Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Chyba będziemy musieli wytoczyć ciężką ar- tylerię. Campbell chce zwołać posiedzenie rady miejskiej... - Callie stęsknionym wzrokiem spojrzała na pizzerię, którą właśnie mijała. — Obiecałam, że weźmiesz w nim udział. - Kiedy? - Im szybciej, tym lepiej. Dziś po południu chcę umówić się na wywiad w lokalnej stacji telewizyjnej. - Trochę za wcześnie na wciąganie do gry środków maso- wego przekazu, dopiero gromadzimy amunicję, Blondie. Nie chcesz chyba wysypać się z całą historią, zanim opracujemy strategię. - Jest już środek lata, mamy więc tylko kilka miesięcy, póź- niej trzeba będzie zwinąć interes na zimę. Musimy dopuścić do sprawy dziennikarzy i w ten sposób docisnąć Dolana. Jeżeli się nie wycofa, nie pozwoli nam pracować, odmówi dotowania wstępnych prac i zacznie starać się o podjęcie budowy, wyjdzie na chciwego kretyna, który nie ma żadnego szacunku dla nauki i historii... Callie zaparkowała samochód przed hotelem, poprawiła słuchawkę i sięgnęła po plecak. - Tak czy owak, na razie niewiele masz dziennikarzom do powiedzenia - zauważył Leo. - Mogę trochę napompować te informacje, którymi dyspo- nuję. - Zatrzasnęła drzwiczki i podeszła do bagażnika, żeby wyjąć worek ze swoimi rzeczami. Zarzuciła go na ramię i ostrożnie podniosła pokrowiec z wiolonczelą. - Zaufaj mi - dodała. - I szybko zmontuj zespół. Wezmę studentów i zlecę im najprostsze prace, by sprawdzić, do czego się nadają. - Jednym szarpnięciem otworzyła drzwi wejściowe i podeszła do recepcji. - Chcę wynająć pokój, z największym łóżkiem, jakie macie, i w najcichszym punkcie - powiedzia- ła. - Postaraj się zwerbować Rosie - rzuciła do słuchawki. - I Nicka Longa, jeżeli ci się uda. - Wygrzebała z torby kartę kredytową i położyła ją na ladzie. — Będą mogli zamieszkać w tutejszym motelu, na przedmieściu. Właśnie się tu wpro- wadzam... - W jakim motelu? - Nie mam pojęcia, do diabła. Jak nazywa się to miejsce? - zwróciła się do recepcjonistki. - Gospoda pod Szpakiem. - Naprawdę? Zabawnie! Gospoda pod Szpakiem, autostra- da Maryland numer 34. Daj mi ręce, oczy i giętkie grzbiety do ciężkiej roboty, Leo. Jutro rano zaczynam pobierać próbki. Za- dzwonię. Rozłączyła się i wsunęła komórkę do kieszeni. - Czy można u was zamawiać posiłki do pokoju? - zapytała. 41 40 Kobieta za kontuarem wyglądała jak mocno postarzała la- leczka i roztaczała wokół siebie upajającą woń lawendy. - Nie, skarbie, ale nasza restauracja działa od szóstej rano do dwudziestej drugiej. Lepszego śniadania niż u nas nie mog- łabyś sobie wymarzyć, na pewno niewiele gorsze od tego, jakie przyrządzała ci mama. - Gdyby pani znała moją mamę, toby wiedziała pani, że to niewygórowana obietnica. - Callie zachichotała. - Myśli pani, że znajdzie się tu jakiś kelner lub chłopak z kuchni, który chciałby zarobić dziesiątkę za przyniesienie mi do pokoju ham- burgera z frytkami i dietetyczną pepsi? Hamburger mocno wysmażony. Muszę zabrać się do pracy i naprawdę nie mam czasu. - Moja wnuczka chętnie sobie dorobi. Zajmę się tym. - Ko- bieta wzięła dziesięciodolarowy banknot z ręki Callie i podała jej klucz z dużą czerwoną etykietką. - Dałam pani pokój z oknami wychodzącymi na tyły hotelu, numer sześćset trzy. Łóżko jest bardzo szerokie i panuje tam spokój. Tego hambur- gera dostanie pani za jakieś pół godziny, w porządku? - Doskonale, będę wdzięczna. - Pani... - Recepcjonistka spojrzała na podpis w karcie mel- dunkowej, usiłując odczytać nazwisko. - Pani Dunbock, tak? - Dunbrook. - Dunbrook. Jest pani skrzypaczką? - Nie, bynajmniej. - Callie się roześmiała. - Zarabiam na chleb, kopiąc w ziemi i grzebiąc się w pyle. Gram na wiolon- czeli - wskazała duży czarny pokrowiec - tylko dla relaksu. Proszę powiedzieć wnuczce, żeby nie zapomniała o keczupie. O szesnastej, ubrana w czyste oliwkowe spodnie i koszulę khakt, ze świeżo umytymi i ściągniętymi do tyłu długimi wło- sami, Callie ponownie pojechała na teren budowy. Zrobiła szczegółowe notatki, wysłała je pocztą elektroniczną do Lea, a po drodze wstąpiła na pocztę, aby nadać do jego biu- ra niewywołany film. Włożyła w uszy malutkie srebrne kolczyki ozdobione cel- tyckim motywem i poświęciła całe dziesięć minut na wykona- nie starannego makijażu. Zespół telewizyjny ustawiał już kamery. Callie zauważyła 42 także Lane Campbell, która trzymała za rękę płowowłosego chłopczyka ze strupami na kolanach, z brudnym podbródkiem, anielską buzią i intensywnie łobuzerskim spojrzeniem. Dolan, jak zwykle w niebieskiej koszuli z czerwonymi szel- kami, stał tuż obok tablicy z nazwą swojej firmy, pogrążony w rozmowie z kobietą, która niewątpliwie była reporterką. Cal- lie nigdy wcześniej nie widziała Dolana, ale była pewna, że to właśnie on, ponieważ zdradzał go bardzo niezadowolony wy- raz twarzy. Zatrzymał ciężkie spojrzenie na Callie i natych- miast ruszył w jej kierunku. - Pani nazywa się Dunbrook? - Doktor Callie Dunbrook. - Callie obdarzyła go promien- nym uśmiechem. Zdarzało się już, że mężczyźni topnieli jak świeży śnieg pod wpływem jej uroku, lecz Dolan najwyraźniej należał do odpornych. - Co się tu dzieje, do diabła? - Wymierzył wskazujący pa- lec w jej klatkę piersiową, ale na szczęście jej nie dźgnął