Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Co mnie to jednak obchodzi? Niech sobie inne dziewczęta robią, co chcą. Ja mam swoje zasady. Myślę, że zawdzięczam je rodzicom. Za oknem ciągle pusto. Bez wrzosowisk. Co ja tu robię?!? Chcę wracać! Nasze wrzosy na Kaszubach są takie piękne. Jeśli się wyjdzie w Lipuszu wczesnym rankiem na wrzosowisko, na tę łąkę za Napiątkami, to widzi się, że jest cała spowita zroszoną pajęczyną. Pajęczyna zniknie dopiero, gdy zaświeci mocniej słońce. Psy jeszcze nie ujadają, bo śpią. W uchylonym oknie starszej pani Napiątkowej lśni pomarańczowa pelargonia, a w ogródku pod oknem spijają poranną rosę wszystkie wiejskie kwiaty. Rosną tam tak, jak chcą. Wymieszane. Wszystkie kolory i gatunki razem. Najpiękniejsze na świecie są ogrody w Lipuszu, a raczej w Karpnie, bo Lipusz to właściwie miasteczko, ale Karpno należy do Lipusza. Kiedyś pojadę z Grześkiem do Karpna. Może to będzie dopiero za kilka lat, ale nie zmieni się tamta łąka z wrzosami za domem państwa Napiątków... A teraz jadę pociągiem, bez wrzosowisk za oknem, i tak mi smutno. Tak mi smutno. Ale powrotu już nie ma. Rozdział IV Dziewczęta z mojego pokoju Trzymam w ręku bloczek z numerem 27. To jest numer mojego pokoju. Idę długim korytarzem. Co chwilę ktoś mnie potrąca. Dziewczęta biegają we wszystkich kierunkach. Niektóre taszczą plecaki i walizy, to te, które właśnie przyjechały do szkoły, tak jak 12 i ja. Tuż za mną dźwiga swoje walizy dziewczyna, wyglądająca jak rusałka; ma długie, jasne włosy i ogromne, zielone oczy, bardzo smutne. Gubi torbę, chce ją podnieść, upuszcza walizę, spada także mały neseserek, który otwiera się, i wysypują się z niego kosmetyki i pluszowa żaba. Dziewczyna przyklęka i zajmuje się wyłącznie żabą; delikatnie, jednym palcem, otrzepuje ją z kurzu. Reszta przedmiotów leży na podłodze. Odwracam się i pytam, czy mogę w czymś pomóc? Rusałka odpowiada, że dziękuje, ale nie trzeba. Właściwie to najchętniej wróciłaby natychmiast do domu... - Znam to - odpowiedziałam i poczułam się nagle bardzo mocna, gotowa natychmiast pomóc słabszej od siebie dziewczynie. - Ja także chciałam natychmiast wracać do domu. Jeszcze jak jechałam tutaj pociągiem - wyjaśniłam i wyciągnęłam do rusałki rękę. - Poznajmy się. Mam na imię Paulina. Jestem Polką. - Polką? - zdziwiła się. - Twój kraj jest gdzieś ogromnie daleko? Prawda? Ja jestem Szwedką. To także daleko, ale chyba trochę bliżej? Mam na imię Greta. Nie podoba mi się moje imię, ale babcia je wybrała. Czy wiesz, gdzie jest Szwecja? - Pytanie! Oczywiście, że wiem! Nawet mieliśmy kiedyś królów szwedzkiego pochodzenia: Zygmunt III Waza, Władysław IV i Jan Kazimierz. Ale mieliśmy także z wami wiele kłopotów. Na przykład słynny "potop szwedzki"... - Potop? - znowu zdziwiła się Greta. - Czy nasze morze wylało i zatopiło was? Teraz ja się zdziwiłam. - Nie uczycie się historii? Nie wiesz, co to był "potop szwedzki"? To był najazd Szwedów na nasz kraj. Ale obroniliśmy się i przepędziliśmy Szwedów. - W takim razie musisz nas nienawidzić? - zaniepokoiła się Greta. - Daj spokój! Kiedy to było!?! Wiele narodów walczy ze sobą, a potem się przyjaźnią. Nie mam nic przeciwko Szwedom. Jeśli chcesz wiedzieć, to moja babcia, która jest aktorką, była kiedyś w Szwecji i zachwycała się waszym krajem. Podobno macie zwyczaj hodować mnóstwo kwiatów, chociaż klimat jest dosyć chłodny. Babcia zachwycała się Góteborgiem, bo tam właśnie teatr z Polski wystawiał sztukę. 13 - No nie! Niemożliwe! - wykrzyknęła Greta. - Ja mieszkam w Góteborgu! To chyba jakieś zrządzenie losu, że się spotkałyśmy! Jaki masz numer pokoju? - Dwudziesty siódmy. - To już absolutnie nieprawdopodobne! Ja mam ten sam pokój! - Greta objęła mnie tak nagle, że o mało się nie wywaliłam i nie podcięłam nóg pędzącej z naprzeciwka dziewczynie. Tamta tylko krzyknęła: - Z drogi, wariatki! - i już jej nie było. Nie miałyśmy żadnych trudności w porozumiewaniu się, każdy przecież mówił tu po angielsku, dobrze, że się tak pilnie tego języka uczyłam. Pozbierałyśmy z Greta jej rzeczy i ruszyłyśmy szukać naszego pokoju. Był tuż za zakrętem korytarza. Stanęłyśmy na chwilę przed drzwiami. Greta przyciskała pluszową żabę do serca. - Och! Lękam się, czy Kermit wytrzyma te wszystkie nowe znajomości? - jęknęła. - Kto to jest Kermit? - zapytałam. - Jak to? - zdziwiła się Greta. - Nie znasz "Ulicy Sezamkowej"? Nie znasz Kermita? - Znam "Ulicę Sezamkową", nie wiedziałam tylko, że ktoś może wyruszać w podróż z Kermitem. - Przyjaźnię się z nim od zawsze. On mi we wszystkim pomaga. Nawet uczy się ze mną. - Rozmawiacie ze sobą? - Oczywiście! - W jakim języku? W żabim? - No wiesz? - obraziła się Greta. - Widzę, że drwisz ze mnie. Czy nie zdarzyło ci się rozmawiać z kimś w myślach? - No tak. Oczywiście - zgodziłam się. - Często rozmawiam w myślach z moim chłopcem. Ma na imię Grzesiek. - Jak?!? Powtórz jeszcze raz! - Grzesiek