Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Spłynęli ze smutnymi minkami. Tymczasem w kierunku naszych bohaterów zaczęła truchtać jakaś rozsypująca się staruszka. - Niech będzie pochwalony chłopcy ! - powiedziała babina - Czy mogłabym skorzystać z waszej toalety ? - Spierdalaj starucho - nie krył zirytowania sytuacją Prosiaczek. - Ależ młodzieńcze, jak tak możesz się zwracać do bliźnich. To nie po krześcijańsku - zaczęła rugać baba. Tygrys już miał wyjąć bejzbola, a Kłapcio szotgana, lecz w tym momencie nadbiegła nasza ulubiona pipa. - Proszę, niech pani skorzysta z toalety u mnie w domku ! - cieszył się z kolejnego dobrego uczynku Krzyś. - Skąd ta pipa się tu wzięła ? Przeca wysłałem ją kiedyś w kosmos swoim podkręconym uderzeniem - zastanawiał się Tajger. - O kurwa, to nie był sen - powiedział, jak najposępniej się tylko dało, Królik. - Yyyyy ? - Pamiętacie dwa dni temu, jak waliliśmy ten nowy produkt BabyJagi[tm]... - Mocny Siepacz - przypomniał wspaniałe chwile Prosiaczek. - Właśnie - ciągnął przerażony zającopodobyn - Wyszedłem się odlać i zobaczyłem jakieś światło na naszym skromnym pięciohektarowym poletku gandzi. Po chwili podeszły do mnie jakieś dwie świetliste postacie, prowadziły ze sobą Krzysia. Objaśniły mi, że to coś wylądowało u nich na planecie, ale jak go przebadali, to stwierdzili, że trzeba go odesłać. Mówili coś o jakimś programie badawczym "Galactic Wars", że jak obejrzeli dupę Krzysia i jego małego siusiaka, to uznali, że Ziemia jest inna niż przypuszczali, że to jakaś chujowa planeta, na której żyją same dziwolągi i nie warto się nią zajmować. - Tobie od tego Siepacza to się w głowie kompletnie popieprzyło - rzucił trafną pointą Prosiaczek - Encyklopedia nazywa coś takiego "delirium tremens". Na tym rozmowa się skończyła. Nasi bohaterowie znów zaczęli przyglądać się pielgrzymom. I w tym momencie ujrzeli chyba najbardziej spasionego czarnego, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi. Toczył się, bo nie można było tego nazwać chodem. Łatwiej go było przeskoczyć, niż obejść. Pulpet, kotlet, karminadel, sznycel krakowski, baleron, parowóz, Jumbo Jet, Moby Dick, pięciodrzwiowa szafa - to tylko niektóre rzeczy, do których można go było porównać. Jego cielsko zasłoniło słońce i nagle zrobiło się ciemno, jak u Murzyna za piecem o północy. Jeszcze większe zdziwienie wywołał fakt, że ten oto osobnik toczył się do małej, przenośnej toalety ustawionej dla pielgrzymów. Żeby utrzymać jego dupsko, muszla musiała być chyba wykonana z jakiegoś kosmicznego stopu, połączenia tytanu, berylu, kewlaru i duraluminium. Normalny bakelit rozleciałby się w drobny mak. Obserwacje przerwał Królik, zwracając się do Puchatka. - Ty, widziałeś - zapytał - Jakiś koleś wszedł za twoją chatkę. - No i co z tego - ze spokojem odparł Kubuś, jednak po chwili - O kurwa, ten kutas pewnie chce nam trochę trawy podprowadzić. - Poepatować chuja przemocą - wrzasnęli wszyscy i rzucili się w kierunku puchatkowego domku. To, co tam zobaczyli trochę ich zirytowało i zdezorientowało. Wspomniany koleszka wcale nie podkradał gandzi, ba nawet nie wiedział co to tak sobie ładnie rośnie. On oddawał się czynności zwanej fachowo defekacją, a niefachowo skręcaniem sękacza. Kucał z wypiętym dupskiem i stękał. Puchatkowi trochę ulżyło, ale i tak był porządnie wkurwiony całą sytuacją. Wziął od Kłapcia szotgana i wycelował srającemu kolesiowi w głowę. - Jak masz na imię ? - zapytał. - Pa... Pa ... Patryk - wybełkotał przerażony pielgrzymkowicz. - Oj, rodzice to cię chyba nie kochali. Takie imię ! - robił fizjologiczny wywód tytułowy bohater całej tej wspaniałej serii - Choć z drugiej strony mogli cię jeszcze bardziej skrzywdzić. Mogli ci dać na imię... Filip... - Albo Krzyś - wtrącił się Prosiaczek. - Właśnie - kontynuował misiek - A teraz mój drogi Patryczku weźmiesz swoją dupę w troki i spłyniesz stąd, albo tak ci dołożymy, że cię będą musieli do trumny wlewać. - Ja, ja... ja przepraszam - próbował się tłumaczyć Patryk-Pokrak. - Zaspawaj wary frędzlu. Trzeci raz nie powtórzę. No, spierdalaj. Mówie wyraźnie. - Ty no Kubuś. Chyba nie przepuścimy temu jebanemu chujowi, że osrał nasze drogocenne poletko. Ja bym zajebał tego skurwysyna - wtrącił się Tygrysek, po czym szpetnie zaklął. Srający kmiot miał już spłynąć, ale pech chciał, że z tego całego zamieszania nie wytrzymały mu zwieracze i chłop się normalnie zlał, ze strachu of koz. Mocz lekko umoczył nowe adasie Kubusia. - Potrzymaj to - podał Kłapouchemu szotguna, po czym złapał za leżącą obok motyką (wiecie, trzeba czymś uprawiać role) i przepięknie rozsmarował głowę pielgrzyma na ścianie. Posoka bryzgała na wszystkie strony. Zrobił to maksymalnie profesjonalnie. Jednym ciosem. Był w końcu silny. Codzienne podnoszenie butelek z Heraclesem i innymi eliksirami wyrabia przeca mięśnie. - Odwaliło ci. Uprzedź zanim coś takiego zrobisz. Zobacz, teraz cały jestem w tym shicie - powiedział Królik ściągając sobie z futerka kawałki mózgu. - Fak, fak, fak - wrzeszczał lekko zdenerwowany Kubuś - Dzisiaj trzeba będzie się zalać, jak parasol bez rączki. Ale najpierw trzeba rozprawić się z tymi patafianami. - Mordować, gwałcić, przeklinać - ryknęli wszyscy kolektywnie, po czym wypadli przed chatkę. Nikogo już jednak nie było. Pielgrzymka zmyła się tak szybko, jak przybyła. Zostawiła po sobie chlew i oborę nie z tej Ziemi. Poszła, ale za chlew, oborę i zakłócanie spokoju - chuj im w krzyż. PS. Ten odcinek Kubusia dedykuję wszystkim, którzy co roku stykają się z niszczycielską siłą pielgrzymki. * "Świeżonka" to kultowa "sieć" barów dla kierowców TIRów przy drodze DK-1 między Częstochową a Łodzią (gdzie indziej może też, ale nie wiem). Serwuje się tam golonkę, żurek i ryby. Każdy bar to stojący na poboczu stary, zardzewiały autobus. KONIEC CZĘŚCI 27 CZĘŚĆ 28 : RE-BEER-OLUTIONS Pierwszy obudził się Pro-siaczek. Zaraz po przebudzeniu, nawiedziła go reflexja, że lepiej by było gdyby to był sen. To co widział było przeznaczone dla marines, a nie dla delikatnego, miłego pro-siaczka (jak nazwała go lokalna dziwka). Dom wyglądał gorzej niż zwykle po popijawach u Kubusia. Wszędzie leżały butelki Heraclesa, piwa, wódy i resztki niezidentyfikowanych prochów. Nie to było jednak najgorsze. Brygada walała się w promieniu 35 metrów od domku. Wszystko za sprawą (s)experymentów królika, który zaczął bawić się zestawem "młody chemik", mieszając spirytus z czteroazotanem erytrytu