Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Z jednym wyjątkiem. Tuż przed nimi, w odległości kilku metrów, stał jeden ze strażników, którym C'baoth kazał opuścić kryptę. Na jego twarzy malował się z trudem hamowany gniew; w rękach trzymał gotową do strzału kuszę. - Zniszczyliście jego dom - wyjaśnił C'baoth niemal obojętnym tonem. - Niewątpliwie chciałby się zemścić. Ledwie zdążył wypowiedzieć te słowa, gdy strażnik wypuścił strzałę. Pellaeon schylił się odruchowo, unosząc blaster... Strzała zatrzymała się w powietrzu w odległości trzech metrów od przybyszy. Kapitan gapił się w wiszący nad ziemią kawałek drewna okutego metalem; z trudem docierał do niego sens tego, co zaszło. - To są nasi goście - powiedział C'baoth do strażnika. Mówił podniesionym głosem, tak, aby usłyszeli go wszyscy obecni na placu. - I tak mają być traktowani. Strzała pękła z trzaskiem, a kawałki drewna upadły na ziemię. Strażnik z ociąganiem opuścił kuszę. W jego oczach płonęła bezsilna złość. Thrawn poczekał chwile, po czym skinął na Rukha. Noghri uniósł blaster i strzelił... W niewyobrażalnie krótkim ułamku sekundy od ziemi oderwał się płaski kamień, by znaleźć się dokładnie na linii strzału. Trafiony, rozprysnął się efektownie na tysiące kawałków. Admirał odwrócił się gwałtownie do starca. Na jego twarzy malowało się zdumienie i złość. - C'baoth...! - To są moi ludzie, admirale Thrawn - uciął mistrz Jedi zdecydowanie. - Należą do mnie, a nie do ciebie. Jeśli komuś z nich należy się kara, to ja ją wymierzę. Przez dłuższą chwilę obaj mężczyźni znów mierzyli się wzrokiem. Z wyraźnym wysiłkiem Thrawn odzyskał panowanie nad sobą. - Oczywiście, mistrzu C'baoth - powiedział. - Proszę mi wybaczyć. Starzec skinął głową. - Tak lepiej. Znacznie lepiej. - Spojrzał na stojącego za Thrawnem strażnika i odprawił go skinieniem głowy. - Chodź - zwrócił się do admirała. - Porozmawiamy. - Powiesz mi teraz - odezwał się C'baoth, wskazując im miejsca na miękkich siedziskach - jak odparliście mój atak. - Pozwól, że najpierw przedstawię ci naszą propozycję - odparł Thrawn. Rozejrzał się ciekawie po pokoju, po czym ostrożnie zajął swoje miejsce. Pellaeon pomyślał, że wielki admirał podziwia zapewne rozstawione tu i ówdzie dzieła sztuki. - Sądzę, iż to cię... - Powiesz mi teraz, jak odparliście mój atak - powtórzył twardo Jedi. Thrawn wydął wargi w ledwie dostrzegalnym grymasie. - W zasadzie to całkiem proste. - Spojrzał na isalamira, który owinął mu się wokół ramion. Wyciągnął dłoń i pogłaskał go delikatnie po długiej szyi. - Te stworzenia, które mamy na plecach, to isalamiry. Normalnie żyją na drzewach, na odległej, nic nie znaczącej planecie, ale mają pewną ciekawą i raczej unikalną właściwość: odpychają Moc. C'baoth zmarszczył brwi. - Co chcesz przez to powiedzieć? - Odsuwają ją od siebie - wyjaśnił Thrawn. - Formują bąbelki tak jak powietrze, przepychające się przez wodę. Pojedyncze isalamiry mogą tworzyć pęcherze sięgające niekiedy dziesięciu metrów średnicy, a w grupie, kiedy stworzenia wspierają się nawzajem, pęcherze mogą osiągać daleko większe rozmiary. - Nigdy o czymś takim nie słyszałem - stwierdził C'baoth, wpatrując się w isalamira z niemal dziecinną ciekawością. - Jak mogła się zrodzić taka istota? - Naprawdę nie wiem - wyznał admirał. - Podejrzewam, że ta właściwość pomaga im w walce o przetrwanie, choć nie mam pojęcia, w jaki sposób. - Uniósł brwi. - To zresztą bez znaczenia. W tej chwili liczy się dla mnie tylko to, że mają tę umiejętność. Twarz C'baotha pociemniała. - Bo chcesz mnie pokonać? Thrawn wzruszył ramionami. - Spodziewaliśmy się zastać tutaj strażnika Imperatora. Chciałem mieć pewność, że pozwoli nam się przedstawić i wyjaśnić, na czym polega nasza misja. - Ponownie pogładził isalamira po szyi. - Ale ochrona przed strażnikiem to zaledwie nieistotny szczegół; planuję coś znacznie bardziej interesującego dla naszych małych ulubieńców. - Mianowicie? Admirał się uśmiechnął. - Wszystko w swoim czasie, mistrzu C'baoth. Najpierw chciałbym obejrzeć skarbiec Imperatora. - A więc chodzi wam o tę górę - skrzywił się C'baoth. - Naturalnie góra Tantiss jest dla mnie bardzo ważna - przyznał Thrawn. - A raczej to, co spodziewam się w niej znaleźć. - To znaczy? Admirał zmierzył go wzrokiem. - Tuż przed bitwą pod Endor krążyły słuchy, że naukowcy w służbie Imperatora zdołali wreszcie skonstruować naprawdę skuteczny generator pola maskującego. Chcę go mieć. A także - dorzucił od niechcenia - pewne niewielkie, niemal banalne urządzenie. - I sądzisz, że znajdziecie taki generator we wnętrzu góry? - Spodziewam się znaleźć działający prototyp albo przynajmniej kompletne plany - odparł Thrawn. - Imperator założył ten magazyn także i po to, by ciekawe i potencjalnie bardzo użyteczne wynalazki nie poszły w zapomnienie. - A także po to, by gromadzić niezliczone pamiątki swoich olśniewających podbojów - stwierdził drwiąco C'baoth. - Są tam całe sale sławiących go eksponatów. Pellaeon się wyprostował. - Byłeś w środku góry? - spytał. Podświadomie oczekiwał, że skarbiec będzie zamknięty na cztery spusty. Mistrz Jedi posłał mu lekceważące spojrzenie. - Oczywiście, że tam byłem. Przecież zabiłem Strażnika, zapomniałeś? - Spojrzał na Thrawna. - A zatem chcesz mieć te zabaweczki Imperatora. Wiesz już także, że możesz po prostu wejść do środka góry, nie oglądając się na moje pozwolenie. Dlaczego więc jeszcze tu siedzisz? - Ponieważ chodzi mi nie tylko o górę - odparł admirał. - Potrzebuję współpracy mistrza Jedi, takiego jak ty. C'baoth rozsiadł się wygodniej na poduszkach, a na jego wargach pojawił się drwiący uśmieszek. - No, wreszcie doszliśmy do sedna sprawy. Teraz, jak rozumiem, zaproponujesz mi władzę, jakiej mógłby pragnąć nawet mistrz Jedi? Admirał także się uśmiechnął. - W rzeczy samej. Powiedz mi, mistrzu C'baoth, czy wiadomo ci coś o druzgocącej porażce, którą Flota Imperialna poniosła pięć lat temu w bitwie pod Endor? - Doszły mnie jakieś słuchy na ten temat