Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie uwierzysz, ale zaraz przy stacji metra wstpiBam do sklepu z butami i kupiBam pantofle. WróciBam po godzinie, Weroniki na szcz[cie ju| nie byBo, z pokoju Klimy dochodziBo rz|enie jakiego[ zespoBu. OtworzyBam drzwi balkonowe, usiadBam na fotelu i zapatrzyBam si na moje pikne w tym roku pelargonie o kwiatach wielko[ci sporej piBki. CzuBam si okropnie, znowu, jak zwykle w takich sytuacjach, pomy[laBam, |e Antkowi Batwo jest kocha, wybacza i tskni, bo rzadko bywa w oku cyklonu, i |e wszystko zawsze spada na mnie i tylko na mnie, i |e on z pewno[ci mniej si martwi marnym [wiadectwem naszej córki Klimy - biedaku!, a bardziej tym, |e znowu kupi sobie nowe pantofle, którymi wcale si nie zachwyci, tylko zapyta jadowicie, ile zapBaciBa[ za nie, Alisiu? Potem jednak przypomniaBam sobie jedno z przykazaD babci "8?V, |e je[li dzieje si co[ nie tak, jak dzia si powinno, nale|y przede wszystkim szuka winy w sobie. Babcia wbijaBa nam to do gBów na tyle skutecznie, |e do dzi[ o tym pamitam, chocia| przyznaj, |e nie zawsze. Patrzc wic na pelargonie, zaczBam szuka winy w sobie, ale nie zd|yBam jej znalez, chocia| na pewno gdzie[ we mnie jest, bo oto nagle otworzyBy si drzwi do pokoju Klimy, która wypadBa stamtd w samych majtkach i w staniku. WBosy w zlepionych strkach opadaBy jej na twarz. Czerwona, spuchnita, z chustk przy nosie, podbiegBa, usiadBa mi na kolanach, objBa mnie za szyj zupeBnie jak wtedy, kiedy byBa maB, zrozpaczon dziewczynk. PrzytuliBam j do siebie. SzlochaBa, Nie potrafiBa wykrztusi nawet sBowa, wic zaprowadziBam j do Bazienki, zapuchnit twarz umyBam zimn wod i osuszyBam rcznikiem. Cigle jednak nie mogBa nic powiedzie, wcigaBa tylko do pBuc powietrze krótkimi haustami. SiedziaBa na brzegu wanny, z gBow uniesion i patrzyBa na mnie. Usta jej dygotaBy, skrzywione w podkówk, ale wreszcie powiedziaBa co[, czego dawno nie sByszaBam: przecie| ja ciebie kocham, mamo! Alicja 76 JUSTYNA Weronika widziaBa, |e co[ jest ze mn nie tak, jednak nie pytaBa o nic. Nie musimy zadawa sobie pytaD, |eby wiedzie, |e jaka[ sprawa wisi w powietrzu, bo dobrze umiemy czyta swoje spojrzenia, ukBady ust, ruchy rk, nerwowe skubania skórek przy paznokciach i ciche, bezsensowne pod[piewywania nieistniejcych melodii. O matko, zastanawiaBam si, jak mam to wszystko powiedzie? PatrzyBa i czekaBa. W koDcu jednak sama zaczBa. - Co ci jest, Justynko? - Nic mi nie jest. - Mówisz jak Klima. - Ach, mam maBy problem z twoj sukienk. ByBa wyraznie zaskoczona. - Z moj sukienk? Nie podoba ci si materiaB? - Podoba mi si. - Fason? - Te| mi si podoba, chocia| niedawno szyBam co[ podobnego, a wiesz, |e nie cierpi si powtarza. To model Garden, bardzo gustowny, rzeczywi[cie, tylko góra wymaga wyszukanej koronki, a dzielone rkawy s piekielnie trudne do uszycia. - I to jest twój problem? CzuBam, |e dBu|ej nie mog zwleka, jeszcze tylko przesunBam laptop stojcy na moim biurku, popatrzyBam na ludzi przechodzcych obok witryny sklepu i ju|. ZaczBam