Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Na poczesnym miejscu widzimy zarząd wyniosłych w swej postawie "cobanahuaes" i surową starszyznę, która na swoich barkach dźwiga brzemię władzy cywilnej plemienia. W trybunale znalazły się reprezentacje ośmiu grup tworzących naród Yaqui: Bacum, Belem, Cócorit. Guiviris, Pótam, Rahum, Tórim i Vicam... W pobliżu tej dostojnej gromady starców znajduje się wdowa, Marciala Morales, otoczona jak kwoka dziewięciorgiem dzieci; starsze trzymają na rękach najmłodsze, które piszczą i hałasują. Po niej, wdowie po Miguelu Tojincoli, nie można spodziewać się odmiany losu tancerza, świadczy o tym okrutny grymas i wyzywające gesty, którymi narzuca posłuch w rodzinnym klanie, otoczona niemal religijnym kultem. Naprzeciwko tłumu stoi pluton egzekucyjny; żołnierze uzbrojeni są w mauzery. Z marsowymi minami oczekują wyroku, aby wykonać go dokładnie i nieodwołalnie. Na niezgłębione twarze Indian padł cień, największe oznaki niezadowolenia widać zwłaszcza na twarzach młodych kobiet, wielbicielek urody i wdzięku nieszczęsnego tancerza... Emilia, narzeczona Cenobia Tanori, jest nieobecna z powodu zakazu prawa, natomiast jej ojciec, stary Benito Buitimea, bogaty i znany, nie kryje wzruszenia w obliczu dramatu, którego głównym bohaterem jest kandydat na jego zięcia. Melancholijny dźwięk bębna, instrumentu, który towarzyszy wszystkim ważnym aktom w życiu Indian Yaqui, uciszył hałas i głosy... Cenobio Tanori, sam, nie strzeżony, ze wzniesioną głową, pozwalając, aby wiatr burzył mu gęstą czuprynę, która pieszczotliwie spływa mu na ramiona, idzie szpalerem między ludźmi, Tancerz ma na sobie powabny strój, który tyleż już razy wzbudzał aplauz voremes grzeszne pragnienia mężatek, stłumione i wstydliwe westchnienia panien i podziw całej wioski: plecy i pierś odkrył, aby w całej okazałości ukazać muskuły, rysujące się pod błyszczącą, lekko spoconą skórą, na szyi ma naszyjnik z dzwoneczków, lędźwie osłania kawałek cienkiej wełny ściągnięty mocnym rzemiennym pasem, z którego zwisają jelenie kopyta i ogony, na łydkach ma tenavaris, które przy każdym kroku tancerza brzęczą jak głuche dzwonki... Tancerz stąpa wyniośle, krokiem stanowczym i giętkim, dochodzi do środka ryneczku i staje twarzą w twarz ze swym sędzią, którym będzie cała społeczność... Wszystkim wiadomo, nie wyłączając Cenobia Tanori, że niezależnie od okoliczności fatalnych wypadków, niezależnie od podziwu, popularności i sympatii, którymi cieszy się tancerz wśród swoich, nikt nie będzie mógł odmienić wyroku, nikt nie będzie mógł uchylić przygotowującego się wyroku śmierci, nikt oprócz Marciali Morales, mściwej i strasznej wdowy po Miguelu Tojincoli, od której nie można niczego oczekiwać, widząc jej złowróżbne zachowanie... Wtedy dał się słyszeć suchy, starczy i drżący wzruszeniem głos Najstarszego, który ma według prawa oskarżać, oskarżać w obronie interesów pokoju i zgody w społeczności. Gdy już przytoczył fakty odpowiednio udokumentowane zeznaniami, kończy wywołując poruszenie wśród zebranych: - Prawa pozostawione nam przez ojców jako najbardziej szacowne dziedzictwo mówią, że yoreme, który zabija drugiego yoreme musi umrzeć z rąk yoremes... Ale ja, Najstarszy z Vicam, Świętej Ziemi, pytam moich ludzi, czy wyrażają zgodę, by zabić brata Cenobia Tanori, skoro z jego rąk zginął brat Miguel Tojincola... Ostatnie słowa zawisły na krótko w powietrzu, potem nastąpił zgiełk podobny do przypływu morza; jakiś głos oświadczył poważnie i stanowczo: - Tak, rozstrzelać. - Tak, rozstrzelać... rozstrzelać... rozstrzelać,.. rozstrzelać... Szum narastał. Jak deszcz spadł na odkrytą głowę Cenobia Tanori... Najstarszy uniósł rękę suchą jak korzeń agawy, gotów opuścić ją na znak ostatecznego werdyktu społeczności. Ale oto młode kobiety, przezwyciężając wstyd. i nieśmiałość, błagają głosem słabym i drżącym: - Spójrz na niego, Marcialo Morales, a przebaczysz mu... Za twoją wspaniałomyślność będą ci wdzięczne wszystkie kobiety świata... Wybaw go od śmierci, bo jest szlachetny i dzielny... Spójrz na niego, Marcialo Morales, jest piękny jak barwny ptak i powabny jak młody byczek... Wdowa złym wzrokiem powiodła po grupie proszących dziewcząt. Z zaciśniętymi zębami, niema z wściekłości i z oczyma nabiegłymi morzem nienawiści, zwróciła się ku tancerzowi, który pośrodku placyku stał wyprostowany, dumny i wspaniały... Krótko trwał ten grymas na twarzy starej, jej pomarszczona twarz zmiękła pod wpływem nieoczekiwanego impulsu, jej oczy w obliczu niespodziewanego wzruszenia nabrały jakby ludzkiego blasku, z ust zniknęła zmarszczka urazy, zastąpił ją głupi, rozlazły uśmiech... Natomiast mężczyźni trwali przy swojej decyzji: - Rozstrzelać,.. tak, rozstrzelać, rozstrzelać, tak, rozstrzelać, rozstrzelać... Najstarszy pośród ogłuszającego zgiełku ciągle jeszcze nie opuszczał ręki na znak, że już zapadł wyrok. Chwilami nie można było ułowić nawet jednej sylaby z tego wycia, jazgotu i szumu przelewających się wód. Nagle do uszu tłumu dotarł piskliwy i rozstrojony głos Marciali Morales. Stała w otoczeniu swego potomstwa i nie spuszczając wzroku z tancerza, gestykulowała, by uciszyć tłum. Zwróciły się na nią wszystkie oczy, była wspaniała w swej brzydocie i grubiaństwie: - Nie - krzyczała - nie rozstrzeliwać... Ten mężczyzna pozbawił ojca te oto dzieci. Prawo naszych dziadów mówi także, że jeśli yoreme zabity przez drugiego yoreme pozostawia rodzinę, zabójca musi spłacić dług nieboszczyka i ożenić się z wdową... Proszę wszystkich, żeby Cenobio Tanori, tancerz pascola, ożenił się ze mną, opiekował się mną i dziećmi zmarłego... Nie rozstrzeliwać, nie. Niech Cenobio Tanori zajmie w moim łożu miejsce, które pozostawił stary Miguel Tojincola... O to proszę i musicie się na to zgodzić. Nastąpiła chwila głębokiej ciszy... a potem nakładające się głosy, krzyki gniewu, obelgi, kpiny przeobraziły się w diabelskie zamieszanie