Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Pierwsze małżeństwo babki Sand prawdopodobnie nie zostało skonsumowane. Jej drugie małżeństwo z o wiele starszym od siebie mężczyzną było raczej czymś w rodzaju związku dwojga bliskich przyjaciół niż kochanków. Tymczasem Sophie- -Victoire kochała dziko i namiętnie. Mała Aurora zmuszona została do uświadomie- nia sobie, że także miłość fizyczna kieruje się swoimi własnymi zasadami. W tym samym czasie stała się wrażliwa, a nawet nadwrażliwa, na punkcie swojego ciała, którego przecież dotyczyły kwestie zdrowia i czystości. To także w pewien sposób wiązało się z płcią i pozycją społeczną. Nie wydaje się, by Maurice i jego rodzina zamierzali dłużej przebywać w Nohant; antypatia między teściową a synową była zbyt głęboka. Planowali jed- nak zamieszkać tam przynajmniej do czasu gdy zdrowie, a przede wszystkim wzrok Louisa, ulegnie poprawie. Stan Louisa pogarszał się jednak z dnia na dzień. Sophie- -Victoire bała się go nawet dotykać, gdy leżał w zupełnym bezruchu na jej kolanach. Aurora dzieliła smutek matki, żyjąc w stanie nieustannego zatroskania. Przekonała się, że życie sprowadza na człowieka wiele okrutnych i strasznych cierpień23. Tymczasem noworodek zaczął jęczeć i robić się coraz zimniejszy. Leżał na kolanach matki owinięty kilkoma pledami. W kominku buchał podsycany co chwila ogień. Ale nic nie było w stanie rozgrzać dziecka. Louis zmarł 8 września 1808 roku. W pewnym sensie jego śmierć była spokojna i pozbawiona dramatyzmu: jednak dni, które po niej nastąpiły, miały być wielce melodramatyczne za sprawą traumatycznej reakcji Sophie-Victoire. Dziecko zostało pochowane następnego dnia. Niewątpliwie Mme Dupin i Deschartres, oboje racjonaliści, uznali, że najlepiej będzie działać szybko, bez zbędnego sentymentalizmu i ceremoniału. Jednak Sophie-Victoire po- trzebowała czasu, by odżałować swojego synka i pogodzić się z jego śmiercią2'*. Jej realność bowiem nie dotarła wciąż jeszcze do jej świadomości. Historia, którą opowiada nam Sand w swojej autobiografii, jest niezwykła, stanowi jednak świadectwo pewnej bardzo ludzkiej potrzeby. Jej ojciec i matka płakali razem przez pewien czas, potem jednak Sophie-Victoire nie mogła spać i wpadła w histerię. Nie potrafiła znieść smutku związanego z odejściem dziecka. Pomstowała na „okrutny" obyczaj pochówku. To z kolei nasunęło jej mężowi myśl, że zdarzało się czasami, iż grzebano ludzi jeszcze za życia. W XIX wieku nie były to odosobnione wypadki. Sophie-Victoire straciła panowanie nad sobą. Była przekonana, że dziecko wcale nie umarło, lecz znajduje się tylko w czymś w rodzaju śpiączki. Nalegała, że chce je ponownie zobaczyć. Początkowo Maurice protestował przeciwko tym, jego zdaniem, całkowicie irracjonalnym urojeniom. Potem jednak, czy to na skutek tego, 49 iż żona przekonała go, że dziecko wciąż jeszcze może być żywe, czy to dlatego, że doszedł do wniosku, iż jego zrozpaczona żona dojdzie do siebie tylko wówczas, gdy raz jeszcze weźmie w ramiona Louisa, dość, że zgodził się wykopać trumnę. Przyniósł ją do żony i razem zdjęli wieko. Dziecko było martwe, ale Sophie-Victoire znalazła pocieszenie w tym, że natarła jego ciałko pachnidłami, zawinęła w najlepsze pieluszki i ułożyła w kołysce, tak iż mogła sobie przynajmniej wyobrazić, że dziecko tylko śpi. Przez cały następny dzień małżonkowie trzymali noworodka w tajemnicy w swoim pokoju, po zapadnięciu zmroku zgodzili się jednak, że Louisa trzeba ponownie pochować. Sophie-Victoire obsypała jego ciało w trumnie płatkami róż. Tym razem dziecka nie pogrzebano jednak na cmentarzu — miejscu zarezerwowa- nym dla zmarłych — lecz w ogrodzie — w miejscu, w którym lubią przebywać żywi — pod rodzącą mnóstwo owoców gruszą. Przez następne osiem dni małżonkowie zawzięcie pracowali w ogrodzie, przekształcając okolicę wokół miejsca pochówku Louisa w rodzaj wyszukanego, starannie i symetrycznie uporządkowanego mini parku. Wożąc Aurorę i Hippolyte'a taczkami po ogrodzie i co chwila udając, że zamierza ich z nich zrzucić, Maurice cieszył się razem ze swoją żoną i dziećmi krótkim okresem radości pośród wielkiego smutku25. Mimo, że śmierć Louisa była dla niej strasznym przeżyciem, Sophie-Victoire wciąż mogła jeszcze znaleźć wsparcie i pociechę u swojego męża. Nie długo jednak. Ledwie osiem dni później, 16 września, Maurice - mimo protestów żony - dosiadł dzikiego Leoparda i postanowił odwiedzić przyjaciół. Sophie-Victoire i jej teściowa były bardzo zatroskane, gdy późnym wieczorem, nadal nie było go w domu, dlatego De- schartres, w nadziei spotkania Maurice'a w drodze powrotnej, wyruszył mu naprzeciw. Znalazł go nieżywego. Maurice miał trzydzieści lat. „Nieokiełznany" Leopardo zrzucił go z siodła. Ledwie kilka dni wcześniej Mme Dupin straciła wnuka, a teraz syna. Sophie-Victoire straciła syna i męża. Aurora straciła brata i ojca. Szczęśliwe dzieciństwo przepowiedziane na podstawie podobno wyjątkowo korzystnych okoliczności narodzin na rue Mesley nieco ponad pięć lat wcześniej, zakończyło się podwójną tragedią. Tym, co dojrzała Sand zapamiętała z owych dni, jakie nastąpiły po śmierci ojca, była aura nierealności. Rozmiar cierpienia, co mogła stwierdzić dopiero spoglądając wstecz, był tak ogromny, że mała Aurora nie potrafiła go rozpoznać. Ból odczuwany przez otaczające ją osoby był większy, niż mogła to pojąć i zrozumieć. Po prostu przepływał przez nią, nie robiąc na niej żadnego wrażenia. Zamiast niego zapamiętała natychmiastową i nieubłaganą konieczność chodzenia w żałobie, tak jak wszyscy. Szczególnie przerażały ją czarne pończochy, które spowijały jej nogi w śmierć. Codziennie gdy matka przychodziła ubierać ją w te okropne rzeczy, Aurora pytała, czy ojciec ciągle nie żyje26. Nic dziwnego więc, że dojrzała Sand miała tak wielką atencję dla zmarłych. Zawsze dużo dla niej znaczyli; przede wszystkim jej zmarli bliscy. Nie byli oni zapomniani i oddzieleni od żyjących, ani też nie przebywali poza czy ponad światem. Życie umarłych było w straszliwy sposób ściśle związane z życiem żywych. Pisząc swoją autobiografię i starając się przypomnieć jak najwięcej szczegółów dotyczących dzieciństwa oraz osób, które się w nim pojawiały, Sand uświadomiła sobie, choć tylko przelotnie, że już bardzo wcześnie dane jej było odczuć swoje własne ja jako 50 część czegoś większego i głębszego