Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Następnie wykonał ruch naśladujący krojenie jesiotra. Potem zrobił gest wskazujący, że trochę będzie dla niego, i trochę dla wysokiego mężczyzny, a potem zamarł w oczekiwaniu. Było jasne. Jondalar nie miał wątpliwości, że chłopak chciał kawałek ryby. Myśli zrodziły nowe pytania. Skąd płaskogłowy zdobył narzędzie? Chciał mu się dokładniej przyjrzeć, ale i bez tego wiedział, że choć nie ma precyzji jego narzędzi - był wykonany z grubego kawałka, a nie z cienkiej płytki - był doskonale użytecznym ostrym nożem. Ktoś musiał go wykonać, nadać mu pożądany kształt. Ale inne kwestie bardziej niż narzędzie nie dawały Jondalarowi spokoju. Chłopak nie mówił, ale z całą pewnością potrafił się porozumiewać. Jondalar był ciekaw, czy potrafiłby równie prosto i łatwo wyrazić swe życzenia. Płaskogłowy czekał. Jondalar skinął głową, niepewny, czy jego gest zostanie prawidłowo zrozumiany. Ale sens jego myśli został przekazany nie tylko gestem. Młody samiec bez wahania przystąpił do pracy. Pod wpływem obserwacji jego poczynań Zelandonii czuł coraz większy niepokój, który w końcu spowodował wydobycie głęboko skrywanych podejrzeń. Czym jest zwierzę? Zwierzę rzuciłoby się, aby zdobyć kawałek ryby. Bardziej inteligentne zwierzę mogłoby uznać człowieka za zagrożenie i poczekać, dopóki nie odejdzie albo nie umrze. Zwierzę nie domyśliłoby się, że zziębniętemu człowiekowi potrzebne jest ciepło; nie miałoby rozpalonego ognia i nie zaprowadziłoby go do niego; nie "poprosiłoby", aby podzielił się z nim swym jedzeniem. To było rozumne zachowanie; więcej, to było ludzkie zachowanie. Cała struktura przekonań, którą miał we krwi, i wyssał z mlekiem matki, została nagle zachwiana. Płaskogłowi byli zwierzętami. Wszyscy mówią, że płaskogłowi są zwierzętami. Czy nie jest to oczywiste? Nie potrafią mówić. I to wszystko? Na tym polega cała różnica? Jondalar nie miałby nic przeciwko temu, gdyby tamten zabrał całą rybę, ale był ciekaw, ile weźmie sobie płaskogłowy? I tak trzeba było ją pociąć, była za ciężka, aby ją ruszyć. Czterech mężczyzn miałoby trudności z jej podniesieniem. Nagle płaskogłowy przestał go interesować. Serce mu załomotało. Czyżby coś słyszał? - Jondalar! Jondalar! Płaskogłowy wyglądał na przestraszonego. Jondalar począł przedzierać się pomiędzy drzewami, aby mieć lepszy widok na rzekę. - Tutaj! Tutaj jestem, Thonolanie! - Brat wyruszył jednak na jego poszukiwanie. Zobaczył na środku rzeki łódź pełną ludzi i ponownie do nich krzyknął. Zobaczyli go, pomachali mu i powiosłowali w jego kierunku. Pełne napięcia mruknięcie zwróciło ponownie jego uwagę na płaskogłowego. Zobaczył, że ryba została podzielona na pół cięciem wzdłuż grzbietu i brzucha. Młody samiec przesuwał połowę ogromnej ryby na rozłożoną obok dużą skórę. Potem zebrał wszystkie końce skóry i zarzucił sobie cały bagaż na plecy. Następnie zniknął w lesie z połową głowy i ogona wystającymi z ogromnego wora. - Czekaj! - zawołał Jondalar, biegnąc w ślad za nim. Dogonił go, gdy dochodził do polanki. Na jego widok samica, z ogromnym koszem na plecach, schowała się w cień. Nie było śladu, aby polanka była używana, nie było nawet śladu po ognisku. Gdyby sam nie doświadczył jego ciepła, to miałby wątpliwości, czy w ogóle był tu ogień. Zdjął wilczą skórę z pleców i wyciągnął w jej stronę. Na mruknięcie samca, samica wzięła skórę, a potem oboje cicho weszli między drzewa i zniknęli. Jondalar, wracając nad rzekę, poczuł chłód bijący od wilgotnego odzienia. Dotarł na miejsce, gdy łódź przybijała do brzegu, i uśmiechnął się na widok wychodzącego z niej brata. Padli sobie w ramiona w pełnym braterskiej miłości uścisku. - Thonolan! Tak się cieszę, że cię widzę! Bałem się, że gdy znajdą pustą łódź, to wstrzymają poszukiwania, uznając mnie za zaginionego. - Starszy bracie, ile razem przeszliśmy już rzek? Myślisz, że nie wiem, iż umiesz pływać? Po znalezieniu łodzi wiedzieliśmy przynajmniej, że musisz być gdzieś niedaleko w górze rzeki. - Kto wziął połowę tej ryby? - zapytał Dolando. - Oddałem ją. - Oddał! Komu ją oddałeś? - zapytał Markeno. - A komu mógłby ją dać? - dodała Carolio. - Płaskogłowemu. - Płaskogłowemu?! - zabrzmiało w odpowiedzi chóralne pytanie. - Dlaczego miałbyś oddawać połowę tak wielkiej ryby płaskogłowemu? - zapytał Dolando. - Pomógł mi i poprosił o nią. - Co za bzdury wygadujesz? Jak płaskogłowy może o cokolwiek prosić? - dopytywał się Dolando. Ku zaskoczeniu Jondalara był rozzłoszczony. Przywódca Sharamudoi rzadko okazywał swój gniew. - Gdzie on jest? - Już odszedł do lasu. Byłem przemoczony i tak trząsłem się z zimna, że myślałem, iż nigdy się nie ogrzeję. Wtedy pojawił się ten młody płaskogłowy i zaprowadził mnie do swego ogniska... - Ognisko? A od kiedy to oni używają ognia? - zapytał Thonolan. - Ja widziałem płaskogłowego z ogniem - powiedział Barono. - Ja również widywałam już ich po tej stronie rzeki... z daleka - zauważyła Carolio. - Nie wiedziałem, że wrócili. Ilu ich tu było? - zapytał Dolando. - Tylko jeden młody i starsza samica. Może jego matka odparł Jondalar. - Jeżeli mają z sobą samice, to jest ich tu więcej. - Krępy przywódca rozejrzał się po lesie. - Chyba powinniśmy zebrać grupę łowców i oczyścić okolicę z płaskogłowych. Jondalara zastanowił nieprzyjemny ton Dolando. Już poprzednio w uwagach przywódcy na temat płaskogłowych było znać ślady tego tonu, ale nigdy nie był on tak jadowity. Przywództwo u Sharamudoi było sprawą kompetencji i daru przekonywania. Dolando został uznany za przywódcę nie dlatego, że był we wszystkim najlepszy, ale ponieważ był kompetentny, umiejętnie zjednywał sobie ludzi i rozwiązywał powstające problemy