tak mi przykro, że ci to mówię. Dwóch moich małych kuzynów umarło. Trzech moich wujów porzuciło klasę samurajów i swe miecze. Sprzedali je lichwiarzowi jako część spłaty długu. Te miecze brały udział w bitwie pod Sekigaharą. Zostali rybakami, wyciągają sieci dla właścicieli łodzi, od świtu do zmierzchu, by dostać trochę gotówki! Tomiko, owdowiała córka naszej ciotki, która z nami mieszka, musiała sprzedać swą małą dziewczynkę pośrednikowi handlującemu dziećmi. Dostała dosyć pieniędzy, by przez pól roku wykarmić resztę swej rodziny, obu synów i ojca inwalidę. Tydzień później zostawiła pieniądze w imbryku, tak by znalazła je moja matka, i rzuciła się ze skały do morza. W liście oświadczyła, że ma złamane serce, gdyż musiała sprzedać własne dziecko, ale pieniądze mogą pomóc rodzinie i nie powinny się marnować na jeszcze jeden bezużyteczny żołądek... - Po policzku spływały mu łzy, lecz w jego głosie nie było lamentu, tylko gniew