Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Rozdział trzydziesty szósty Mieszkaniec krainy śmierci Kilka chwil potem odgłos spadającej wody znów zaczął dobiegać jej uszu. Cokolwiek uciszyło go na chwilę, znalazło się teraz w pierwszym obszarze razem z nią. Wytężyła wzrok i spojrzała przed siebie, nie zauważyła jednak żadnego ruchu. Szara poświata i niezmącona powierzchnia wody utrudniały ocenę odległości, poza tym nie wiedziała, czy Pierwsze Wrota są rzeczywiście tak blisko, jak sugerował huk wody. Na wszelki wypadek wyciągnęła miecz, piszczałki i zrobiła kilka kroków w stronę Życia, dopóki nie znalazła się na tyle blisko, że poczuła jego ciepło na plecach. Wiedziała, że powinna już wracać, lecz ciekawość zwyciężyła. Zapragnęła choćby przez krótką chwilę ujrzeć na własne oczy mieszkańca krainy Śmierci. Gdy wreszcie wypatrzyła pierwsze oznaki obecności przybysza, w mgnieniu oka ciekawość zniknęła i jej miejsce zajął strach. Na powierzchni rzeki pojawił się trójkątny ślad zbliżającej się ku niej istoty, która potrafiła ukryć się przed jej zmysłami. Do tej pory nie wyczuwała wcale obecności obcego, a kręgi na wodzie dojrzała wyłącznie dzięki wrodzonej spostrzegawczości. Natychmiast zrobiła krok w stronę Życia, ale w tej samej chwili ślad na wodzie eksplodował w potężną sylwetkę łączącą w sobie ogień i ciemność. W ręku trzymała ona dzwonek, którego dźwięk rozległ się z pełną mocą, zatrzymując Lirael w pół kroku na granicy Życia i Śmierci. Domyśliła się, że dzwonkiem tym jest Saraneth, bo od razu odczuła jego moc pętającą siłę jej mięśni. Był to zimny Saraneth, nie związany z Magią Kodeksu, jak w jej piszczałkach lub w dzwonkach Abhorsenów. Posiadał więcej mocy i mniej sztuki. Oznaczać to mogło tylko jedno - dzwonek należał do guślarza Wolnej Magii. Do nekromanty! W ślad za obezwładniającą mocą dzwonka pojawiła się wola dzwoniącego, który starał się teraz przejąć kontrolę nad jej ciałem. Odczuła to jako uderzenie nieubłaganej mocy, paraliżujące jej własną wolę. Teraz widziała wyraźnie, mimo pary otaczającej jego potężną sylwetkę jak gorące żelazko włożone do wody, że był to Hedge, nekromanta z wizji, którą pokazały jej bliźniaczki. Czuła ognie Wolnej Magii buzujące w jego wnętrzu, przezwyciężające nawet chłód Śmierci. - Uklęknij przed swoim panem! - rozkazał Hedge, zbliżając się ku niej, z dzwonkiem w jednej dłoni. W drugiej trzymał miecz gorejący ciemnymi, falistymi płomieniami. Głos miał chrapliwy i okrutny, a słowa nabrzmiałe złem. Rozkaz nekromanty trafił Lirael jak obuchem. Poczuła, że kolana uginają się pod nią. Hedge miał ją już w swojej mocy, a głęboki zew Saranetha nadal pobrzmiewał jej w uszach i w głowie. Nie potrafiła usunąć go z umysłu. Hedge zbliżał się z mieczem uniesionym wysoko nad głowę i wiedziała, że za chwilę spadnie na jej odsłoniętą szyję. Wprawdzie sama trzymała w dłoni miecz zaklęty znakami Kodeksu, płonącymi jak złote słońca, lecz jej ręka była sparaliżowana wolą Wroga wspartą złowieszczą mocą dzwonka. Nahima wyczuł zbliżające się zagrożenie. Lirael rozpaczliwie starała się tchnąć choć trochę siły w bezwładne ramię. Bezskutecznie. Spróbowała więc sięgnąć do Kodeksu po zaklęcie, które obrzuciłoby nekromantę srebrnymi strzałkami złotoczerwonego ognia. - Klękaj! - powtórzył nekromanta i uklękła. Chłód rzeki sięgał już jej brzucha i piersi, przyjmując ją w objęcia, w których za chwilę pozostanie na zawsze. Mięśnie szyi chwycił skurcz i drżenie, gdy opierała się poleceniu skłonienia głowy. Wtem zauważyła, że poddając się woli nekromanty, będzie mogła skłonić głowę na tyle, aby dosięgnąć piszczałek trzymanych w stężałej lewej dłoni. Poddała się, natrafiając ustami na instrument, nie wiedząc, która piszczałka się odezwie. W najgorszym razie będzie to Asrael, która wrzuci ją razem z nekromantą jeszcze głębiej w Śmierć. Dmuchnęła tak silnie, jak tylko mogła, kierując całą resztkę woli w dźwięk, który czystym głosem zagłuszył resztki echa dzwonka nekromanty. Piszczałką tą była Kibeth. Dźwięk trafił Hedge’a w chwili, gdy zamachnął się, chcąc zadać dziewczynie cios mieczem w szyję. Żartobliwie splątał mu nogi, sprawiając, że nekromanta stracił równowagę. Ostrze przeleciało wysoko nad głową Lirael, a Kibeth posłała go w podskokach, zataczającego się jak pijany, ku Pierwszym Wrotom. Mimo to wola nekromanty i Saraneth starły się, żeby utrzymać kontrolę nad Lirael, gdy walczyła o powrót do Życia. Ręce i nogi dziewczyny sprawiały wrażenie bezwładnych worków z ziemią, a rzeka zachowywała się jak ruchome piaski, starając się wessać ją do swego wnętrza. Lirael rozpaczliwie usiłowała wykonać ten jeden krok dzielący ją od Życia, pragnąc dosięgnąć dnia, psa i wszystkiego, co kocha. Wreszcie gdy pękły więzy, które ją trzymały, rzuciła się w świat słońca i chłodnej bryzy, wcześniej jednak nekromanta zdążył wykrzyczeć na pożegnanie słowa tak zimne i groźne jak sama rzeka Śmierci: - Znam cię! Nie ukryjesz się! Dopadnę... Ostatnich nie usłyszała, bo właśnie wróciła do swego ciała, dostrajając zmysły do świata żywych