Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wśród zgromadzonych stał też Józef Brzezicki oraz jego ekipa. Większość robotników ubrana było w odświętne garnitury, choć niektórzy mieli na sobie zwykłe dżinsy. Brzezicki z namaszczeniem skinął głową na powitanie, a kilku robotników uchyliło czapek. Sarah poczuła zadowolenie z tego, że jednak cieszy się jeszcze wśród pracowników jakimś autorytetem. Podszedł do nich Ben. Ręce trzymał w kieszeniach. Na nosie wciąż jeszcze bielał mu plaster. — Cieszę się, że cię widzę, słoneczko — przywitał Sarah. — A co on tu robi? — zapytała, wskazując głową Zboińskiego. — To biznesmen. A jak myślisz, gdy ukończymy budowę tego hotelu, kto będzie się w nim zatrzymywał? — Mordercy? Gangsterzy? — I właśnie na tym polega cały problem kobiet — stwierdził filozoficznie Ben, puszczając słowa Sarah mimo uszu. — Za grosz nie mają poczucia humoru. Na przykład pan — zwrócił się do Reja. — Kiedy pana po raz ostatni rozbawiła kobieta? Pomijam już chwile, kiedy się rozbierała. — Wyborny żart — odparł policjant. — A tak swoją drogą, dziękuję za zaproszenie. Nigdy dotąd nie uczestniczyłem w ceremonii egzorcyzmów. Może mnie to w dużym stopniu oświecić. Ben klepnął go po ramieniu. — Nie znam się na oświecaniu ludzi, komisarzu, w każdym razie może egzorcyzmy skłonią tych zabobonnych becwałów do podjęcia pracy... Ale, ale, oto i nasz ksiądz. 303 Pojawił się dyrektor do spraw kontaktów publicznych Senate International. Jego twarz wyrażała wyraźne zakłopotanie, gdy wprowadzał przeraźliwie chudego kapłana w podeszłym wieku. Ksiądz miał srebrzyście siwe włosy ufryzowane w czub jak u kakadu i ostry, przypominający dziób drapieżnego ptaka nos. — Ojcze Ksawery, prosimy do nas! — zawołał Ben, a ksiądz, pociągając nogą, ruszył powoli w jego stronę. Miał na sobie tradycyjną, choć mocno już wyświechtaną i wytartą sutannę. — Ojciec Ksawery zgodził się uprzejmie przeprowadzić dla nas te egzorcyzmy — wyjaśnił Ben, zupełnie jakby ceremonia ta była otwarciem nowego sklepu. Wyciągnął z kieszeni notes i otworzył go. — Studiował w Rzymie, a następnie pełnił posługi kapłańskie u przełożonego jezuitów, ojca Souąuata w Strasburgu. Tak zatem, choć jesteś już w podeszłym wieku, ojcze Ksawery, wyegzorcyz-mowałeś młodą kobietę z Krakowa, zostawiającą za sobą krwawe odciski stóp, oraz wiejską dziewczynkę z Białej Rawskiej, cierpiącą na paroksyzmy, podczas których przemawiała głębokim, chrapliwym głosem w nie znanych jej językach. Słyszy pan, panie Brzezicki? Nasz ksiądz ma rzeczywiście imponujące dokonania. Po dzisiejszym wieczorze na tej budowie nie będzie już buszował żaden diabeł. Ojciec Ksawery zbliżył się do Sarh i ujął jej dłonie suchymi, kościstymi palcami obciągniętymi cienką jak pergamin skórą. Jedno oko miał szklane i skierowane bez przerwy w jakiś punkt nad ramieniem Sarah, tak iż Amerykanka odnosiła dziwaczne wrażenie, że tuż za jej plecami ktoś stoi. — Coś cię niepokoi, córko — odezwał się kapłan. — Chyba nie ja? Sarah potrząsnęła głową. — Niepokoję się tym, co może wydarzyć się dzisiejszej nocy — odparła. — Zapewne nie wierzysz w diabły, prawda? A może wątpisz w moje doświadczenie i w moją pobożność? — Nie kwestionuję pobożności księdza. Po prostu wydaje mi się, że ojciec nie zdaje sobie sprawy z tego, w obliczu czego dziś stanie. To nie jest kwestia dziewczynki cierpiącej na konwulsje epileptyczne lub dzieci z syndromem Tourrette'a, które nieustannie przeklinają, drapią się i nie mogą sobie znaleźć miejsca. — Wiem o tym — odparł ksiądz Ksawery, wciąż patrząc szklanym okiem ponad ramieniem Sary. — Wiem, że jakaś nieczysta 304 siła pozabijała tutaj ludzi. Zamierzam stawić czoło tej nieznanej istocie i odpędzić ją. — Trochę modlitw, trochę wody święconej i będziemy mogli rozpocząć budowę — odezwał się Ben, biorąc ojca Ksawerego za ramię. — Tak trzymać, ojcze. Postawiliśmy tu ołtarz i zorganizowaliśmy wszystko, jak ksiądz sobie życzył. Biblia, srebrny kielich, medal świętego Benedykta oraz wizerunek Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. — Dziękuję — odparł ojciec Ksawery. — Przyniosłem szczególną relikwię. Dostałem ją od monsignore Ignace'a Spiesa, burmistrza Salestat, męża wielkiej pobożności. — Wyciągnął spod habitu niewielki, brązowy woreczek. — To palec serdeczny świętego Gerarda Majelli, wielkiego cudotwórcy redemptorystów