Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Czy musi pozosta- wać na Wawelu, do którego August wprowadzi tamtą natychmiast po uznaniu małżeństwa przez sejm? A nawet wcześniej, choćby zgody po- słów nie uzyskał? Uciekać! Uciekać od tej ohydy, od tych Radziwił- łowskich knowań jak najdalej! Do dóbr litewskich? Nie, tam nie będzie już się czuła wszechmocną hosudarynią. Pozostaje Mazowsze... Nie była tam od dawna, nie przejęła we władanie z takim trudem uzyska- nych od męża miast, miasteczek i wsi. A przede wszystkim Warszawy. Dziwne, że właśnie ten nadwiślański gród przyszedł jej na myśl na wieść o zaofiarowaniu przez Ferdynanda pomocy jego zaciężnych wojsk. Musi zapytać Pappacodę, co wie o tamtejszym zamku - dawnej siedzi- bie mazowieckich książąt. I zacząć także działać. Z daleka, nie podglą- dana i nie podsłuchiwana przez nikogo. August... Jakże jest śmieszny, jeśli przypuszcza, że ona nie wie o każdym jego kroku, każdej ważniej- szej naradzie, niemal o każdej rozmowie w... cztery oczy. W parę dni później Stańczyk zderzył się na krużgankach z wychodzą- cymi od Bony Fryczem Modrzewskim i Ostoją. Przystanął i zaczął taje- mniczym szeptem: - Jeszcze młoda pani nie na Wawelu, a już od nowin głowa pęka. - Nowiny tak wielkie czy głowa tak mała? -zadrwił Ostoja. - Od żartów ja tu jestem. Wy od gry zręcznej albo niezręcznej. Tedy nowina pierwsza: król radzi się astrologa. Musi być niespokojny wielce. - To żadna nowina. A druga? - Może także wam znana? Że smok, smok italski, zaczął pełzać po wawelskich murach. 368 369 - To znaczy...? - wtrącił się do rozmowy Frycz. - Raczej pytajcie: po co? Ale tego właśnie nie wiem. Może chci- wość na mózg mu padła? Nie dość pożerania żywych ciał? Trzeba mu jeszcze zrywać makaty i zdzierać kobierce? - Skąd wiesz? - zmarszczył brwi Ostoja, a Frycz dodał: - I bacz, że mówisz do królewskich dworzan. - Mówię - warknął - bom po śmierci mojego króla sam sobie pan. Ani sługa jego syna, ani, jak wy, jego dostojnej małżonki. - Słyszałeś tedy, że wyjeżdża? - spytał Ostoja. - Słyszałem - skinął głową. - I krzyżyk, tuzin krzyżyków na dro- gę. A żaden ze złota, wszystkie z kłujących cierni. Niech jedzie presto, presto! I Deo gratias, żem dożył chwili, kiedy wawelski smok wypędza z tych murów smoka Sforzów. Żem się jego zwycięstwa doczekał... Obie nowiny okazały się prawdziwe. Już po raz drugi król, poprze- dzany przez Lasotę, wchodził do samotni astrologa. Nad metalową pły- tą podzieloną na regularne trójkąty, na których widoczne były znaki zo- diaku, na nitce wisiała laseczka z hebanu. Astrolog wprawiał ją ostroż- nie w ruch wirujący i laseczka zakreślała koła nad płytką. Dwa razy, trzy... Wreszcie zatrzymała się nad trójkątem ze znakiem Wodnika. Zygmunt August wpatrywał się w nią jak urzeczony. Szeptał: - Wciąż porusza się, krąży. Teraz. Już. Stanęła... - Na Wodniku, miłościwy panie. - Co oznacza?... - Wiele. Spełnienie wszystkich życzeń i pragnień - pośpieszył z od- powiedzią astrolog. - Powtórz jeszcze raz: wszystkich? - Tak, najjaśniejszy panie! - Słyszysz, Lasota? Będzie królować i mnie, i wam. Będzie szczęśli- wa. Ogromnie szczęśliwa, bo sic volunt astrae! Jednego nie wywróżyły gwiazdy. Nazajutrz w komnatach królowej zapadły decyzje świadczące o tym, że żadna z tajemnic króla nie była tajemnicą dla jego matki. Spytała tego dnia Pappacodę: - Czy wyruszył już goniec z ostrzeżeniem do królowej Izabeli? Tak? Bene. A teraz słuchajcie uważnie wszyscy. Od jutra z samego rana zbie- rać się do drogi. Bez żadnych komentarzy i bez rozgłosu. Zwyczajnie- ja i królewny wyjeżdżamy na Mazowsze. ,- A kupione przez nas opony? Flandryjskie makaty? - zapytał Pappacoda. - Zdjąć wszystkie, których tu przedtem nie było. Takoż załadować na wozy wszystkie lichtarze, puchary, misy srebrne i cały mój skarbiec. - Co zostawić? - wtrąciła się Marina. - Nic. - A kołyskę z Bari? - Po co? Nie słyszałam o żadnych nadziejach. Żadnych! Możecie odejść. Ty zaczekaj - zwróciła się do Pappacody. - Jakże teraz brak mi Alifia! Chciałeś być burgrabią krakowskim, a on nim został. Ale na przyszłość, w Warszawie... - Miłościwa pani wie, żem oddany duszą i ciałem! - zapewniał. - Tedy dopilnujesz, żeby po mnie nie ostało tu nic! Tak samo po królewnach. Niech wprowadzi tę swoją miłośnicę do pustych komnat