Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Dosownie pod nosem, a wyglda - jak? - jak deszcz. Jaki deszcz elektryczny - Ale pan jej nie przekroczy? - zapytaa Joey. - Nie jestem dzieckiem - odpar John Papas. -Tylko pija- nym starym mczyzn. Stoj i patrz, to wszystko. Prbuj zro- zumie, co widz. Ale nie cakiem mog zobaczy, co jest po drugiej stronie. I wtedy. Wtedy biay jednoroec. - Indygo - sapna Joey. John Papas chyba nie dosysza, bo mwi dalej: - Biay jak sl, biay jak ko. Stoi na samej Granicy, przed- nimi nogami stuk-stuk o ulic w Woodmont, tylnymi -r tylne no- gi nie wiadomo gdzie. I patrzy na mnie. Wiesz, jak to jest, kie- dy na ciebie patrzy. - Wiem - powiedziaa Joey. - Wiem. - Zobaczy mnie - podj John Papas. - Ja tam nadal nie mam pewnoci, czy go widziaem, ale on mnie zobaczy. I rozma- wialimy. - Nagle rozemia si cakiem szczerze. - Ja, stary Pa- pas, wypiem o jedno ouzo za duo i przez ca noc rozmawia- em z biaym jednorocem. Co o tym mylisz, Josephine Ange- lina Rivera? - O czym rozmawialicie? - chciaa wiedzie Joey. - Co on ci powiedzia, ten jednoroec? John Papas rozoy rce. - Przewanie zadawa pytania. Przez ca noc pyta o ten wiat: o ludzi, kraje, jzyki, histori, pienidze. Tak, zwaszcza o pienidze. - Potar czoo i skrzywi si na samo wspomnienie. - Budz si nazajutrz rano, gowa mi pka z blu, myl, e to by sen. Jednoroec w Los Angeles, to ouzo wywouje takie sny, wiesz? A potem on wchodzi do sklepu. Wchodzi na dwch no- gach, ale ja wiem. Raptem oczy znw zaszy mu zami, lecz rwnoczenie trzs gow w bezradnym rozbawieniu. - Chce tu mieszka, dasz wiar? Chce przekroczy Grani- c na dobre, wyglda jak czowiek, y jak czowiek, sprzeda rg, ma do bycia jednorocem. Dasz wiar? - On nie moe - stwierdzia Joey. - Nie moe, to si nie uda. Umrze. - John Papas znw na ni patrzy. Powiedziaa: - Naj- starszy, jednoroec, ktry straci swj rg, nie moe wrci do Shei'rahu. Umrze tutaj. Wie o tym. - C, powinna mu przypomnie - cicho odezwa si John Papas. Kiwn gow nad ramieniem Joey, a ona si odwrcia i zobaczya Indyga, ktry wchodzi do sklepu, niedbale trzyma- jc srebrzystoniebieski rg w jednej rce. Chocia wiedziaa, czym jest, musiaa podziwia nieludzki wdzik, z jakim si po- rusza - nie, nie jest nieludzki, raczej jakby dumny, e moe przy- biera tak posta, stara si zrobi z niej jak najlepszy uytek. Przy nim to my nie wygldamy na ludzi. - Pomylaem, e moe zechce pan jeszcze raz zobaczy rg - rzek Indygo. Poda go Johnowi Papasowi do obejrzenia; ten wycign rk, po czym z kwan min j opuci. - Co za rnica? Nie mam wicej zota ni poprzednio. Indygo zamiast odpowiedzi podnis rg do ust. Tony szyb- ko, cicho przepyny przez sklep. Prosz bardzo, pozdrowienia z Shei'rahu. Indygo urwa raptownie i wrczy rg Johnowi Pa- pasowi. Stary czowiek trzyma go, jakby to byo niemowl. Indygo przyglda si z bladym umiechem. aden si nie odzywa. John Papas przez chwil wpatrywa si w Indyga, a nastpnie przeszed do warsztatu. - Umrzesz bez niego - powiedziaa Joey. - Mwi mi Sinti. - A co ja ci mwiem o Panu Sintim? Jakiego uyem so- wa? - Indygo umiechn si nieco szerzej. -Troje Najstarszych yje w samym tylko twoim miecie. Codziennie widujesz ich na ulicy, cho o tym nie wiesz. - Oszalae - szepna Joey. - Najstarsi w Woodmont? Zwa- riowae. Indygo mia si z niej, a w tym miechu brzmiaa prawie taka sama nieuchwytna figlarno jak w jego muzyce. -W Wood- mont i wszdzie tam, gdzie Granica styka si z waszym wia- tem. Widzisz, mwiem ci, e kami, Sinti i caa reszta. Moe- my y tutaj i nic nam nie jest. Dobrze si nam tu yje. Joey ju miaa krzykn: Nie, nie wierz ci", gdy wtem przypomniaa sobie rozwany gos Ksiniczki Lishy mwicej w zadumie: Moe Shei'rah jest powizany z waszym wiatem tylko t nasz nieustann fascynacj". John Papas wraca, wic ciszya gos i po prostu zapytaa Indyga: - Dlaczego? Dlaczego ktokolwiek z was chciaby tu miesz- ka? Wyglda jak my? Skoro mgby by Najstarszym w Shei'rahu? Indygo patrzy na ni i przez chwil na jego twarzy, za- miast zwykego kpiarstwa i pikna nie z tego wiata, malowa- o si co podobnego do ludzkiego blu