Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dwa traktory, ciê¿arówka. Paru rowerzystów. Przelecia³y jakieœ motory, z czego jeden na pewno crossowy, a jeden chyba stuletni, rupieæ beznadziejny, a pru³ tak, ¿e a¿ siê zdziwi³em. Samochody, ze trzy, fiaty, rzadko to jecha³o, d³ugie przerwy by³y, ja nie mówiê po kolei, tylko tak, jak mi siê przypomina. O, furgonetka jedna. No i wylecia³ motor w nasz¹ stronê, i tak mi siê jakoœ wyda³o, ¿e to ten z szosy. Wtedy w³aœnie Pustynko siê ruszy³, jakby na niego czeka³. Nie wiem, czy to ma sens, ale mówiê, co widzia³em. - Numer mia³ warszawski? - Warszawski na pewno, ale go nie zapamiêta³em. Nie obchodzi³ mnie. - Nic wiêcej w tym momencie siê nie dzia³o? £ukasz znów porozmyœla³ trochê. - Jakiœ ch³opak z krzaków wyskoczy³ na szosê. O ma³o na ten motor nie wpad³. Gówniarz, tak ze dwanaœcie lat. - I co? - Nic. Zatrzyma³ siê i sta³. W tym momencie ruszyliœmy. - Pozna³by go pan? - W ¿aden sposób. Ch³opak, jak ch³opak. W rêku trzyma³ coœ d³ugiego. Jakby ma³e wêdziska. Bie¿an skoñczy³ przes³uchanie, bo pojawili siê jego obaj wspó³pracownicy, najpierw sier¿ant Zabój, a potem porucznik Górski. Robili wra¿enie zemocjonowanych, aczkolwiek by³o widaæ, ¿e z ca³ych si³ staraj¹ siê panowaæ nad sob¹. Uprzedziwszy £ukasza, ¿e jeszcze bêdzie musia³ z nim pogadaæ, puœci³ go na wolnoœæ. Sier¿ant Zabój z triumfem po³o¿y³ na biurku ma³y magnetofonik, Górski wysypa³ z koperty ca³y plik zdjêæ z polaroidu. Zaczêli w tej samej sekundzie, jakby to by³ start do stumetrówki. - Przyjació³ka od serca tej Ko³ek... - Ci¹ga³a na³ga³ jak szatan... - Zaraz - przerwa³ im Bie¿an. - Nie razem. Opanujcie siê, po kolei. Najpierw Irek, bo musi wróciæ na posterunek. Widzê, ¿e coœ macie. Sier¿ant Zabój usi³owa³ powiedzieæ wszystko równoczeœnie. Streœciæ nie nagrany pocz¹tek wizyty towarzyskiej, odczytaæ swoje notatki, w³¹czyæ magnetofon, zaprezentowaæ wnioski. Bie¿an uporz¹dkowa³ ten ca³y melan¿, zmuszaj¹c podw³adnych do spokojnego przes³uchania taœmy, która, o dziwo, nie zaciê³a siê a¿ do koñca, dziêki czemu notatki sier¿anta mo¿na by³o od³o¿yæ na ubocze. Pociechê stanowi³a oficjalnie dostarczona kawa i ukradkowo wyci¹gniête z czeluœci biurka piwo. - Anastazja Ryksa to dla nas kopalnia z³ota - zaopiniowa³ major, wys³uchawszy tekstu do koñca. - ¯eby nie ten sprawca, który nam uciek³, stracilibyœmy wszystko, bo szczerze mówi¹c, nie myœla³em o posterunku u Ko³ek. Trzeba to zaraz przepisaæ. Powtarza siê Wœcieklec, Pustynko, Ci¹ga³a... - Tote¿ w³aœnie! - wyrwa³o siê rozgor¹czkowanemu Robertowi. - Moment. Spokojnie. Kaja Peszt, a nie Prusz ani Pryszcz, wierzê raczej Izie Brant. Wszystkie nazwiska musimy skorygowaæ, ale korespondencja do tej Ko³ek zaczyna byæ zrozumia³a. Anastazjê jeszcze sobie popytamy. - Ona bardzo chêtnie, panie inspektorze, rzuca podejrzenia na kogo popadnie, bo z³a jest za to zabójstwo Michaliny. I w³aœciwie do telefonu tylko tych dwóch typuje... - Bardzo dobrze, wracaj na miejsce, mo¿e tam jeszcze kto przyjdzie. W sprawcê w¹tpiê, ju¿ siê chyba zorientowa³, ¿e mieszkanie zosta³o przeszukane, ale inne osoby te¿ siê nam przydadz¹. Robert, teraz ty. Porucznik Górski nareszcie dorwa³ siê do g³osu. - ...i nawet bym mu uwierzy³ - kontynuowa³ z rozgoryczeniem, powtórzywszy pierwsz¹ czêœæ rozmowy z Mariuszem Ci¹ga³a - cholera, sympatyczny mi siê wydawa³... gdyby nie ten gabinet. Samo mu z pyska wylecia³o, okiem nie mrugn¹³, a o czym, jak o czym, o tym œwiêtym gabinecie Dominika nie móg³ nie wiedzieæ! W Ciszy Leœnej bywa³, Michalinê zna³, musia³ znaæ i don> i zwyczaje tego swojego protektora! £garstwo mi w powietrzu zawarcza³o, a jak mu g³adko przesz³o... - Docisn¹³eœ? - zaniepokoi³ siê Bie¿an. - A otó¿ nie! - pochwali³ siê z triumfem Robert. - Delikatnie wyjaœni³em, a tak, rzeczywiœcie, Dominik ma tam gabinet, znaczy mia³, ale on tam nie bywa³, zdaje siê, ¿e Dominik w ogóle nikogo nie wpuszcza³, zdaje siê, cha, cha. Potem siê jeszcze pod³o¿y³, zacz¹³ t³umaczyæ, ¿e w goœci go nie zapraszano, przyje¿d¿a³, coœ tam potrzebnego przywozi³, kawy czasem dosta³ albo herbaty, gdyby by³o wejœcie dla s³u¿by, tym wejœciem by wchodzi³, dla Dominika to on by³ œmieæ. Œmieæ, akurat. Najpierw przyjaŸñ, protekcja, opieka, a potem nagle œmieæ, a niby dlaczego? Ch³opak sporz¹dnia³, od mêtów siê odci¹³, szko³ê skoñczy³, co ja mówiê, politechnikê skoñczy³! Wyszed³ na ludzi, pracuje, to sk¹d œmieæ? - Z ró¿nych zeznañ wynika, ¿e dla denata ca³a reszta spo³eczeñstwa, poza nim samym, by³a œmieciem... - Ale to nie wszystko! Da³em mu spokój, poszed³em w diab³y i poczeka³em sobie, bo ju¿ mnie korci³o. Kwadrans nie min¹³, zamkn¹³ interes, polecia³ na parking obok, wie pan, w co wsiad³? W mercedesa. Dok³adnie taki sam jak Dominika, gdyby nie to, ¿e Dominika wóz mamy, zabezpieczony stoi, myœla³bym, ¿e mu podwêdzi³